Kategorie
Zwierzaki

Gwiazdka z Nanusią

– Dlaczego on się ubrał tak samo jak ten gruby? – zapytała Nanusia po obwąchaniu kolejnego już świętego Mikołaja pod kolejnym sklepem. Oczywiście ma nos do rozpoznawania osób i nikt nie przekona jej, że to jeden i ten sam gość w kilku odsłonach… a ja nie wiem, jak wytłumaczyć psu komercjalizację tej postaci, której nawet sami ludzie nie rozumieją.
– To taki służbowy strój – powiedziałem.
Pomerdała ogonkiem ze zrozumieniem.
– Wojsko jakieś czy straż miejska? – zapytała o sposób traktowania Mikołajów. Żołnierzy i policjantów lubiła, bo ją głaskali i chwalili, straż obchodziła z daleka, podobnie jak większość mieszkańców miasta. Musiałem udzielić psu wytycznych.
– To takie świąteczne wojsko.
– A dlaczego pachną sklepem, papierem i tymi rzeczami z kieszeni? – rzeczy z kieszeni to pieniądze. To chyba jedyne, czego sensu Nana nie rozumie, nawet wtedy, gdy przekładam jej wartość pieniędzy na psie ciasteczka.
– To coś w rodzaju żywego przypomnienia o świętym Mikołaju i zwyczajach.
Pomerdała ogonem ze zrozumieniem. 

– I co się z nimi robi?
– Idą święta. Na święta dzieci dostają prezenty ale wcześniej piszą listy do świętego Mikołaja z informacją, co chciałyby dostać.
– A jak ja chcę ciasteczko, to on mi da?
– Napisz list i zobacz.
– Jak to się robi?
– Najpierw dzieci piszą: „Kochany Święty Mikołaju…”, potem się przedstawiają, żeby wiedział, od kogo jest list, opowiadają, czy były grzeczne, bo niegrzeczne dzieci dostają rózgę jako ostrzeżenie… a potem piszą, czego by najbardziej chciały.
Piesek w zamyśleniu przestawił uszy i dłuższy czas dreptał za mną nie zwracając uwagi na otoczenie. Przez dłuższą chwilę szła nieobecna duchem, spotkanym kolegom machnęła ogonkiem raz i drugi, jakby ich nie znała… w końcu obejrzała jedno drzewo, potem drugie, trzecie… spojrzała na kolejne, jakby oceniała wysokość, przysiadła pod nim, podniosła trochę łapkę, żeby ochronić swoje „spodenki” i zaczęła sikać. Trwało to podejrzanie długo, tak, jakby postanowiła zużyć naraz zapasy zgromadzone na trzy najbliższe spacery. W końcu przestała i raźno poleciała w moją stronę. Wyglądała teraz na bardzo zadowoloną z siebie i energiczną.
– Co właściwie robiłaś tak długo?
– Pisałam list do świętego Mikołaja. Przeczytaj.
Nie umiem czytać psich wiadomości i nikogo do tego nie zachęcam – chyba, że ktoś lubi wąchać obsikane mury, dlatego poprosiłem Nanę o przekład, który poniżej precyzyjnie cytuję.
„Kochany święty Mikołaju, nazywam się Nana i jestem pieskiem. Mieszkam w mieście między ulicami, ale łatwo mnie wywąchasz idąc od tego drzewa. Zawsze jestem grzeczna, chyba, że śpię nocą na fotelu ale nikt mnie nie przyłapał, to nie będę Ci o tym wspominać. Czy możesz dać mi ciasteczko albo duży kawałek suszonego żwacza? Chciałabym też dostać rózgę z mnóstwem gałązek, żebym mogła je urywać jedna po drugiej… albo dobry patyk z gałązkami… Czy mogę  dostawać po jednym na każdym spacerze, żebym mogła go sobie pogryźć dla zabawy i nosić w zębach? I chciałabym dostać ciasteczko. A najbardziej chciałabym, żeby mnie głaskali przed kotami. Oprócz tego chciałbym ciasteczko albo dwa, jak masz tyle. I chciałabym, żeby Taro nie właził mi do łóżeczka, jak chcę spać… i żeby koty dały się złapać do polizania, bo mi zaraz uciekają na stół. I ciasteczko też mogę dostać. Ja zawsze jestem bardzo grzeczna.”