Kategorie
Ilustracja Parada Opornych i inne komiksy

Bez aluzji

Parada opornych powstaje absolutnie bez aluzji i odniesień do współczesności. To współczesność nam się dopasowuje  do Parady Opornych. Obrazek powstał kilka lat temu na temat roli władz w oświacie. A na co bym nie popatrzył – to wciąż i wszędzie pasuje…

Kategorie
Zwierzaki

Pumizacja

Pozwalam sobie na powtórkę tej historii ponieważ za tydzień zamieszczę jej świeżo napisany ciąg dalszy:

Wróciłem do domu i doznałem olśnienia. Są takie chwile, kiedy człowiek dokładnie wie, co chciałby zrobić, co może i co powinien. Jeśli ma pecha – są to trzy różne rzeczy, ale ja miałem szczęście. Przygotowałem się odpowiednio i poszedłem do saloniku. Kilka miesięcy wcześniej skończyliśmy remont. Plan zakładał, że z zabudowy wokół okna powstanie wnęka, w której będzie można wygodnie siedzieć na drewnianym podeście. Okazało się jednak, że trzeba coś tam dodać, bo sam podest nie jest zbyt komfortowy. Po długim poszukiwaniu kupiliśmy sobie dwa worko-pufy… i to było to! Od dwóch tygodni w środku każdego dnia słyszałem ich zew: CHODŹ SIE ZDRZEMNĄĆ… NO, CHODŹ TU… JEST SŁOŃCE, JEST WYGODNIE… ale niestety – ciągle coś mnie odwoływało do pilniejszych zadań… a wieczorem – to już nie to samo, co w południe.
Tym razem miało być inaczej. Szczęśliwie wyrobiłem się ze wszystkim i do jutra miałem spokój, a zatem mała przyjemna drzemeczka mogła się udać. Do tego ogarniała mnie senność, Nana wlazła pod kanapę i niczego nie chciała, po dwugodzinnym spacerze po krzakach, dziurach i pagórach byłem dosłoneczniony, dotleniony, rozleniwiony i zadowolony… mówiąc krótko: trudno o lepsze warunki.
Uformowałem pufa do spania, owinąłem się kocem i przybrałem wygodną pozycję embrionalną. Parę manewrów ustabilizowało moją pozycję we właściwej odległości od kaloryfera, granulat wypełniający worko-pufa chrzęścił obiecująco… Zmrużyłem oczy z rozkoszą i w tym samym momencie spadło na mnie coś jakby puszysty czterokilogramowy młotek. Dostałem tuż pod żebrami, wypuściłem powietrze z płuc nosem i ustami – mało brakowało a tą samą drogą poszłoby śniadanie.

Nie mogłem się ruszyć.

W moją twarz przez moment wbijało się spojrzenie szmaragdowych oczu w złotych obwódkach. Pod ich wpływem znieruchomiałem.
– No właśnie… – powiedziała Puma i otarła się policzkiem o mój nos – Można było się tego spodziewać.
– Dokładnie tak jak myślałam. – dodała po chwili. Z miną skupioną odwróciła się, przejechała ogonkiem pod moim nosem, wycelowała mi zadek prosto w oczy i ruszyła powoli wzdłuż mojego boku metodycznie udeptując.
– Co robisz? – odważyłem się zapytać, kiedy przestała balansować na moim ramieniu.

– Nie przeszkadzać podczas badania! – odpowiedziała nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Udeptała mi ramię, łokieć, bok, biodro i udo zanim przy kolanie odważyłem się zapytać cichutko:
– Co badasz?

– Ciebie. Nie widać? A teraz nie przeszkadzaj, to ważne. – Dreptała w miejscu przez chwilę, potem wypuściła pazurki i zmieniła metodę: tylne łapy stały w miejscu, przednie wydłużyły i zwolniły krok. Kocica zaczęła się wyciągać w kierunku mojego brzucha. Przez koc i ubranie czułem ostre igły wbijające mi się w skórę co kilka centymetrów. Trwało to długo, bardzo długo. Bałem się ruszyć – nie wiedziałem, co się dzieje a w takiej sytuacji lepiej nie przeszkadzać zawodowcom, zwłaszcza tym w bardzo chwiejnej pozycji.

Po dłuższym dreptaniu wzdłuż Pumiasta dała wyraźne dwa kroki, zeszła mi na brzuch i zwinęła się w kółko.

Podparła się brodą na moim łokciu i tak została. Nie było to zbyt wygodne… ale Puma wie, co robi.
Po kilku minutach odważyłem się zapytać:
– Skończyłaś?
Spojrzała na mnie z góry, co było sztuką zważywszy, że leżała mi na brzuchu.
– Badanie… tak. Ale nie zakłócaj terapii. – po czym z powrotem położyła brodę na mnie.

– Terapia? – aż coś mnie skręciło. Dobrze wiem, że koty potrafią wykrywać schorzenia niczym tomograf, reagują na stany zapalne i w niektórych wypadkach potrafią je złagodzić dotykiem… a Puma znalazła coś w moim brzuchu!
– Co mi jest? – ledwie wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
Znowu spojrzała mi w oczy z miną najwyższego sędziego:
– Brakuje ci pumu w organizmie. – wyjaśniła i wróciła do poprzedniej pozycji.
Zatkało mnie. Przeleciałem pamięcią tablicę Mendelejewa. Byłem w klasie matematyczno-fizycznej ale trzydzieści lat temu. Niemniej… zapamiętałbym taki pierwiastek. A może to jakiś związek organiczny? Sprawdzenie nie wchodziło w grę dopóki Pumiasta leżała na mnie i prowadziła terapię. Ale stres może zniszczyć efekt każdego leczenia! Stres zabija skuteczniej niż czy papierosy czy reforma opieki zdrowotnej! Nie wytrzymam niewiedzy… Rany Boskie, zachciało mi się spokojnej drzemki po południu… Nie mogłem dłużej.

Już miałem przerwać milczenie, kiedy usłyszałem i poczułem w brzuchu narastające wibracje i dźwięk:
– PUMMMRRRR…. CHRRRRRR…..PUUUMMMMMRRRRRCHRRRR… PUMMMMRRR…
Poczułem obezwładniające ciepło… zrozumiałem, że faktycznie czegoś mi brakowało… i oto to coś napływało w dużej ilości…
– Koty zawsze wiedzą… – pomyślałem zanim zamknąłem oczy.

Kategorie
Wierszyki i Owsiki

Owsik w sądzie

Owsik poczuł gniew straszny i żądzę zabicia
za to, że mu wytknęli miejsce i styl życia.

Podał sprawę do sądu lecz z takim wynikiem,
że stwierdzono sądownie: owsik jest owsikiem

Kategorie
Fotografia

Przedwiośnie fotograficzne czyli co robić, kiedy nie ma co robić?

Pies dość skutecznie wyznacza mój krąg zainteresowań fotograficznych – raczej nie zrobię psychologicznego portretu tam,
gdzie Nanusia lubi łazić i taplać się w błocie. Muszę brać to, co dają czyli zainteresować się wyciskaniem czegoś z tematów, z których już raz wszystko wycisnąłem.
Czasami nie ma wyjścia i łapię w szkiełko rzeczy, które mi się nie podobają, jak na przykład budowę osiedla na terenie podmokłych łąk. Cóż – „Ufajcie memu szkiełku i oku, nic tu nie widzę dookoła” – tyle, że oko i szkiełko jest właśnie po to, aby coś zobaczyć.

Pogodę też mam taką, jaka się trafi. Dzisiaj wiało. Chmury zasuwały po niebie na zmianę ze słoneczkiem, deszcz padał i przestawał, zanim włączyłem wycieraczki w samochodzie albo zanim włożyłem czapkę… a światło do zdjęć było dosyć efektowne. Co niniejszym wykorzystałem, chociaż wolę w takich warunkach fotografować port rybacki w Jastarni.  Ale jak jest dobre światło to i dźwig na niechcianej budowie dobrze wygląda. 

 

Nana uważa, ze taka pogoda jest super, bo pies nie musi ruszać łapami, żeby czuć pęd powietrza na nosie.

Poza tym okazało się, że nad Sudołem gospodaruje kolejna bobrowa rodzinka. Powstały nowe tamy, podniósł się poziom strumieni i przybyło kolorowych kaczek na rozlewiskach.

Spotkałem też panią, która twierdzi, że bobry to szkodniki. Nie przekonał jej argument, że regulują poziom wód w okolicy, a tworząc mokradła mają znaczący wpływ na lokalny klimat – pani zakrzyczała mnie, twierdząc, że ona się zna, bo jest w podstawówce nauczycielką przyrody. Niech wszyscy święci mają w opiece jej uczniów – niezłego bełta w głowach zrobi im ktoś, kto idąc po ostoi zwierząt wodnych widzi tam tylko brudne błoto.

Ale jest nadzieja – otóż pani powiedziała też, że bobry są szkodnikami, bo rolnicy tak mówią. Jako wnuk iluś-tam pokoleń rolników wiem, że szanujący się gospodarz uważa za szkodnika wszystko, co wlezie na jego pole i nie należy do niego – zatem może i ta pani nauczycielka (która spacerowała po czyjejś łące) zostanie zaliczona do grona szkodników wraz z bobrami, pogoniona przy użyciu wideł i znajdzie schronienie w bobrowym żeremiu. Trzeba mieć nadzieję. 

Póki co kusi mnie okropnie wycieczka po strumieniu.
Prawdę mówiąc zaliczyłem coś w tym rodzaju – grunt był tak miękki, że osiadł pod moim cielskiem na przeprawie i utknąłem po kolana. Przez chwilę poczułem się jak Bear Grylls…

ps. Dzisiaj wciąż odbieram komunikaty w stylu: „w miejscowości X piździ jak w kieleckim”. Jako gość wychowany na Kielecczyźnie czuję się w obowiązku wyjaśnić: takie stwierdzenia są wytworem ignorancji. Tamże nie piździ bardziej niż w innych rejonach Polski, zaś użytkownicy tej magicznej formuły nie wiedzą, iż  przysłowie brzmi: „piździ jak w kieleckim dworcu”. Wzięło się to stąd, że dosyć ruchliwy kielecki dworzec miał maleńki po-carski budynek z mikropoczekalnią, a do tego od zachodu dochodziło się do niego nad torami bardzo wysoką kładką o długości około stu metrów. Ten, kto wykonał taki spacerek w wietrzny dzień miał powody do narzekania a poczekalnia dworcowa nie poprawiała humoru. W latach 60-tych XX wieku stary dworzec zastąpiono dużym modernistycznym budynkiem z podziemnymi przejściami zaś pod koniec lat 70-tych zburzono kładkę. Obecnie w Kieleckiem już nie piździ – przeniosło się na parking nad Dworcem Kraków Główny Osobowy.

Kategorie
Bez kategorii Ilustracja

Manifest Cebulistyczny

 Daje się zauważyć w ostatnich latach obojętność tzw. przeciętnego Kowalskiego na sztuki plastyczne. Prawie wszystkie pytania o malarstwo kwituje on zazwyczaj tekstem „JA SIĘ NIE ZNAM”.
Takie wyznanie brzmi niezwykle w społeczeństwie, w którym KAŻDY zna się na WSZYSTKIM.
Dla większości znanych mi krytyków sztuki to znak obojętności i zagrożenie dla kultury.
Potraktujmy jednak tę postawę jako WYZWANIE i SZANSĘ.
Pokażmy Kowalskiemu dzieło plastyczne, na którym zna się na pewno.

Namalujmy dla niego cebulę.
Każdy może ją ocenić. Każdy zna się na cebuli.
Z malarskiego punktu widzenia przypomnę klasyka: plastyczna wartość cebuli jest taka sama jak plastyczna wartość głowy świętego – ale unikamy kłopotów z ideą. Cebula jest tematem bezpiecznym w kraju procesów o uczucia religijne.
Do tego jako obiekt oferuje wielką różnorodność cech indywidualnych.

Kiedy mąż opatrznościowy w telewizorze przewraca oczami i objawia porażającą prawdę – malujmy cebulę.
Kiedy polityk lub inny zawodowy łajdak głosi wyższość siebie nad kumplami – malujmy cebulę.
Kiedy naród do boju wystąpi z orężem – malujmy cebulę.
Kiedy TV kusi nas podpaskami, które dodadzą nam skrzydeł – malujmy cebulę.

Cebulizm nie jest zjawiskiem nowym – rozkwitł w Niderlandach w okresie wojen religijnych. Holenderscy mistrzowie chętnie skupiali się na malowaniu artykułów spożywczych zamiast ryzykować tematy, w których rzeczoznawcą malarstwa byłby sąd religijny.
Pierwszym polskim protocebulistą był Piotr Michałowski. Po okresie intensywnego oddawania się malarstwu zaangażowanemu w ideę wyjechał w końcu na wieś a jego głównym tematem stały się krowy, które malował jako instrukcję zakupu dla swoich pracowników jadących na targ po bydło. Taka wolta jednego z największych mistrzów pędzla nie może być przypadkiem! Protocebulizm Michałowskiego, znany również jako krowizm, wziął się z głębokiego namysłu i świadomego rozwoju wielkiego mistrza!
Idźmy śladem Michałowskiego i rozwijajmy jego ideę. Największy problem z Ideą Piotra Michałowskiego polega na tym, że rysunki krowistyczne miały całkiem zbędną funkcję użytkową, co uczyło odbiorcę, że obraz służy do Czegoś. A takich użytkowych obrazków mamy dzisiaj na pęczki w naszych skrzynkach pocztowych.

Odetnijmy elementy odwracające uwagę od zasadniczych walorów dzieła.
A zatem: jakie warunki musi spełniać obraz aby spełniał kryteria cebulistyczne?

1. Cebulizm odrzuca wszystkie tematy oprócz martwej natury. Portret, scena rodzajowa, czy, nie daj Boże, akt – zawierają odniesienia do relacji społecznych, historycznych czyli inaczej mówiąc: w Polsce – politycznych. Po ukończeniu obrazu cebulistycznego można zjeść modelkę, co w przypadku aktu prowadzi do wejścia w zbędne relacje z policją i sądem.
2. Cebulizm polega na powszechności – każdy wie, jak wygląda cebula, każdy może ją malować. Próba namalowania cebuli tak, by wyglądała jak coś innego, jest zdradą ideałów cebulistycznych. Możemy namalować cebulę w stylu impresjonistycznym, hiperrealistycznym, kubistycznie, jak Cezanne czy Seurat – byle wciąż została rozpoznawalna jako cebula. Formalne eksperymenty są możliwe a nawet wskazane, pod warunkiem zachowania wierności cebuli. Cebulistyczna cebula ma przemawiać do zwykłego Kowalskiego (a nie tego z filmu „Pingwiny z Madagaskaru”).
3. Cebulistyczna martwa natura zawiera tylko jeden, no najwyżej dwa-trzy obiekty o prostym kształcie. Skomplikowane układy brył czy draperii zaprzeczają idei powszechności cebulistycznej poprzez niepotrzebne komplikowanie tematu.
4. Cebulizm nie zajmuje się czasem i jego upływem – cebula, mimo swej podatności na utratę walorów spożywczych jest dobrem ponadczasowym i pozaczasowym. Po prostu trzeba co jakiś czas iść do zieleniaka ale i tak to robimy, czyż nie?
5. Cebulizm działa w sztukach plastycznych, nie jest jednak możliwy w filmie i literaturze, bo zwykły Kowalski nie czyta książek i nie pójdzie do multipleksu na panoramiczny pełnometrażowy film pokazujący leżącą samotnie cebulę przez 90 minut. Kino moralnego niepokoju udowodniło to nie jeden raz.

6. Cebulizm to nie jest program ucieczki – to program pozytywny. Fundamentem cebulizmu jest namalowanie cebuli, która rozpozna i polubi zwykły Kowalski.
7. Cebulizm zakłada powrót do spraw interesujących każdego (Kto nie lubi jeść? Kto nie widział cebuli?), prostych i podstawowych, bo cebula to podstawa porządnej tradycyjnej zupy.
8. Dyskusja z założeniami ideowymi cebulizmu to zdrada. Ale zdrada założeń cebulizmu nie jest niczym wielkim – do ruchu cebulistycznego nie przenosimy obyczajów politycznych czy religijnych.

Zamiast gadać – malujmy cebulę.
Cebula to podstawa komunikacji!

Kategorie
Dla dzieci Ilustracja

Kraina Zapomnianych Zabawek – może kontynuacja?

 Minęło sporo czasu od wydania Krainy Zapomnianych Zabawek, pokończyłem zaległe prace i różne tam takie… i zacząłem myśleć poważnie o pisaniu. Pierwszeństwo mają Królewskie Psy ale to akurat będzie grubsza robota, zajmie sporo czasu a w trakcie mogę zrobić coś mniejszego.

Chodzi mi po głowie opowieść w odmiennym klimacie –  w „Krainie…” nastroje były ekologiczne, krzaczaste i dżunglowe – nawet, jeśli dżungla była z plasteliny – zatem następna opowieść mogłaby pójść w stronę kosmosu i SF. Akcja, lasery, klasery i kosmiczny łowca, czyli np. Owca – terminator. Albo coś w tym rodzaju…

Zastanawiam się, czy w takich klimatach powinny pojawić się niektóre postaci z pierwszej opowieści – Myszki bez Zadyszki albo Indianin i Mustang galopujący po Mlecznej Drodze…

 


 

Kategorie
Ilustracja Parada Opornych i inne komiksy

Aforystycznie…

 

Pochwalę się. Jakiś czas temu miałem przyjemność ilustrować zbiorek aforyzmów prof. Zielińskiego wydany przez Oficynę Impuls. Jesienią ubiegłego roku ukazała się kontynuacja… 

Tyle, że wtedy ten blog był dopiero w planach, zatem nadrabiam zaległości w samochwalstwie…

 

 

Kategorie
Zwierzaki

Pisane psem – PPPOiW

Siadłem sobie wygodnie przy oknie – herbatka na kaloryferze, książka w łapie… i w tym momencie przydreptała Nana, usiadła dokładnie naprzeciwko i z podejrzaną inteligencją w spojrzeniu zaczęła się na mnie gapić. Nachalność u psa zawsze jest jakąś formą walki o władzę w domowym stadzie, dlatego na wszelki wypadek spojrzałem na nią groźnie i zapytałem surowo:
– A co pies tu robi?
Zamiast odsunąć się gdzieś dalej ze spuszczonym nosem odpowiedziała z żarem niewinności i inteligencji w orzechowych oczkach:
– Instaluję PPPOiW.
Brzęk mojej opadającej szczęki słychać było pewnie u sąsiadów.
– Co proszę?
– Psi Punkt Poboru Opłat i Wynagrodzeń.
Zabrzmiało to tak, jakby koty podsunęły Nanusi swoje własne pomysły. Co zresztą było całkiem możliwe, jako, że pod ich wpływem zaczęła różne rzeczy łapać przednią łapą zamiast zębami. 
– A za co niby te opłaty?
Najwyraźniej nie zastanawiała się zbyt długo nad tą kwestią, bo opuściła uszy i nieco straciła pewność siebie.
– Za urodę? – zaryzykowała
– Uroda nie jest na sprzedaż, więc nie należy za nią płacić. Mogłabyś zbrzydnąc od tego.
– Naprawdę? – oblizała nerwowo nos.
– Oczywiście. Kupione dziewczyny są o wiele brzydsze niż te, których nie da się kupić – wygłosiłem pouczenie ze śmiertelną powagą.
Przez chwilę ruszała uszami próbując szybko wymyślić jakiś tytuł do wypłaty.
– Za bycie pieskiem tutaj?
– Za to masz wyżywienie i dom. – zrobiłem stosownie surową minę – Chyba, że chcesz rozliczać się osobno za takie rzeczy… za ogrzewanie, wodę, udostępnienie kotów, czynsz za sześć łóżeczek w najlepszych lokalizacjach, opłaty przewodnickie za spacery poza miastem, obstawa na wypadek spotkania Wielkich Kudłatych Psów, ochrona przed widokiem konia na pastwisku… wątpię, żeby Ci się opłaciło.
– Za głaskanie?
– A czy ja cę w tej chwili głaszczę?
– No tak, ale zawsze możesz. – przybrała wybitnie głaskalniczy wygląd.
– To wtedy pogadamy. – Opanowałem chęć sięgnięcia do jej aksamitnych uszek.
– A za inteligencję?
– Rozum sam w sobie jest nagrodą a nie powodem do nagród – pożyczyłem tok rozumowania od któregoś ministra obcinającego wydatki na szkolnictwo.
Nana najwyraźniej nie spodziewała się aż tylu problemów na drodze do uzyskania nadprogramowych przysmaczków, bo przez chwilę myślała z opuszczonymi uszami.
– A jak cię poliżę?
– Nigdy nie handluj objawami uczuć. Kupowane uczucia nie są wiele warte.
– Za wierność?
– Próbujesz powiedzieć, że mogłabyś być niewierna? – zmarszczyłem groźnie brwi. Pomerdala ogonem, żeby rozwiać tak niebezpieczne podejrzenia.
– A jak zrobię „siad”? – zademonstrowała najlepsze wykonanie komendy w ciągu ostatnich dwóch lat.
– Nie prosiłem cię o to, więc siadaj sobie za darmo. – „Siad” i „waruj” zazwyczaj każemy jej robić, żeby nie dawać przysmaczków za darmo. Wszelką darmochę Nana interpretuje jako daninę dla wodza stada i zaraz potem zaczyna sprawiać kłopoty. Tym razem jej wystąpienie było zwyczajną próba wyłudzenia, gdyby się powiodło – psina uznalaby, że jest w domu szefem. A to szybko prowadzi do nieprzyjemnych starć. Nie mogłem jej ustąpić biorąc pod uwagę fakt, że to ona zaczęła całą sprawę.
– A „waruj”? – wykonała popis, który był nie tyle warowaniem, co majstersztykiem komandoskiej energii. Niemal zapadła się w parkiet.
– Patrz poprzednia odpowiedź.
– A za posłuszeństwo?
– A od kiedy samowolne instalowanie czegokolwiek jest objawem posłuszeństwa?
– A tak po prostu bez powodu? Zobacz, jaki mam pusty brzuszek!
Pogłaskałem. Brzuszek był raczej okrągly, podobnie jak reszta psiny. Skubnąlem fałdkę na boku.

– To wygląda raczej jak powód do diety niż do dokarmiania. Przy każdym spotkaniu doktor mówi, że powinnaś schudnąć o dwa kilo.
Przerażona dwiema grozami swojego życia – doktorem i dietą – zwinęła PPPOiW i pomaszerowała pod kredens, żeby mi te straszne pomysły wylecialy z głowy.

Mogłem wrócić do książki… ale zamiast tego zauważyłem jakąś dziwną akcję psio-kocią.
Na kredensie siedziała Pumiasta i przesuwała łapką kocie ciasteczko, które wyciągnęła sobie z pudełka ukradzionego i wyniesionego wcześniej z kuchni. Sądząc po ruchach skóry na psiej głowie wydawało ono jakąś niebiańską muzykę niedostępną dla ludzkich uszu. Cała Nana wyglądała jak saper patrzący na dyndającą nad nim bombę: spadnie? Nie spadnie?

Tymczasem Puma przesuwała przysmaczek tak, jakby na świecie nie istniały żadne psy a szczególnie ten konkretny, który wbijał łakomy wzrok w ruchy jej łapki.
Wreszcie ciasteczko spadło… ale nie dotknęło parkietu. Nanusia wciągnęła je w locie.
Zachęcona nieoczekiwanym sukcesem ustawiła się na spodziewanej trasie następnego ciasteczka.
Tyle, ze następne ciasteczko nie nadlatywało. Puma patrzyła z fascynacją na pudełko i ignorowała kolejno: wbity w siebie wzrok, nadzieję, wiarę oraz modlitwę o kolejne dary. Najwyraźniej dobrze się bawiła władzą, jaką zyskała nad swoim psem.
Nana nie wytrzymała napięcia.
– Zrzuć coś – pisnęła.
Puma powoli położyła łapkę na pudełku. Musiało smakowicie zaszeleścić, bo psina drgnęła.
Na następny szelest czekała jak posąg w napięciu prawie pięć minut. Pumiasta rozkoszowała się swoją potęgą.
W końcu wydłubała kolejne ciasteczko i zaczęła przesuwać je po kredensie.
Tego już było za wiele na ograniczoną psią cierpliwość.
– Puma, patrz, ja zarabiam na to ciasteczko! – powiedziała Nana i zaczęła na zmianę wykonywać „siad” i „waruj” – No! wypłacaj mi coś wreszcie!

Kategorie
Fotografia

Zimowo – chwilowo…

Różne znaki na niebie i ziemi wskazują, że mroźna zima się kończy i nadchodzi czas katarów, pociągania nosem i innych miejskich przyjemności. Jeszcze dzisiaj mogłem przejść po lodzie na Sudole i ustawić się do zdjęcia, ale jutro?

Na razie dla miłośników zamrożonej wody garstka jeszcze zimnych zdjęć.

Bobry wciąż pracują nad krajobrazem, żeremie powoli ale ciągle rośnie. Ostatnio boberkom ktoś zrobił kawał – dla ratowania boiska wstawili w tamy upust regulujący poziom wody. Cóż, boisko Tonianki może przestanie wyglądać jak basen ale szczerze wątpię, czy będzie się nadawało do gry. 

Poza tym ostatnie mrozy zrobiły coś fajnego ze starą trawą – mianowicie przerobiły ją na wzorek.

Zrobiło się szarawo i monochromatycznie. No i bardzo dobrze.

 

Kategorie
Fotografia Zwierzaki

Psie portrety – cz. 3 – czas

Czas mija a pies rośnie. Na początku jest to małe słodkie stworzenie, które wszyscy tulą i głaszczą. Potem jest to takie coś, co jeszcze nie jest małe ale duże też nie za bardzo ale na pewno inne niż wtedy, kiedy się je wzięło do domu.

A potem ni z tego ni z owego wyrasta na psa.

I to psa z pełnią psich możliwości, takich jak zdolność do biegania w kółko przez cały dzień czy zamiany w trociny wszystkiego co wlezie w zęby…

Czas jest bezlitosny, skoro zmienia szczeniaczki w dorosłe psy.