Kategorie
Bez kategorii

Podzamcze Piekoszowskie

Podzamcze Piekoszowskie, początek zimy i popołudnie. Ruiny pałacu, które zasługują na osobny wpis…

Kategorie
Bez kategorii

Balice – pejzaż w akrylu i pastele olejne

Z powodu nadmiaru Facebooka zapomniałem zaktualizować swoją stronę… i nie trafiło tutaj parę rzeczy, które trafić powinny – takie jak na przykład obraz poświęcony okolicom podkrakowskich Balic… Maluję, maluję, maluję, wrzucam na Facebooka i zapominam o swoim archiwum.

Kiedyś zapomnę głowy.

Gdybym się często przeglądał w lustrze – mógłbym sobie namalować na czole notatkę… ale takie rzeczy znajduje jeszcze rzadziej niż obraz w pracowni, więc to nie podziała.

Kategorie
Bez kategorii Ilustracja

Wierzbowa Wiedźma aka Willow Witch…

Długo nic nie publikowałem, co nie znaczy, że nic nie robiłem. Po prostu powstawianie obrazka we wszystkie istotne miejsca zajmuje tyle samo co jego namalowanie… Ale czasami udaje się i namalować i wstawić.

A zatem: jest. Wierzbowa Wiedźma frunie z wiosennymi wiatrami i przynosi pączki do drzew, żeby wyglądały trochę lepiej.

Mały akrylowy obrazek na płótnie, 33x41cm.

Kategorie
Bez kategorii Ilustracja

Strach przed Burzą czyli Jaś na Wróble

Po długiej przerwie zapowiadającej się na jeszcze dłuższą, postanowiłem cokolwiek namalować, zanim pędzel będzie mi się kojarzył wyłącznie z goleniem. Pomysł powstał jakoś tak z miejsca, płótno leżało na szafie i czekało na zmiłowanie… Farby leżały blisko sztalug a sztalugi obok stołka. Czyli dało się zrobić. I oto powstał Jaś na Wróble, znany jako Strach przed Burzą.

Kategorie
Bez kategorii Wierszyki i Owsiki

Owsik tytan

Owsik krzyknął: – Ja mocarz! Ponad światem stanę!
Pierdnięto. Wzleciał. Rozbił łeb o porcelanę.
O wy, co was nad światem własna pycha niesie!
Możecie się nadymać – zginiecie w sedesie…

Kategorie
Bez kategorii

„Wszystko przez krasnala” – Malwina i Eliza na tropie, czyli jak zapragnąłem udusić autorkę

Jest wiele powodów, dla których czytelnik ma ochotę udusić autora. W pewnym sensie należy to do dobrych zwyczajów i jest swoistym świadectwem jakości. Jakiej jakości? To już zależy od powodów, dla których ma się ochotę autora udusić.

Można chcieć udusić autora z powodu straconego czasu. Ale na przykład Arthura Conana Doyle’a czytelnicy pobili pod bramą jego własnego domu, ponieważ napisał opowiadanie, w którym uśmiercił Sherlocka Holmesa. Do duszenia wówczas nie doszło, niemniej  motywacja była dla autora pochlebna.

Jak widać – chęć duszenia autora może być komplementem lub zniewagą czytelniczą.

Kiedy kilka dni temu znalazłem książkę w skrzynce na listy – nie wzbudziło to we mnie wielkich emocji. Kiedy otworzyłem kopertę i znalazłem tam ” Wszystko przez krasnala” – ucieszyłem się. Lekko się zdenerwowałem, kiedy książkę zgarnęła mi spod ręki małżonka. Kiedy zaczęła czytać i wypadła z obiegu – zdenerwowałem się bardzo. A moje zdenerwowanie narastało, gdyż małżonka wsiąkła w książkę na cały dzień. W końcu sam się dorwałem do tego „krasnala”, po czym i ja wsiąkłem na cały dzień.

Nie jest to kryminał aż tak śmieszny, jak inne opowieści Małgorzaty Kursy. Środek ciężkości tym razem spoczął na charakterach i narastającym napięciu w grupie kilku osób zamkniętych w niewielkim ośrodku wypoczynkowym – inaczej mówiąc: mamy tu do czynienia z wariacją na temat klasycznego kryminału Agathy Christie. Wariacją twórczą i udaną, czego dowodzi fakt, że dwie dorosłe osoby obeznane z różnymi opowieściami kryminalnymi (czyli ja i moja małżonka) zaczytały się w tej historii rezygnując z innych czynności życiowych.

Przy podejmowaniu  podobnych wyzwań o sukcesie decyduje między innymi umiejętność wiarygodnego pokazania podobnej sytuacji w odmiennych realiach kulturowych. W powieści Małgorzaty Kursy zarówno realia współczesnego małego ośrodka wypoczynkowego, charaktery postaci drugoplanowych, jak i dialogi stanowią bardzo smakowitą całość.

A kiedy skończyłem opowieść i spojrzałem nie tyle na zegarek, co w kalendarz, nabrałem ochoty na uduszenie autorki. Wyrwała mi z życiorysu czas przeznaczony na kilka ważnych zadań, która teraz będę musiał ze sobą pogodzić i robić na raz.

Cóż, przed sięgnięciem po tę książkę należy się upewnić, że nie mamy nic pilnego do roboty.

Kategorie
Bez kategorii

Trzy wiedźmy – Panna Lodowa

Trzecia z Wiedźm ma śmieszną historię.

Po pierwsze nie doczekała się fotografii w porę, pojechała na wystawę zaraz po namalowaniu i przez miesiąc nie można było jej zobaczyć w sieci. Ale zanim doszło do jakichkolwiek przygód z gotowym obrazem, było jeszcze samo malowanie.

Trzecia Wiedźma (albo Panna, jak kto woli) ma nieco inna wymowę niż poprzednie. Po pierwsze nie powinna kojarzyć się za bardzo z życiem – jest lodowa. Po drugie… z czym ma się kojarzyć? Malując nie do końca wiedziałem. Zimna uroda to dość abstrakcyjne pojęcie, bo w urodzie kobiet w ogóle jest coś ciepłego.

A zatem namalowałem, jak mi w duszy grało.

Kategorie
Bez kategorii

Wystawa, wystawa i po wystawie.

Przez cały wrzesień trwała sobie moja pierwsza wystawa – w filii nr 21 Biblioteki Publicznej w Krakowie. Aż wreszcie się skończyła uroczystym finisażem.

Podobno nie ma w języku polskim takiego słowa… ale jest takie zjawisko w polskiej rzeczywistości a jakoś trzeba je nazwać. Zatem niech będzie finisaż, dopóki ktoś nie wymyśli lepszej nazwy. 
Jedni mówią, że na początku był chaos, inni mają na ten temat zdanie odrębne… jednakże na pewno na początku był wszechświat zwany biblioteką, jak to dawno temu napisał Jorge Borghes. I gdyby nie Biblioteka oraz jej Załoga – nie byłoby wystawy, a zatem i uroczystego zakończenia tejże.

Zatem serdecznie dziękuję Załodze Biblioteki przy Królewskiej 59 oraz Dyrekcji, która w porę zezwoliła na niezbędne dodatki do imprezy…

Dziękuję też Gościom – zarówno tym, którzy przyszli zaproszeni jak i tym, którzy przyszli przypadkiem… oraz tym, którzy wsparli mnie w inny sposób. Ostatecznie: po co malować, gdyby nikt nie przychodził popatrzeć? Dziękuję też pieskom,. które ze wszystkich psich sił dokładały się do zbudowania odpowiedniego nastroju. Dziękuję za słowa i za słuchanie – jedno i drugie było bezcenne.

I zapraszam na następną wystawę – chociaż jeszcze nie wiem, gdzie i kiedy.

 

Kategorie
Bez kategorii

Trzy wiedźmy – Panna Ognista

Po konfrontacji z tematem aniołkowym   siedziałem sobie z kotem na kolanach… i gapiłem na gotowy obraz, skoro i tak nie mogłem robić nic innego. A w tle leciała „Ballada ćwiczebna na tempo i dykcję” Andrzeja Waligórskiego , której słuchanie jest absolutnie konieczne aby zrozumieć to wszystko, co napiszę dalej.  Otóż pod jej wpływem zapragnąłem zrobić tryptyk. Niby nic wielkiego, wielu ludzi robi to od czasu do czasu, dla mnie samego byłby to drugi tryptyk po „Drzewnych koszmarach” … ale naszła mnie myśl, żeby poszczególne części różniły się od siebie przy równoczesnym zachowaniu wielu cech wspólnych.

Nie ukrywam też chęci namalowania baby ognistej, która mi towarzyszy od pewnego czasu – a mianowicie, odkąd zacząłem pisać wątek Prawiesióstr w kolejnej części „Królewskich Psów” . W tym wypadku rzeczona baba musiała trzymać założenie podstawowe obowiązujące „Pannę Drzewną” – absolutnie nie powinna być milutka! Nie powinna mieć normalnych oczu, tylko jakieś takie puste przestrzenie stosowne dla wiedźmy, no i powinna mieć sporo fałd w odzieży…  przy zachowaniu wspólnych cech sylwetki i formatu.

Ładne parę dni mi zajęła… Używałem, jak poprzednio, farb metalicznych, które w żaden sposób nie chcą wyjść na zdjęciu jak należy ale sprawiają, że obraz sprawia niespodzianki przy oglądaniu w rzeczywistości. Praca na stojąco sprawiła, że Pumiasta obraziła się na mnie straszliwie, ponieważ nie mogła mi siedzieć na kolanach mimo całego czasu spędzonego w pracowni…

A zatem cześć i chwała Mojej Małżonce, która tolerowała, że tyle czasu spędzam z inną, niechby i malowaną…

Skończyłem. Przy okazji wymyśliłem trzecią pannę –  tym razem śnieżną, co powinno mi przynieść trochę ochłody przy zapowiadanych na koniec sierpnia upałach…

Kategorie
Bez kategorii

Wiedźmy na wakacjach – czyli dwa morderstwa i włeb według Małgorzaty Kursy

 Skrytka pocztowa to dziwna rzecz. Niby mała i ciasna a zmieściły się w niej cztery wiedźmy i jeden duży sekretarek. Wyciągnąłem to towarzystwo upakowane w nową książkę Małgorzaty Kursy i przeczytałem w jeden wieczór.
Pierwsza opowieść o Agencji Literackiej „Tercet” wywołała swego czasu niewielką burzę, była albowiem powieścią z kluczem i spore literackie grono rozpoznało się w bohaterach drugoplanowych.

Przyznaję bez bicia, że nie zadałem sobie trudu aby szukać klucza towarzyskiego w „Wiedźmach na wakacjach” – uważam, że to zajęcie tylko dla sportretowanych. A że sam siebie nie rozpoznałem w książce, to i nie miałem powodu do dalszego szukania.

Zawsze znacznie ciekawsza jest sama opowieść niż odgadywanie: kto? komu? jak? dokopał…

Na pierwszy „rzut mózgiem” (bo rzut okiem dotyczy widzenia a czytanie ze zrozumieniem bardziej angażuje inny organ) „Wiedźmy na wakacjach” mają mniejsze tempo niż poprzednia opowieść i łatwo byłoby tu powiedzieć sobie, że sequele zwykle bywają słabsze.

Ale to jednak nie ten wypadek. Małgorzata Kursa napisała sporo kryminalnych historii z przymrużeniem oka (w tym sequeli) i zawsze umiała utrzymać poziom – nie ma powodu do podejrzeń, że nagle się popsuła z nieznanych przyczyn. Człowiek to nie komputer.

A zatem: spadek tempa to metoda czy autorska wpadka?

Po pierwsze: tempo opowieści oddaje nieźle realia sezonu ogórkowego, w trakcie którego dzieje się akcja.

Po drugie: jest metoda w tym odstępstwie od zasad fabuły z dreszczykiem emocji…

Jak się zastanowiłem – zauważyłem, że mamy tu do czynienia z ciekawym eksperymentem w zakresie opowieści kryminalnej. Zwykle zabawa polega na rozwiązaniu zagadki – na wejściu w role stanowiące jakieś promile grupy zaangażowanej w wydarzenia: czytelnik śledzi bądź to przestępcę bądź detektywa a nie całą resztę.

A może jednak cała reszta jest równie ciekawa?

W tym wypadku idziemy śladem osób, które w każdym kryminale stanowią większość: tych, których rzecz dotyczy ale nie wiedzą, co jest grane? ani nawet nie zdają sobie sprawy, jaka im przypada rola? co się dzieje? i co właściwie im grozi?

Minus tego punktu widzenia polega na zepchnięciu zagadki na plan dalszy, a wyeksponowaniu wątku obyczajowego. Zwolennicy klasycznego kryminału być może poczują się rozczarowani w przeciwieństwie do miłośników literackiego portretu…

Na celowy zabieg wskazuje cała budowa tej historii: mnóstwo energii kontra niewiele wydarzeń, dialogi w charakterystycznym „wiedźmowym” dialekcie i specyficzne poczucie humoru spadające na przypadkowego policjanta i charakterystyczne dla powieści M. Kursy przymrużenie oka – w końcu ta autorka wyrobiła sobie markę sprowadzaniem tradycyjnej sensacji do wymiaru podwórka w małym mieście.

Wiedźmy pokazują, na co je stać – szczególnie, gdy nie mają nic do roboty oprócz spotkania z Niewiadomą. W takich sytuacjach większość ludzi lubi zjeść – Agencja Literacka Tercet nie stanowi wyjątku. Od czytania o wakacyjno-wiedźmowych podlaskich specjałach zrobiłem się głodny w upalny dzień – co świadczy o sugestywności tej historii.

A po jakimś czasie zauważyłem jeszcze coś: postaci z powieści bliższe są polskim realiom i naszym codziennym doświadczeniom niż sprawni i inteligentni spece od poważnych tajemnic. U nas mało co da się załatwić porządnie, bo wszyscy (z organami kontrolnymi na czele) tak samo zaniedbują szczegóły.

Można byłoby się zastanawiać nad realizmem zachowań bohaterek: w ich domu i pod ich bokiem zamordowano dwie znane im osoby a fakt ten spływa po zespole redakcyjnym, jak woda po kaczce. Ale czyż to nie jest aby nasza narodowa cecha?

Małgorzata Kursa pisze kryminały w skali mikro: małe sprawy, niskie pobudki, niewielkie sukcesy, – które z powodu skali wcale nie tracą na wartości.

W jakiś sposób ta metoda wydaje mi się bardziej realistyczna i wciągająca niż śledztwa Sherlocka Holmesa. Ostatecznie głupków łatwiej spotkać na tym świecie niż superintelektualistów.