Spacer po miejscu, które mnie niezmiennie inspiruje. Tym razem stare zdjęcia…
Spacer po miejscu, które mnie niezmiennie inspiruje. Tym razem stare zdjęcia…
Z powodu nadmiaru Facebooka zapomniałem zaktualizować swoją stronę… i nie trafiło tutaj parę rzeczy, które trafić powinny – takie jak na przykład obraz poświęcony okolicom podkrakowskich Balic… Maluję, maluję, maluję, wrzucam na Facebooka i zapominam o swoim archiwum.
Kiedyś zapomnę głowy.
Gdybym się często przeglądał w lustrze – mógłbym sobie namalować na czole notatkę… ale takie rzeczy znajduje jeszcze rzadziej niż obraz w pracowni, więc to nie podziała.
Długo nic nie publikowałem, co nie znaczy, że nic nie robiłem. Po prostu powstawianie obrazka we wszystkie istotne miejsca zajmuje tyle samo co jego namalowanie… Ale czasami udaje się i namalować i wstawić.
A zatem: jest. Wierzbowa Wiedźma frunie z wiosennymi wiatrami i przynosi pączki do drzew, żeby wyglądały trochę lepiej.
Mały akrylowy obrazek na płótnie, 33x41cm.
Tradycyjnie już zamieszczam garść zdjęć z Doliny Dłubni.
Ostatnio sporo chodzimy z Nanusią po Toniach i przy tej okazji odkryłem w aparacie zasoby nieruszanych od dawna zdjęć. Niniejszym je wykorzystuję… co ciekawe najstarsze powstały, kiedy tama przy wielkim żeremiu była 5 m dalej a w samym żeremiu mieszkała zupełnie inna bobrowa rodzina. Patriarcha tej rodziny ubiegłym roku przeniósł się na łono Abrahama i podgryza mu taboret, o czym wiem bo woda wyrzuciła go na brzeg i jacyś panowie sprawili mu pogrzeb. Ale, że nic w przyrodzie nie ginie, to i tak piękna lokalizacja mieszkania razem z kanałami i dostępem do smakowitych gałązek nie mogła się zmarnować. Wszystko wskazuje na obecność nowej, operatywnej rodziny bobrów, której członkowie rozbudowali biznes w inną stronę i obgryzają inne krzaki. A jak tam było ładnie – tak nadal zostało – z tym, że ostatnio spaceruje zdecydowanie więcej ludzi i nie wiadomo czy to dobrze czy źle.
Dobrze, bo więcej ludzi będzie chciało to miejsce zachować bez zmian. Źle, bo trudniej o spokój… I od tłumu wycieczkowiczów jeszcze gotowe się bobry wyprowadzić.
Nasłuchałem się filmów i apeli oraz rozmaitych wystąpień o koronawirusie. Poszedłem z psem na spacer daleko od ludzkich domów i tam znalazłem właściwą perspektywę. Leżała nieużywana na szczycie pagórka, zatem postanowiłem ją wykorzystać i spisać obserwacje płynące z mediów. I oto jest bodajże pierwszy na świecie wiersz napisany przez samą rzeczywistość przy śladowym udziale osobnika uznawanego za autora. Przysięgam, ja tego wszystkiego nie wymyśliłem. W mediach było.
nagłówek błysnął wśród półgłówków
półgłówek zaginął wśród nagłówków
ludzie ostrożnie spotykają się, żeby wymienić się najnowszymi wersjami wirusa
Airbus wstrzymał loty, zastąpił go arbuz
biskup ogłasza nadejście zarazy w kolejnych kolorach tęczy
i prosi o zbiorowe modlitwy na intencję ich jak najmniejszego rozprzestrzeniania
Bóg nie wydał w tej sprawie żadnych oświadczeń
przed pasmanterią ustawia się rozrzedzona tyraliera ludzi po kordonek sanitarny
wycięto drzewa żeby je ochronić przed najgorszym (ktoś twierdzi, że „Najgorszy” to takie nazwisko)
na fali powszechnego narzekania na brak owoców nikt nie zauważył masowego wymierania pszczół
polityk znany z tego że tylko jest – robi co może, żeby być jeszcze bardziej
zima nie przyszła w obawie przed zarażeniem
prostytutki przeszły na świadczenie usług bezkontaktowych
przewidujący umierają zdrowsi
premier ogłosił że nie ma powodu do obaw, zatem wszyscy rzucili się robić zapasy
sklepy ogłosiły obniżkę cen na niewiadomą,
klienci kupują starannie odmierzone dawki
tajne służby jawnie podsłuchują się nawzajem
śmierć chwilowo zaniedbała swoje obowiązki
próbując wymienić starą kosę na najnowszy model kosiarki
w zamkniętych hipermarketach
radni ogłaszają swoje gminy strefami wolnymi od rzeczy niezrozumiałych
rozsądek postanowił ostrożnie nie zbliżać się w tamten region,
bo teraz rozsądek wydaje się z przepisu lekarza
ogłoszono stan wyjątkowy, żeby było jak zwykle
nagłówki krzyczą, że nie mają nic do powiedzenia
w ramach ograniczenia lotów poetom odebrano pegazy
zamiast tego wojsko wydało maski p-gaz, w których wyglądają jak słonie,
co znacząco dodało ciężaru gatunkowego ich osiągnięciom
podobno widziano rekina pod Płockiem
Nie ma już problemów z parkowaniem w centrum
Konstanty Ildefons Gałczyński nie nadążył za rozwojem rzeczywistości
oszołomiony tym wszystkim koniec świata przekrada się dyskretnie między nagłówkami
Jak większość nałogowych polonistów mam skłonność do lania wody.
Rzecz bardziej denerwująca niż szkodliwa ale czasami wymyka się spod kontroli. A to naleję za dużo wody do czajnika, a to kranu nie zakręcę… czasem wlezę w wodę po kolana a czasami coś utopię.
Albo zrobię jakieś takie mokre zdjęcia na których kapie. Można z tym żyć – ale gdybym został hydraulikiem, byłoby to bardziej stosowne.
wo d
Nana prawdopodobnie jest meteopatyczką. Dowodzi tego fakt, że lubi patyki, nie lubi deszczu a pierwszy dzień po opadach wprawia ją w euforię. A jeżeli do tego trafi na Gizmo, to słowo „euforia” przestaje wystarczać. Znają się od dawna, polubili się od razu, właściwie stanowią coś w rodzaju rodzinki kiedy się spotkają. Gizmo początkowo planował karierę pekińczyka ale przeszkodziła mu rodzinna tradycja, więc zdecydował się, że z zawodu zostanie domowym kundelkiem. Dzięki temu praca połączyła jego losy z Naną. Świetnie się dogadują razem, Gizmo bywa o nią zazdrosny ale odkłada to na później za każdym razem, kiedy sytuacja wymaga odrobiny psiego entuzjazmu. Obecnie pracują razem nad podręcznikiem zapasów dla ogoniastych. Ich zdaniem klasyczne ju-jitsu wywodzi się od psów, co próbują udowodnić w praktyce.
Nie jestem zbyt zorientowany we wschodnich sztukach walki, dlatego nie podejmę się komentarza. Niektóre techniki wydają się to potwierdzać. Z drugiej strony – czy w dalekowschodniej tradycji wojennej przeżuwa się uszy przeciwnika w czasie walki?
Będę wdzięczny za merytoryczną pomoc.
Nana wiosną zyskuje na sile wyrazu – każda zmiana pory roku jej zdaniem jest zmianą na lepsze, bo nasz piesek szybko się nudzi jednostajnością. Ale niezależnie od pory roku jedno jest pewne: kiedy Wielki Psi Projektant zabierał się do tworzenia Nanusi – miał pod ręką tylko cyrkiel.