Kategorie
Ilustracja Zwierzaki

Szkice pod psem

Wróciłem do pomysłu z „Fizyką Psa”… a że w tym celu potrzebuję mojego psa przerobionego na komiks, to się wziąłem i przerabiam.

Nie jest łatwo.

 

 

Pies nie jedno ma imię a już ten konkretny pies jest wyjątkowo plastyczny i da się rysować na setki sposobów.
w efekcie różnymi narzędziami na różnym papierze rysuje ciągle tego samego pieska…

…i nie mogę się zdecydować na wybór ani stylistyki ani finalnej postaci.
ale będę próbował dalej.

Kategorie
Dla dzieci Ilustracja Zwierzaki

Mamrotanki.

Zastanawiam się nad wydaniem Mamrotanek i na tę okoliczność pracuję nad postacią Kotka. Dawno temu Mamrotanki powstały jako Koci Głos w Świecie. Szkoda, gdyby miały zaginąć bez śladu, dlatego postanowiłem przypomnieć jedną z nich razem z garścią Kocich Obrazów:

 

Ja pacze i myślę!

Czy wieloryb ma coś do ryb?

Czy kret miewa coś na oku?

Co gołębie międlą w gębie?

Czemu boczek rośnie z boku?

Jakie figle lubi beagle?

Kiedy żaba bywa słaba?

To są, proszę drogich gości,

w Kociej TV wiadomości!

Leżę sobie i leżę… i leżę… a jak już za dużo tego leżenia to leżę dalej, bo i tak nie mam nic do roboty.

Leżałem na parapecie i oglądałem telewizor przez okno.

Bardzo ciekawy. Taki relaksujący i w ogóle. Wcale się nie dziwię, że ludzie tyle czasu przed nim siedzą. Można naprawdę się odprężyć. Tylko chyba im się zepsuł, bo od ich strony coś migało i świeciło. No, ale na szczęście im nie przeszkadzała ta awaria.

A ja postanowiłem zająć się poważną działalnością filozoficzną. Bo na świecie jest mnóstwo pytań! I nikt nie wie, jak szukać odpowiedzi, a filozofia zajmuje się właśnie takimi przypadkami…

No to ja zostałem filozofem: położyłem się wygodnie na plecach, wystawiłem brzuch do słońca, zacząłem na niego patrzeć i mruczeć. To dobra pozycja, żeby uwolnić KociUmysł od drobnych problemów i skupić się na Czymś Ważnym. Na przykład na Drzemce. A jak się obudziłem, to odkryłem Pierwsze Prawo Kociego Brzucha: brzuszek delikatnie smerany wydaje przyjemne mruczenie.

To bardzo ważne odkrycie! Bo jak się nie smera to brzuszek burczy i w ogóle jest kiepsko.

No a teraz pozostaje drugie poważne pytanie: kto ma smerać? Jak go znaleźć?

Nie wiedziałem, że odpowiedź przynosi kolejne pytania…

Ta cała filozofia to norrrrrrrrmalnie szalona przygoda!

Kategorie
Wierszyki i Owsiki

Owsik szlachecki

Owsik rozpychał się w tyłku: Zadrżyjcie psubraty!
W dowód mego szlachectwa mam certyfikaty!
Lecz nie zyskał uznania, bo chociaż się puszył,
nikogo nie zadziwił ani też nie wzruszył.
Miał do tych papierów umysł niegotowy:
nie wiedział: co pergamin – co toaletowy…

 

Kategorie
Bez kategorii Wierszyki i Owsiki

Owsik tytan

Owsik krzyknął: – Ja mocarz! Ponad światem stanę!
Pierdnięto. Wzleciał. Rozbił łeb o porcelanę.
O wy, co was nad światem własna pycha niesie!
Możecie się nadymać – zginiecie w sedesie…

Kategorie
Wierszyki i Owsiki

Apokalipsa według Św. Endinga

Nasłuchałem się filmów i apeli oraz rozmaitych wystąpień o koronawirusie. Poszedłem z psem na spacer daleko od ludzkich domów i tam znalazłem właściwą perspektywę. Leżała nieużywana na szczycie pagórka, zatem postanowiłem ją wykorzystać i spisać obserwacje płynące z mediów. I oto jest bodajże pierwszy na świecie wiersz napisany przez samą rzeczywistość przy śladowym udziale osobnika uznawanego za autora. Przysięgam, ja tego wszystkiego nie wymyśliłem. W mediach było.

Apokalipsa według Św. Endinga

nagłówek błysnął wśród półgłówków
półgłówek zaginął wśród nagłówków

ludzie ostrożnie spotykają się, żeby wymienić się najnowszymi wersjami wirusa

Airbus wstrzymał loty, zastąpił go arbuz

biskup ogłasza nadejście zarazy w kolejnych kolorach tęczy
i prosi o zbiorowe modlitwy na intencję ich jak najmniejszego rozprzestrzeniania

Bóg nie wydał w tej sprawie żadnych oświadczeń

przed pasmanterią ustawia się rozrzedzona tyraliera ludzi po kordonek sanitarny

wycięto drzewa żeby je ochronić przed najgorszym (ktoś twierdzi, że „Najgorszy” to takie nazwisko)

na fali powszechnego narzekania na brak owoców nikt nie zauważył masowego wymierania pszczół

polityk znany z tego że tylko jest – robi co może, żeby być jeszcze bardziej

zima nie przyszła w obawie przed zarażeniem

prostytutki przeszły na świadczenie usług bezkontaktowych

przewidujący umierają zdrowsi

premier ogłosił że nie ma powodu do obaw, zatem wszyscy rzucili się robić zapasy

sklepy ogłosiły obniżkę cen na niewiadomą,
klienci kupują starannie odmierzone dawki

tajne służby jawnie podsłuchują się nawzajem

śmierć chwilowo zaniedbała swoje obowiązki
próbując wymienić starą kosę na najnowszy model kosiarki
w zamkniętych hipermarketach

radni ogłaszają swoje gminy strefami wolnymi od rzeczy niezrozumiałych
rozsądek postanowił ostrożnie nie zbliżać się w tamten region,
bo teraz rozsądek wydaje się z przepisu lekarza

ogłoszono stan wyjątkowy, żeby było jak zwykle

nagłówki krzyczą, że nie mają nic do powiedzenia

w ramach ograniczenia lotów poetom odebrano pegazy
zamiast tego wojsko wydało maski p-gaz, w których wyglądają jak słonie,
co znacząco dodało ciężaru gatunkowego ich osiągnięciom

podobno widziano rekina pod Płockiem

Nie ma już problemów z parkowaniem w centrum

 

Konstanty Ildefons Gałczyński nie nadążył za rozwojem rzeczywistości

oszołomiony tym wszystkim koniec świata przekrada się dyskretnie między nagłówkami

Kategorie
Wierszyki i Owsiki

Więcej o gaciach

Jako się rzekło, Kabaret Młynówka poświęca gaciom sporo uwagi. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że Magda jest natchnioną gaciorecytatorką. Gacie literackie, podobnie jak te obok, na obrazki z sieci wziętym, mają wielką pojemność znaczeniową i pozwalają tyleż wyrazić, ile zmieścić.

Mając to na względzie, jak również doceniając:
1. wieloletni dorobek poetycki Magdy
2. jej szczególne zasługi w dziedzinie gaciologii
3. jej benefis na okoliczność trzydziestolecia pracy twórczej
4. obecność na benefisie jej boston-terierki Gamy
5. ponadczasowość problematyki gaci
6. wynaleziony przez Magdę tzw. magdalik czyli odmianę superkrótkiej (co za tym idzie ekonomicznej) fraszki
7. mój własny rozpęd do klasycystycznych pochwał

… pozwoliłem sobie uhonorować Magdę stosowną odą.

Spojrzał Apollo w dół z Parnasu i wieszczył osobiście,
Że obok Wisły i Wawelu nastąpi Magdy przyjście!

Będzie poezja, boston-terrier, do tego mąż w krawacie.
Powstaną wiersze, magdaliki a czasem nawet gacie!

Nadjedzie Magda jak Walkiria rydwanem zaprzężonym w słówka,
że aż od myśli i metafor przepełni się Młynówka

czekamy wróżby tej spełnienia…
o! nadejdź! Magdo droga! z sztandarem z gaci,
z wierszem w garści, w imię Apolla-Boga!

A kiedy już zobaczyłem tę odę na blogu czyli w mediach (ciasnych ale własnych) to jako twórca ody poczułem, że jestem Odoaker albo inny Koźmian.

Kategorie
Historia i kultura

Dlaczego klasycy?

Jak się daje w tytule pytanie retoryczne, na przykład: dlaczego klasycy? to jest taka fajna odpowiedź: dlaczego by nie?!

Ale miałem ważny powód żeby w ostatnim czasie właśnie do klasyków powrócić.

Tak się złożyło że prowadziłem warsztaty z porozumiewania się czyli ogólnie rzecz biorąc z retoryki klasycznej. Siłą rzeczy przy okazji sięgnąłem do starych klimatów – między innymi do Cycerona i rozmaitych antycznych mądrości. Tak się nimi zasugerowałem, że nabuzowany klasyką, klasykami i klasycznymi stylami wylądowałem na benefisie Magdy. Benefis Magdy to sprawa poważna: po pierwsze 30-lecie pracy twórczej; po drugie promocja nowego zbioru wierszy pod tytułem ” Muza leciutka”; po trzecie tenże zbiorek wierszy wydany został jako gadżet charytatywny nie przeznaczony do sprzedaży tylko do rozdawania i Magda z Markiem wymyślili, że na uroczystej imprezie połączonej z wieczorkiem autorskim ci, którzy ofiarują coś na rzecz krakowskiego schroniska, dostaną tomik wierszy Magdy.

Marek wystąpił tutaj w roli, którą wielu ludzi uważa za niewdzięczną, ponieważ Marek ufundował zarówno imprezę jak i zbiorek.  Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że ta rola jest niewdzięczna tylko i wyłącznie według naszych współczesnych norm: jako ludzie współcześni cenimy sobie forsę ponad wszystko i nie w głowie nam wydawanie naszych ciężko pożyczonych pieniędzy na cele nie konsumpcyjne – a przynajmniej na rzeczy których my sami nie zjemy.

Marek poszedł do tego jak Mecenas do Horacego, czyli zapłacił zupełnie bezinteresownie za rzeczy,  które – co tu dużo gadać – w pieniądzach się nie zwrócą. Mając to w głowie oprócz klasycznych wzorów dobrego mówcy wziętymi wprost z Cycerona postanowiłem napisać coś dla Marka. Ostatecznie nie co dzień trafia się okazja, by dla jednego Marka wcielić się w drugiego Marka (nawet, jeśli Marek Tuliusz Cycero częściej używał przezwiska niż imienia).

Taka laudacja dziękczynna powinna być napisana stylem stosownie wymyślnym, podlega też konkretnym regułom: winna odnosić się do realnych wydarzeń i zasług,  zwracać się do chwalonej osoby bezpośrednio a także chwalącego ukazywać w sposób skromniejszy niż chwalonego. A zatem:

Laudacja de-Markacyjna

Marku wspaniały, Marku pełen chwały,
ceni Cię każdy, kto upadł na głowę.
z Tobą nie straszne spacery Młynówką,
z tobą i piwo jest bardziej chmielowe…

Ty umiesz ucztą ucieszyć poetów,
koncertem koisz melomanów uszy.
Z tobą radosne są pieśni i pieski,
Umiesz rozśmieszyć, umiesz też i wzruszyć!

Czego ci życzyć, gdy posiadasz wszystko:
miłość kobiety, psa i bogów dary:
przyjaciół na wsparcie, wróg na pośmiewisko,
dowcip wciąż młody, a rozsądek stary?

Czymże obdarzyć tego, kto sam darem?
Czymże ozdabiać, kto sam jest ozdobą?
My – pokarani dowcipu umiarem –
Sobie życzymy, byś pozostał sobą.

 

Kategorie
Historia i kultura

Muza leciutka czyli wiersze Magdy Kocemby

Okładka „Muzy leciutkiej”

Przeciętny Polak zapytany  o poezję zazwyczaj mówi, że on się na niej nie zna. Zasadniczo ma rację: bo trudno znać się na czymś, co nie jest regułą, tylko jedną wielką nieregularnością, wyjątkiem i zaskoczeniem. Gdybyśmy się na tym znali – co zdołałoby nas zaskoczyć?

Z drugiej strony – jeśli potraktujemy to jako regułę dotyczącą poezji, to oczywiście od niej jest wyjątek: wystarczy aby Polka dostała Nobla, a już natychmiast wszyscy znają się na jej twórczości, choćby nie czytali… I oczywiście wiedzą, co powinna napisać, żeby było lepiej, niż jest teraz, ponieważ można się nie znać na literaturze ale na Noblach, to się zna absolutnie każdy.

Niemniej Nobel literacki dla Polki to już wyjątek tak wielki, że pomijajmy go bez żalu w rozważaniach o regułach i obyczajach. Lepiej po prostu cieszyć się, kiedy już się zdarzył.

Na co dzień bez wstydu i skrępowania możemy przyjąć, że nie znamy się na poezji. Rozmawiałem kiedyś na ten temat z elektrykiem przy naprawie instalacji w domu i właściwie obydwaj byliśmy co do tego zgodni. A równocześnie obydwu nam podobały się fraszki Magdy. Na dłuższe wspólne czytanie po prostu brakło czasu ponieważ pan elektryk zakończył naprawę  bezpieczników.

Ja też wcale nie będę udawał wyjątku: nie znam się na prawdziwej poezji. Jako pisarz i filolog znam się na teorii literatury, poetyce, retoryce, metaforach, konwencjach literackich, tradycji, czytaniu ze zrozumieniem i całej masie takich rzeczy, które dodaje się do poezji, żeby z tego zrobić wiersz. Ba! zdarza się nawet że od czasu do czasu napiszę coś do rymu. Potrafię zmajstrować sonet albo jakiś inny gatunkowy wyrób wierszopodobny, niemniej nie mam złudzeń: prawdziwej poezji nie ma w tym za grosz.

W Kabarecie Młynówka poezją zajmuje się Magda. To Magda potrafi zrobić poważną refleksję z rymu „czy dziewica ma coś z cyca”.
Każdy w przystępie czarnowidztwa umie powiedzieć sobie, że życie jest do dupy, jednak Magda potrafi tę „głęboką” refleksję odwrócić i wyciągnąć z niej zupełnie nieoczekiwaną myśl, wbrew pozorom optymistyczną. Magda znajduje optymizm w depresji… może nie jakiś łatwy i na hura, ale jednak prawdziwy. Z trywialnych słów buduje niebanalne obserwacje i zaskakujące pointy.
W spacerze z psem potrafi znaleźć przekonywujący dowód istnienia wyższego porządku w naszej rzeczywistości, a to już dużo, jeśli z uwagą rozglądamy się wokół.
Na ogół reklamy telewizyjne przyzwyczajają nas do traktowania rozmaitych absurdów jako rzeczy zwykłej codziennej i całkowicie stosownej. Słusznie, bowiem bez pewnego zobojętnienia w końcu chcielibyśmy świat wokół nas uczynić trochę bardziej sensownym, co niestety wyrasta poza możliwości zwykłego człowieka.
A zatem bez mrugnięcia okiem akceptujemy pigułki, które mają nam zapewnić doskonałą formę na starość… chociaż wiemy, że starość polega właśnie na kiepskiej formie fizycznej i pogarszającej się umysłowej a jedynie śmierć potrafi skutecznie zakończyć kłopoty tego wieku.
Fałsz i rutynowe zakłamywanie rzeczywistości pozwala nam pogodzić się z tym, że do powszechnej pomyślności i dobra ma nas zaprowadzić oszust, któremu nie pożyczylibyśmy własnego samochodu ale chętnie powierzymy przyszłość.
Mogę bardzo długo wyliczać takie absurdy składające się na prostą i w gruncie rzeczy nie nową obserwację: żyjemy w czasach szalonych i ciekawych a w dodatku pozbawionych zupełnie jakiegokolwiek stałego porządku, czy gwarantowanych punktów odniesienia. Można sobie snuć długo mądrości na ten temat i cieszyć się własnym słowotokiem…

Magda załatwia to krótko: dedykuje wiersz prozacowi, jakby był osobistością zasługującą na wiersze i upamiętnianie oraz dedykacje.

„Muza leciutka” to zbiór zbiór intelektualnych przygód: przeskakiwania od banalnych słów do niebanalnych myśli, od zaskakujących zestawień do oczywistych obserwacji i z powrotem.  Dzięki temu oczywistość w wydaniu Magdy wcale nie jest taka banalna i nieciekawa, jak na ogół nam się wydaje. Wręcz przeciwnie: staje się materią do zabawy, refleksji, odkryć.
Mieszanie pospolitej formy tekstowej z odkrywczą myślą, która z tego wynika, operowanie sprzecznościami, paradoksami i gwałtownymi antytezami – składa się na metodę twórczą i specyficzną filozofię życiową.

Ta skłonność do zaskakiwania nieoczekiwanym konceptem podsuwa mi skojarzenia z barokiem, ale nie tylko: ostatecznie poezja przeciwstawień to bardzo czcigodna i klasyczna metoda literacka. Żart, zaskoczenie i prowokacja to najbardziej charakterystyczne cechy poezji Magdy.

Gdybym miał krótko powiedzieć, o czym Magda pisze, to najczęściej przychodzi mi do głowy, że o muszkieterach: Patosie, Erosie, Tanatosie i Intelektosie, który zazwyczaj w całym tym całym towarzystwie okazuje się najsłabszy, najbardziej kruchy a równocześnie najbardziej potrzebny, bo co byśmy zrobili bez niego?

Czy ma jakikolwiek sens rozpisywanie się na 400 stronach, o czym jest wiersz? Osobiście wątpię: lepiej jest po prostu wziąć „Muzę leciutką” i poczytać oryginały a nie biorące się z nich interpretacje. Ostatecznie bardzo ważnym i równoprawnym uczestnikiem wydarzenia poetyckiego jest po prostu myślący i czujący czytelnik, który sam sobie dorobi interpretację. I będzie to interpretacja jedyna, prawdziwa i wyjątkowa – jak każdy człowiek.

Kategorie
Historia i kultura Ilustracja

Obraz, symbole, znaczenia – czyli dzień dzisiejszy w kreskach.

Skąd taki dziwaczny obraz? Może wyssany z palca….
Ale bardziej odpowiada mi wyjaśnienie pewnego przedwojennego sierżanta, który miał wprowadzić uczniów gimnazjum w tajniki praktycznej wiedzy wojskowej starego frontowca. Nie miał podręcznika, regulaminu ani nawet kartki, zatem zapowiedział: Będę teraz mówił z niczego czyli z głowy.

Mamy symbol wypełniony… innymi symbolami i uzupełniony hasłem łacińskim. I co z tego? Skąd to się wzięło?

Ano bardzo dawno temu Konstantynowi przyśnił się krzyż i płonący napis POD TYM ZNAKIEM ZWYCIĘŻYSZ, co po łacinie brzmiało IN HOC SIGNO VINCES. Sny można traktować rozmaicie ale w krytycznych momentach kariery przejmujemy się nimi bardziej niż w innych… a Konstantyn szykował się do ostatecznej bitwy o panowanie w Cesarstwie, toteż następnego dnia kazał wykonać sztandary z wyobrażeniem krzyża i ruszył do bitwy ze swoim konkurentem.

Bitwę wygrał. Omen ze snu okazał się dobrym znakiem – zatem Konstantyn zakończył kilkusetletnią tradycję prześladowania chrześcijan.

Ten moment i hasło IN HOC SIGNO VINCES pozostał  swego rodzaju mitem założycielskim kościołów chrześcijańskich. Od tej pory chrześcijaństwo stało się uznawaną i społecznie akceptowalną religią, co wkrótce zaowocowało uporządkowaniem organizacyjnym, łączeniem się gmin chrześcijańskich w bardziej zwarte struktury a dzięki samemu Konstantynowi i również zupełnie poważną pozycją polityczną.

Nie mamy możliwości sprawdzenia, co rzeczywiście przyśniło się Konstantynowi. Czy nie była to tylko bajka opowiedziana w celu zmobilizowania swoich żołnierzy (bo historia zna takie wypadki) czy też autentyczny proroczy sen?Nie dowiemy się też co zrobiłby Konstantyn, gdyby przegrał bitwę pod mostem mulwijskim. Z pewnością chrześcijanie pożałowaliby bardzo przegranej… jako, że zwycięski przeciwnik Konstantyna nie darowałby im krzyża na sztandarach konkurenta a pokonany – nieskutecznego wstawiennictwa u Boga.

Tak czy inaczej hasło IN HOC SIGNO VINCES stało się czymś w rodzaju wzoru mitu założycielskiego w ogóle.

Czy może być lepsze motto organizacji, które poważnie podchodzą do swoich planów na przyszłość?

Pozostaje jednak kilka innych pytań, na przykład pytanie o symbol? Czym jest? Co znaczy? Jak działa? Ile ma wspólnego z mitem założycielskim?

Możemy sobie malować bardzo różne znaczki ale to, co one naprawdę znaczą, zależy przede wszystkim od tego, jakie znaczenie im przypiszemy MY, LUDZIE. Co z tym znaczeniem zrobimy dalej? Ile jesteśmy gotowi poświęcić w imię symbolu? Jakie znaczenie włożymy do znaku?

W praktyce: skoro za znak Polski Walczącej ludzie umierali, to nie jest on byle czym. Szacunek dla bohaterów nakazywałby nie używać ich znaku do spraw małych lub wręcz podejrzanych – w przeciwnym wypadku z ważnego symbolu zrobi się sposób zapaćkania murów. Dewaluacja w symbolach działa podobnie jak w finansach… A może nawet jeszcze łatwiej, gdyż symbole mają wartość czysto umowną, zaś na straży wartości monet i banknotów stoją jakieś instytucje.

Bardzo łatwo możemy zauważyć, że symbole bywają zawłaszczane przez ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z ich pierwotną i szanowaną treścią.

Zazwyczaj poprzez używanie jakiegoś czcigodnego symbolu łajdacy chcą skuteczniej oszukać postronnych a sobie dodać znaczenia…

Taką dewaluację symbolu możemy zaobserwować na przykładzie swastyki, która pierwotnie była prastarym symbolem ognia, życia i zwycięstwa używanym już w bardzo-bardzo-bardzo starożytnych Indiach.

Tymczasem swastyka została przejęta przez hitlerowców, którzy uznali że jest to symbol germański – albowiem im się Ariowie poplątali z Germanami. Faszyści nigdy nie grzeszyli wykształceniem, rozumem, czy wiedzą o dziejach kultury… za to lubili przemoc. W efekcie swastyka stała się przede wszystkim symbolem przemocy i faszyzmu – po prostu dlatego, że pod tym znakiem zamordowano wielu ludzi.

Spróbujmy oderwać symbol od znaczenia i historii jego znaczeń.

Swastyka jako taka nie znaczy nic: nie jest ani ogniem, ani zwycięstwem, ani ludobójstwem, ani morderstwem… jest niczym – tylko paroma kreskami namazanymi na jakiejś kontrastowej powierzchni.

A jednak potrafiła wywołać nerwowe reakcje u moich dziadków nawet wtedy, gdy przypadkiem zobaczyli w telewizji przygody kapitana Klossa.

Jeśli przyjrzymy się działaniom wszystkich współczesnych naśladowców faszyzmu – zauważymy, że potrafią równocześnie głosić jakieś wartości i czynnie je zwalczać.

Charakterystyczną cechą faszystów jest to, że ogłaszają się konserwatystami i obrońcami pradawnych tradycji a równocześnie niszczą wszystko, co jest jakąkolwiek tradycją i jej fundamentem. Ogłaszają się konserwatystami, ale głównie po to żeby wprowadzić swoją własną faszystowską rewolucję. Konserwatysta-rewolucjonista? Toż to oksymoron…

Faszyści chętnie ogłaszają się obrońcami przed lewicą… ale zawsze zaczynają od wysiłków na rzecz likwidacji lub przynajmniej marginalizacji parlamentu, czyli jedynego porządku politycznego, w którym może istnieć podział na lewicę i prawicę a do tego jakoś tak świetnie dogadywali się ze stalinowskim reżimem, który do dzisiaj ogłaszają symbolem lewicowości..

Faszyści określają się sami i bywają określani przez przeciwników jako skrajna prawica… ale ze wszystkich sił niszczą etos, do którego prawica się przyznaje. Przyjrzyjmy się frankistowskiej Hiszpanii czy III Rzeszy… gdzie tam było miejsce na Boga, Honor czy Ojczyznę? Kapłani mogli tylko służyć wodzowi… honor nie był tym, co określają stare tradycje ale podległością wobec wodza i tym, co on ogłosił za honorowe, a ojczyzny faszystów na ogół mocno ucierpiały wskutek ich wojen z resztą świata oraz szeroko demonstrowane głupoty. Zamiast trójki pojęć wyznaczających to, co prawicowe – faszyści mają tylko jedno: WÓDZ I JEGO WIDZIMISIĘ, TRAFIAJĄCE W ZAPOTRZEBOWANIE JEGO WIERNYCH.

Jeśli się na zastanowić nad historią faszyzmu – takiego zwykłego, codziennego; takiego, który rozwija się bez szybkiego przegrania wojny z całym światem… zgodnie z własną logiką… nie zostaje zakończony przez siły zewnętrzne… to można zauważyć różne ciekawe rzeczy.

Przede wszystkim łatwo zauważyć, że faszyści zaczynają od zniszczenia wszystkiego a potem zupełnie nie wiedzą, co robić dalej. Towarzysze partyjni Hitlera dostawali lukratywne stanowiska, ale popisywali się na nich niekompetencją lub korzystali ze sztabu bezpartyjnych fachowców.

Na każdym kroku widać, że wierność wobec wodza jest dla faszysty wartością ostateczną a czasami wręcz jedyną… i że ma ona zastąpić umysłową nieporadność.

Stosunek faszystów do głoszonego przez nich systemu wartości najlepiej oddaje stary dowcip: prawdziwy pełnokrwisty Aryjczyk powinien być blondynem jak Hitler, wysokim jak Goebbels, szczupłym jak Goering.

Popłuczyny po hitlerowcach pielęgnujące faszystowskie tradycje zachowują się dokładnie tak samo: gdy media obiegła sprawa tzw. Waffel-SS, okazało się, że czciciele Fuhrera uważają go za wielkiego wodza Polaków i wzór dla naszego narodu. Nie dotarło do nich, co ich idol przeznaczał Polakom.

Można tę faszystowską mentalność nazwać partią piłujących – piłują gałąź, na której siedzą, podcinają korzenie, na których zamierzają rosnąć, niszczą to, czego chcieliby używać.

Do tego ciągle deklarują mnóstwo najlepszych chęci i wkładają w swoje działania mnóstwo emocji i sił… za to świetnie obywają się bez sensu.

Od cesarza zaczynałem, na cesarzu zakończę:

Cesarz Tytus, jeżeli nie udało mu się dokonać czegoś dobrego, mówił DIEM PERDIDI czyli ZMARNOWAŁEM DZIEŃ. Łacińskie słowo perditus oznaczające coś lub kogoś zmarnowanego idealnie określa zarówno samych faszystów jak i ich wysiłki dla zbudowania nowego świata.

Przy czym zmarnowanie ludzi w tradycji rzymskiej oznaczało także kogoś niegodziwego, źle wychowanego – Rzymianie przywiązywali wielką wagę do wychowania.

IN HOC SIGNO PERDITI – oznacza po prostu POD TYM ZNAKIEM (SĄ, DZIAŁAJĄ) ZMARNOWANI.

Kategorie
Ilustracja

Nagły odlot królików…

Jak już wspomniałem wcześniej – mam pędzel.

Poza pędzlem mam czasem coś w głowie, co się kłębi jak króliki i wyrywa na wolność.  Ale najczęściej jest tak, że pomysły, idee i takie tam pojawiają mi się po obudzeniu a zanim wstanę, opłuczę się z resztek snu, wyprowadzę psa, pogłaszczę dwa koty i dokonam innych czynności podstawowych – po idei czy pomyśle nie zostaje żaden ślad.
Normalna to rzecz – niemniej nie jest to powód, żeby nic nie robić.

Ale co robić, kiedy nie wiadomo co robić?
W setkach wywiadów rozmaici twórcy (niezależnie: tfu!-rcy czy artyści) opowiadają o eksplorowaniu własnej wyobraźni. Recepta brzmi mądrze – dopóki w tej wyobraźni coś tkwi.
Ale jeśli uciekło, ulotniło się, wyskoczyło jak królik z kapelusza i poszło w siną dal?
Uznałem, że w tej sytuacji powinienem zająć się tematem uciekania.
Oto „Wielka Ucieczka Królików z Cylindra”. Rok 2019, reżyseria – ja, w rolach głównych: trzy króliki, balon i magik cyrkowy zrobiony w balona.
A to, co mi uciekło z głowy – pewnie też kiedyś namaluję…