Wakacyjna spotkanie w Bibliotece Publicznej w Raciborzu objęło grupę dzieci o bardzo zróżnicowanym wieku, od przedszkolaków do uczniów czwartej klasy i trwało 1,5 godziny.
Tematem był średniowieczny zamek – co wiązało się z wycieczkami, na jakie jeździły podczas wakacji. Rozmowa zaczęła się od zamków, które widziały. Dzieci opowiadały o zapamiętanych przez siebie częściach zamku, o wrażeniach, o tym, czy do zamku łatwo wejść? Ile widać z zamkowej wieży? W tym momencie tłumaczyłem, dlaczego właśnie tak zaprojektowano poszczególne budowle: dlaczego do wieży prowadzą wysokie, wąskie i drewniane schody na piętro zamiast wygodnej bramy na parter i przeszedłem do powstania średniowiecznego zamku – od przywileju królewskiego na budowę drewniano-ziemnej wieży poprzez kolejne etapy dodawania i udoskonalania fortyfikacji i zabudowań z wyjaśnieniem, do czego służyły. Wszystkie etapy ilustrowałem rysując węglem na kartce papieru. Wybrałem tę technikę z następujących powodów:
1. kawałek węgla czy kredy do zabawy dziecko może znaleźć wszędzie, to zabawka tania i nie wymagająca pomocy starszych
2. Dziecko może wypróbować rozcieranie palcami, różne sposoby trzymania – i każda próba da interesujący i odmienny efekt, osiągnięcie bogactwa form wymaga tylko swobodnej wyobraźni.
3. Wprowadzanie poprawek do rysunku jest szalenie łatwe, co przydaje się zarówno dzieciom mało wprawionym w technice, jak i mnie – ponieważ przedstawiając etapy powstawania zamku muszę szybko wycierać te fragmenty, które zasłaniam kolejnymi budowlami.
Podczas ilustrowania opowieści o powstawaniu zamku celowo stosowałem dosyć toporną kreskę, imitującą dziecięce próby – celem spotkania było ośmielenie dzieci do twórczości a nie moje własne popisy. Kiedy rysowany i opowiadany przeze mnie zamek urósł do rozmiarów dużej fortecy, przyszła kolej na dzieci. Poprosiłem, aby wczuły się w sytuacje rycerza, dowódcy drużyny, który otrzymuje od króla kawał pustej ziemi i buduje własny zamek. Dostały papier i kredki, po czym przystąpiły do tworzenia na papierze warownej siedziby. Nie znaczy to, że dzieci na te czas zostały same – po prostu był to czas zabawy w małych grupach, bo patrzyły sobie przez ramię i komentowały a ja krążyłem między grupkami pytając o szczegóły rozmaitych zamkowych pomysłów. Bawiły się nawet te najmłodsze, chociaż na ich rysunkach niekoniecznie ukazywał się zamek…
Po kilku minutach rysowania przyszedł czas na wspólne oglądanie – wszyscy autorzy chcieli pochwalić się swoją wizją, dlatego na ochotnika wychodzili i prezentowali rysunki opowiadając, dlaczego swoją rycerską siedzibę zaplanowali właśnie w ten niepowtarzalny sposób. Dzieci były bardzo aktywne, chciały mówić do publiczności a ich pomysły okazywały się zdumiewająco funkcjonalne.
Na zakończenie na każdym rysunku przybiłem swoją czerwoną japońską pieczęć wraz z autografem, co zamieniło własną twórczość dzieci w pamiątkę ze spotkania.