Kategorie
Dla dzieci Ilustracja Zwierzaki

Mamrotanki.

Zastanawiam się nad wydaniem Mamrotanek i na tę okoliczność pracuję nad postacią Kotka. Dawno temu Mamrotanki powstały jako Koci Głos w Świecie. Szkoda, gdyby miały zaginąć bez śladu, dlatego postanowiłem przypomnieć jedną z nich razem z garścią Kocich Obrazów:

 

Ja pacze i myślę!

Czy wieloryb ma coś do ryb?

Czy kret miewa coś na oku?

Co gołębie międlą w gębie?

Czemu boczek rośnie z boku?

Jakie figle lubi beagle?

Kiedy żaba bywa słaba?

To są, proszę drogich gości,

w Kociej TV wiadomości!

Leżę sobie i leżę… i leżę… a jak już za dużo tego leżenia to leżę dalej, bo i tak nie mam nic do roboty.

Leżałem na parapecie i oglądałem telewizor przez okno.

Bardzo ciekawy. Taki relaksujący i w ogóle. Wcale się nie dziwię, że ludzie tyle czasu przed nim siedzą. Można naprawdę się odprężyć. Tylko chyba im się zepsuł, bo od ich strony coś migało i świeciło. No, ale na szczęście im nie przeszkadzała ta awaria.

A ja postanowiłem zająć się poważną działalnością filozoficzną. Bo na świecie jest mnóstwo pytań! I nikt nie wie, jak szukać odpowiedzi, a filozofia zajmuje się właśnie takimi przypadkami…

No to ja zostałem filozofem: położyłem się wygodnie na plecach, wystawiłem brzuch do słońca, zacząłem na niego patrzeć i mruczeć. To dobra pozycja, żeby uwolnić KociUmysł od drobnych problemów i skupić się na Czymś Ważnym. Na przykład na Drzemce. A jak się obudziłem, to odkryłem Pierwsze Prawo Kociego Brzucha: brzuszek delikatnie smerany wydaje przyjemne mruczenie.

To bardzo ważne odkrycie! Bo jak się nie smera to brzuszek burczy i w ogóle jest kiepsko.

No a teraz pozostaje drugie poważne pytanie: kto ma smerać? Jak go znaleźć?

Nie wiedziałem, że odpowiedź przynosi kolejne pytania…

Ta cała filozofia to norrrrrrrrmalnie szalona przygoda!

Kategorie
Zwierzaki

Jesienny Pies

Usłyszałem charakterystyczne szuranie pazurami po parkiecie… Do pracowni wtoczyła się Nana. Potrafi ona wpaść, wejść, wbiec, wskoczyć, wjechać (na dywanie, z Pumą pod brzuchem), wkroczyć, wparować, wleźć… a tym razem się wtoczyła. Klapnęła ciężko na dywanik, oparła melancholijną mordę na łapach i zerknęła na mnie, czy zwracam uwagę na swojego pieska.
Udałem, że nie zwracam.
– Yyyypfffźźźśśśśffff… – westchnęła i podparła się policzkiem na obydwu łapach. Machnęła ogonkiem z boku na bok tak ciężko, jakby był co najmniej z ołowiu.
Nie mogłem dłużej pozostawać obojętny… O tej porze dnia Nanusia śpi w ciemnościach pod kanapą albo leży na plecach na swoim oficjalnym posłaniu. Jeśli w ogóle się ruszyła, to powód był piesko poważny.
– Co się stało, Nanusiu? – odwróciłem się w jej stronę.
W orzechowych oczkach zabłysło coś jakby łza (co nie oznacza smutku ale bardzo uczuciowo wygląda). Opuściła uszy na boki, nabrała nostalgicznego wyglądu i westchnęła znowu:
– Jesień….
– Ano jesień. To źle?
– Tak smutno…
Znałem te objawy. Od czasu do czasu nostalgia jesienna napada i ludzi.

– Mogę w tym pokoju pokazać przynajmniej jedną osobę, która godzinę temu biegała jak glupia i skakała na łeb w każdą kupę suchych liści na alejce.
– Kogo? – Nana obejrzała się na boki…
– Ciebie. Godzinę temu machałaś ogonkiem jak samolot śmigłem. Dziwne, że nie pofrunęłaś. A teraz ci tak strasznie smutno?
Nastawiła uszy w sposób wskazujący na intensywne myślenie.
– Jakoś tak mi się teraz zrobiło smutno. Bo drzewa łysieją… i liście się robią jak amstaffy… – znowu zrobiła minę nostalgiczną a do tego użyła porównania… Psy nie bawią się poezją, sprawa wyglądała poważnie. Ale musiałem coś wyjaśnić.
– Liście jak amstaffy? Takie brązowe i w paski?
– Nie. Takie ciężkie, że spadają z drzew. – sprecyzowała.
Wyglądało to jeszcze poważniej niż na początku. Nana kocha od kilku lat pewnego starszego amstaffa, na jego widok biegnie z daleka piszcząc, tuli uszy, biega wokół na tylnych łapkach i liże go z wielkim zaangażowaniem. Demon mógłby grać w horrorach. Wygląda jak uosobienie mitu o psie-mordercy, sądząc po bliznach sam wywołał trzecią wojnę światową i sam ją wygrał – ale przy Nanusi zaczyna skomleć i rozkrochmalać się w bardzo wyrazisty sposób. To dowód potęgi miłości, który zauważają nawet osoby postronne i niezbyt zainteresowane psami. Uczucie Nanusia rozszerzyła na buldogi wszelkich kolorów i rozmiarów, boston-teriery oraz połowę bokserów. Może nie aż tak wylewnie ale wyraźnie woli je od innego towarzystwa.
Musiałem wyjaśnić, czy ten napad poetyckości u Nany wywołała jakaś rewolucja w uczuciach i czy wszystko z nią w porządku.
– Co do amstaffów…. jak tam z twoim ukochanym?
– Słabiej pachnie… – powiedziała tak rozdzierająco, że udzieliła mi odrobiny swojego smutku. Chyba właśnie w tym tkwiła przyczyna jej nastroju… Drążenie tematu mogło pogorszyć sprawę, na szczęście wiedziałem jak zareagować. Skoro ludzkim kobietom zakupy poprawiają nastrój – nie ma powodu, żeby nie pomogły psiej pannie.
– Za godzinę pójdę do sklepu, możemy razem odwiedzić panią Bogusię.
Nana usiadła jak wystrzelona sprężyną. Uwielbia sklepik dla zwierząt i jego właścicielkę. Początkowo podejrzewaliśmy, że to zamiłowanie do artykułów żywnościowych ale od dawna już wiemy, że mamy do czynienia z uczuciem bezinteresownym i głębokim. Nie raz dostawała przysmaczek, który zostawiała na podłodze i pędziła za ladę, żeby się poprzytulać.
– Chodźmy teraz!
– Nie. Najpierw muszę skończyć kilka rzeczy. A potem pójdziemy po owoce i odwiedzimy przy okazji panią Bogusię.
Znowu nastawiła uszy w pozycję MYŚLENIE TWÓRCZE. A potem nagle złożyła uszy, opuściła brwi, pomerdała ogonkiem i przybrała wygląd zaokrąglony i niewinny.
– A mogę dostać to ciasteczko ze stołu? Będzie mi łatwiej poczekać…
– Nie mam ciasteczka. To winogrona. Takie zielone owoce. Nie lubisz ich.
– Skąd wiesz, skoro nie próbowałam?
– Bo próbowałaś. Wczoraj i przedwczoraj. Nie smakowały ci.
– Nie pamiętam. Muszę sprawdzić. – jak zwykle, kiedy w grę wchodziło jedzenie, Nana przybierała coraz inteligentniejszy wyraz. Obecnie wyglądała równie sprytnie jak Lis Witalis. Uznałem, że nie zbiednieję od jednego winogronka polizanego i wyplutego na podłogę, przynajmniej dopóki będę pamiętał, żeby je podnieść i wyrzucić zamiast wdeptać w dywan.
– Siadaj. Masz.
Wzięła owoc w zęby delikatnie… ale już widziałem, że przypomniała sobie wszystkie poprzednie próby zjedzenia winogron.
– Błe. Niedobre. A tobie smakują?
– Ja je lubię. I mają mnóstwo witamin.
– Nie mają. Nie widzę ich.
Już kilka razy poruszaliśmy temat witamin, psina nijak nie może zrozumieć, o co z nimi chodzi.
– Witamin nie widać. Ale są w każdym owocu.
– Wcale nie w każdym. A jak są, to ja je widzę. I jest tylko jedna albo dwie w jednym owocu.
Acha, rozmowa zaczyna być konkretna.
– Nanusiu, a jak wyglądają te witaminy?
– Są takie małe, zielonkawe z dwiema czarnymi kropkami na końcu, wyłażą z dziurki w jabłku i tak się śmiesznie ruszają.
– To są robaczki.
Zmarszczyła czoło.
– A co to za różnica?
– Witaminy to takie coś w rodzaju soku w owocach. Dobre dla zdrowia. Są bardzo różne. Nawet jest taka, która się robi na kocim futerku od słońca.
Zastrzygła uszami. Zamyśliła się i wstała.
– Słabo się czuję od tej jesieni. Chyba potrzebuję witamin. – oświadczyła i energicznie ruszyła do drzwi.
– A ty dokąd? nie wolno ci grzebać w lodówce.
– Wiem. Nie idę do lodówki, bo ona nie zawiera witamin.
– To dokąd?
– Wylizać kota.

Kategorie
Fotografia Zwierzaki

Psifotografia

Badania nad psem prowadzą nas do wniosku, że pies jest bardzo skomplikowany. Może być długowłosy.

 

Pies może mieć kłapciate uszka i zasłonięte oczy.

Może występować w odmianach pośrednich, np mieć długi ogonek ale krótkie łapy.

Poza tym pies porusza się po bardzo różnych terenach w różnym tempie. A na niektórych psach widać wyraźnie linię zanurzenia, która informuje o zdolności do pływania i rozszerzonych możliwościach latania po polu.

A jak się rozpędzi to lata nie tylko po polu… ale w ogóle sobie lata.

Niekoniecznie bardzo wysoko. 

Ale zawsze ładnie!

Kategorie
Zwierzaki

Być Kimś, być Kotem…

Życie Kota zdecydowanie nie jest łatwe. Łóżka zazwyczaj mają tylko jedną istotną cechę… jeśli kształt jest wygodny to na tym koniec. Naturalnie łóżeczko może być twarde (ma się przecież to futro!) ale nie powinno kapać do łóżka wtedy, kiedy świat potrzebuje naszej Drzemki. 

Albo problem psiego ogona: Zawsze są kłopoty z jego używaniem. Nie może się zatrzymać i dlatego trudno porządnie przeanalizować jego zawartość i budowę. Nie, żeby Kot mógł się od psa czegoś nauczyć… ale może jakaś inspiracja? A tu ogon ucieka i trzeba trzymać pazurami, żeby założyć go sobie na głowę… A o spokojnym wylizaniu szkoda gadać. 

Po prostu życie Kota jest bardzo trudne. Na szczęście są na świecie pudełka.

Kategorie
Zwierzaki

Pies – portret psychologiczny według Skubiego – wykład z Młynówki

Jak zrobić portret psa to niby każdy wie. Niektórzy jak się sprężą, to pamiętają, żeby kucnąć i trzymać aparat na wysokości oczu. 

A najczęściej robią rozmytą psią kropkę na tle całego parku i myślą, że to już. Nic dziwnego, że ja, Skubi, znany wykładowca Młynówkowej Akademii Nauk, postanowiłem podzielić się swoją wiedza na temat portretowania psiej duszy.

Po pierwsze: pies ma profil.

I ten profil wpływa na wygląd psa, po nim czasami można odróżnić buldoga od pekińczyka. Ale jeśli człowieki nie potrafią się skupić, to się patrzy na taki portret… i patrzy… i patrzyyy… i skupia wzrok że mało oczy nie wylecą… i nadal nie widać.

No kto to widział, żeby takie portrety robić? No ludzie, tak nie można.

Pies to jest pies. Trzeba zrozumieć, że myśli po psiemu.

I tę całą głębię psiuchologii pakuje się w portret. No bez głębi portreta robić? To co z tego wyjdzie? 

No tylko nie mówcie mi tu, że jak pies pozuje, to można sobie darować poważne podejście do zdjęcia. Tu nawet nie o psa idzie, tylko o sztukę. Znaczy: pies jest ważny i w ogóle, ale jako temat plastyczny wymaga tak samo poważnego podejścia jak kiełbasa: nie wolno zgubić esencji. Poważnie trzeba robić, o detale dba, żeby wiadomo było co kiełbasa, a co kwiatek. Potem wychodzi taki jeden z drugim artysta i płacze, że nikt go nie rozumie i nie docenia… A co tu rozumieć? Jak się patrzy i jest byle co, to znaczy, że to byle co… a nie rebus do rozumienia. Znaczy: dzieło ma być czytelne, bo to zależy od twórcy. A co sobie dośpiewa widz, to widza problem. Dlatego psa trzeba portretować z uczuciem dla psa i wyczuciem psiej osobowości. A jak się spartoli to od razu widać, bo pies wyje. O… tak:

AAAAAAUUUUUUUU!!!!!

Kategorie
Zwierzaki

Psi-jitsu

Nana prawdopodobnie jest meteopatyczką. Dowodzi tego fakt, że lubi patyki, nie lubi deszczu a pierwszy dzień po opadach wprawia ją w euforię. A jeżeli do tego trafi na Gizmo, to słowo „euforia”  przestaje wystarczać. Znają się od dawna, polubili się od razu, właściwie stanowią coś w rodzaju rodzinki kiedy się spotkają. Gizmo początkowo planował karierę pekińczyka ale przeszkodziła mu rodzinna tradycja, więc zdecydował się, że z zawodu zostanie domowym kundelkiem. Dzięki temu praca połączyła jego losy z Naną. Świetnie się dogadują razem, Gizmo bywa o nią zazdrosny ale odkłada to na później za każdym razem, kiedy sytuacja wymaga odrobiny psiego entuzjazmu. Obecnie pracują razem nad podręcznikiem zapasów dla ogoniastych. Ich zdaniem klasyczne ju-jitsu wywodzi się od psów, co próbują udowodnić w praktyce. 

Nie jestem zbyt zorientowany we wschodnich sztukach walki, dlatego nie podejmę się komentarza. Niektóre techniki wydają się to potwierdzać. Z drugiej strony – czy w dalekowschodniej tradycji wojennej przeżuwa się uszy przeciwnika w czasie walki? 

Będę wdzięczny za merytoryczną pomoc.

Kategorie
Zwierzaki

Uroda w sadełku

– Dawno mnie nie było. – oświadczyła Nanusia wyłażąc na dywan z kanapowej norki.

– Faktycznie. Całe pół godziny. – Odpowiedziałem z wyżyn fotela. Studzenie psich wyobrażeń to ważna część szefowania psio-ludzkim stadem, a że ja nie chcę kłócić się z pieskiem o władzę, to zawczasu stosuję takie sztuczki. – Co cię sprowadza aż tutaj?

– A… bo… pomyślałam sobie, że jakbyś nie mógł sobie poradzić z jakimiś psimi ciasteczkami, to ja mogę się przydać. – spojrzała mi w oczy z gotowością do poświęceń.

– Pamiętam o tobie i w takiej kryzysowej sytuacji na pewno cię zawołam bez wahania. – podrapałem psi boczek.

– To dobrze. Bo ja tu jestem. – wywróciła się brzuchem do góry. – I czuję się opustoszała…

To było całkiem nowe sformułowanie ale akurat w przypadku Nanusi łatwo zgadnąć, o co jej chodzi. Nasza psina nie ma zbyt wielu wymagań czy nieoczekiwanych aspiracji. Lubi biegać po polu w psim albo naszym towarzystwie, bawić się z kotami w domu, jeść i spać – w sumie to prosta i skuteczna recepta na szczęście.

Aż szkoda, że oprócz szczęścia jest na świecie taki dopust boży jak waga i pan doktor, który upiera się, że Nana powinna ważyć o półtora kilo mniej.

Dotknąłem delikatnie kulistego brzuszka.

– Nie wygląda na bardzo pusty…

– No wiesz… wyglądać a być… albo nawet czuć się… to takie różne pojęcia…

Kiedy pies zaczyna filozofować – sytuacja staje się poważna i lepiej szybko ją opanować zanim dojdzie do namiętnych spojrzeń pełnych głodu i wierności. Postanowiłem zmienić temat… ale nie za bardzo.

– A co to takiego? – złapałem wyraźną fałdkę nad ogonkiem.

– To uroda. Odpowiedziała Nana przewracając się na brzuch, żebym mógł się bardziej napawać tą… urodą. Uzbierało się jej sporo przez zimę. Postanowiłem nie rozmawiać o niej wprost.

– Wiosna się zaczęła. Będziemy teraz częściej jeździć za miasto. Będziesz biegać po polu, straszyć bażanty i namawiać sarny na zabawę.

– Super! – pomerdała żywo ogonkiem i znowu przewróciła się na plecy. Sarny nigdy nie rozumiały, dlaczego Nana biegnie za nimi i szczeka ale nie ustawała w wysiłkach.
A ja dyskretnie nie wspominałem, że jak się biega, to się chudnie. Po co narażać pieska na konflikt między przyjemnością i urodą?

Kategorie
Zwierzaki

Gwiazdka z Nanusią

– Dlaczego on się ubrał tak samo jak ten gruby? – zapytała Nanusia po obwąchaniu kolejnego już świętego Mikołaja pod kolejnym sklepem. Oczywiście ma nos do rozpoznawania osób i nikt nie przekona jej, że to jeden i ten sam gość w kilku odsłonach… a ja nie wiem, jak wytłumaczyć psu komercjalizację tej postaci, której nawet sami ludzie nie rozumieją.
– To taki służbowy strój – powiedziałem.
Pomerdała ogonkiem ze zrozumieniem.
– Wojsko jakieś czy straż miejska? – zapytała o sposób traktowania Mikołajów. Żołnierzy i policjantów lubiła, bo ją głaskali i chwalili, straż obchodziła z daleka, podobnie jak większość mieszkańców miasta. Musiałem udzielić psu wytycznych.
– To takie świąteczne wojsko.
– A dlaczego pachną sklepem, papierem i tymi rzeczami z kieszeni? – rzeczy z kieszeni to pieniądze. To chyba jedyne, czego sensu Nana nie rozumie, nawet wtedy, gdy przekładam jej wartość pieniędzy na psie ciasteczka.
– To coś w rodzaju żywego przypomnienia o świętym Mikołaju i zwyczajach.
Pomerdała ogonem ze zrozumieniem. 

– I co się z nimi robi?
– Idą święta. Na święta dzieci dostają prezenty ale wcześniej piszą listy do świętego Mikołaja z informacją, co chciałyby dostać.
– A jak ja chcę ciasteczko, to on mi da?
– Napisz list i zobacz.
– Jak to się robi?
– Najpierw dzieci piszą: „Kochany Święty Mikołaju…”, potem się przedstawiają, żeby wiedział, od kogo jest list, opowiadają, czy były grzeczne, bo niegrzeczne dzieci dostają rózgę jako ostrzeżenie… a potem piszą, czego by najbardziej chciały.
Piesek w zamyśleniu przestawił uszy i dłuższy czas dreptał za mną nie zwracając uwagi na otoczenie. Przez dłuższą chwilę szła nieobecna duchem, spotkanym kolegom machnęła ogonkiem raz i drugi, jakby ich nie znała… w końcu obejrzała jedno drzewo, potem drugie, trzecie… spojrzała na kolejne, jakby oceniała wysokość, przysiadła pod nim, podniosła trochę łapkę, żeby ochronić swoje „spodenki” i zaczęła sikać. Trwało to podejrzanie długo, tak, jakby postanowiła zużyć naraz zapasy zgromadzone na trzy najbliższe spacery. W końcu przestała i raźno poleciała w moją stronę. Wyglądała teraz na bardzo zadowoloną z siebie i energiczną.
– Co właściwie robiłaś tak długo?
– Pisałam list do świętego Mikołaja. Przeczytaj.
Nie umiem czytać psich wiadomości i nikogo do tego nie zachęcam – chyba, że ktoś lubi wąchać obsikane mury, dlatego poprosiłem Nanę o przekład, który poniżej precyzyjnie cytuję.
„Kochany święty Mikołaju, nazywam się Nana i jestem pieskiem. Mieszkam w mieście między ulicami, ale łatwo mnie wywąchasz idąc od tego drzewa. Zawsze jestem grzeczna, chyba, że śpię nocą na fotelu ale nikt mnie nie przyłapał, to nie będę Ci o tym wspominać. Czy możesz dać mi ciasteczko albo duży kawałek suszonego żwacza? Chciałabym też dostać rózgę z mnóstwem gałązek, żebym mogła je urywać jedna po drugiej… albo dobry patyk z gałązkami… Czy mogę  dostawać po jednym na każdym spacerze, żebym mogła go sobie pogryźć dla zabawy i nosić w zębach? I chciałabym dostać ciasteczko. A najbardziej chciałabym, żeby mnie głaskali przed kotami. Oprócz tego chciałbym ciasteczko albo dwa, jak masz tyle. I chciałabym, żeby Taro nie właził mi do łóżeczka, jak chcę spać… i żeby koty dały się złapać do polizania, bo mi zaraz uciekają na stół. I ciasteczko też mogę dostać. Ja zawsze jestem bardzo grzeczna.”

Kategorie
Zwierzaki

Kto reguluje pogodę?

– To jest bardzo niepiesowa pogoda… – powiedziała Nana, kiedy wycierałem jej mokre futerko – Do niczego jest taki śnieg, który tylko moczy, zamiast nadawać się do biegania. I łapki mam zimne. I brzuszek mokry.

– Listopad. Ale niedługo będzie lepiej. – pocieszyłem pieska, bo wyglądała jak ćwierć nieszczęścia.

– Naprawisz pogodę? – zrobiła raźną minę i pomerdała ogonkiem.

– Jasne. – westchnąłem. Nie jest łatwo być wszechmogącym, nawet tylko dla jednego niedużego pieska. – Ale wiesz, Nanusiu, to trochę potrwa. Trzeba wyregulować bardzo dużo rzeczy.

– To ja poczekam. – siadła i z nadzieją patrzyła w stronę szafki z psimi przekąskami.

Dałem jej kawałek żwacza. Poleciała pod kanapę, żeby jej ktoś nie zjadł tej delicji, która zapachem i wyglądem odstraszała wszystkich domowników. Mogłem się założyć, że zajmie się gryzieniem swojego skarbu i w cieple kanapy zapomni o problemach pogodowych. Poszedłem do pracowni, w końcu nic samo się nie zrobi. Siadłem za biurkiem.

Z kociego łóżeczka wyjrzała Puma i obdarzyła mnie zniesmaczonym spojrzeniem. Oczywiście ona zawsze słyszy wszystko w promieniu stu metrów. 

– Ładnie to tak kłamać pieska? Przecież ona wierzy w to wszystko, co jej opowiadasz…

Poczułem jak czerwienią mi się uszy pod ciężarem wyrzutu z kocich oczek. Puma tymczasem wyszła na blat i siadła między mną a monitorem, tak, żebym w żadnym razie nie widział, co robię.

– Dlaczego po prostu nie powiesz jej prawdy? – owinęła ogonem łapki.

– Nana mogłaby jej nie udźwignąć.

– No tak, jest tylko psem. – przeciągnęła się pod moim nosem i zaczepiła mnie łaskawie ogonem.

– Poza tym tak jest trochę lepiej. Nie śmie mi zawracać głowy żądaniami odpowiedniej pogody, tylko ufa, że zrobię taką, jak należy. – moje żałosne próby usprawiedliwiania dały tylko tyle, że kocica szybciej wlazła mi na kolana… do czego chciałem ją zniechęcić, w końcu kocia drzemka wymaga mojego bezruchu a moja praca – po prostu pracy… i te dwie rzeczy nie dają się pogodzić.

Dobra, dobra… nie tłumacz się. To nie ma sensu. – udeptała mi kolana w skróconym tempie i ułożyła się wygodnie. – Mogłeś nie przejmować się i powiedzieć jej prawdę: że to koty robią pogodę. A teraz nie ruszaj się, muszę trochę popracować. Ten śnieg mi nie wyszedł, bo wczoraj się ciągle wierciłeś. – powiedziała i zasnęła.

Oczywiście, to zawsze moja wina.

Kategorie
Zwierzaki

Kuchnia pod psem – Ogonek w łapkach

To danie proste ale wymaga pewnej ostrożności – jest tak kuszące, że nie sposób się oderwać i łatwo spędzić przy nim o wiele więcej czasu niż możemy sobie pozwolić.
Składniki:
1. kocyk wygrzany na słoneczku
1 kotek
1. My


Sposób przyrządzania:

Siadamy w dobrze nasłonecznionym miejscu z zamiarem złapania oddechu po pracy a przed przygotowaniem na dzień następny. Przykrywamy się kocykiem. Przychodzi kotek i układa się nam na rękach zwinięty w kłębuszek. Wówczas podsuwamy mu koniec ogonka pod nos, kotek łapie go w łapki, liże i mruczy… a my już jesteśmy ugotowani, bo nie potrafimy się oderwać od tego widoku.