Kategorie
Bez kategorii Ilustracja

Wierzbowa Wiedźma aka Willow Witch…

Długo nic nie publikowałem, co nie znaczy, że nic nie robiłem. Po prostu powstawianie obrazka we wszystkie istotne miejsca zajmuje tyle samo co jego namalowanie… Ale czasami udaje się i namalować i wstawić.

A zatem: jest. Wierzbowa Wiedźma frunie z wiosennymi wiatrami i przynosi pączki do drzew, żeby wyglądały trochę lepiej.

Mały akrylowy obrazek na płótnie, 33x41cm.

Kategorie
Bez kategorii Ilustracja

Strach przed Burzą czyli Jaś na Wróble

Po długiej przerwie zapowiadającej się na jeszcze dłuższą, postanowiłem cokolwiek namalować, zanim pędzel będzie mi się kojarzył wyłącznie z goleniem. Pomysł powstał jakoś tak z miejsca, płótno leżało na szafie i czekało na zmiłowanie… Farby leżały blisko sztalug a sztalugi obok stołka. Czyli dało się zrobić. I oto powstał Jaś na Wróble, znany jako Strach przed Burzą.

Kategorie
Ilustracja

Trzy wiedźmy.

Wbrew pozorom nie napiszę nic o Agencji Literackiej Tercet z powieści Małgorzaty Kursy… Będzie o moich obrazach, a dokładniej o Trzech wiedźmach: Pannie Drzewnej, Pannie Lodowej i Pannie Ognistej.

Jak mawiali Rzymianie – omne trinum perfectum – rzeczy potrójne są doskonałe. Przyszedł im do głów ten koncept, ponieważ tak się składa,  że przynajmniej w naszej części świata ludzie myślą trójkami. Kiedy chcemy kogoś opisać – odruchowo podajemy trzy cechy, dalsze dopiero przy zadawaniu większej ilości pytań.  Pisząc czy układając mowę odruchowo planujemy ją w trzech sekcjach, umownie nazwanych początkiem, środkiem i końcem (uczeni naturalnie wyodrębniają inne sekcje – ale najczęściej też po trzy). To samo dotyczy kwestii takich jak architektura, gdzie planuje się budynek, jego otoczenie i wnętrze… właściwie to trójki porządkują też wszystkie inne formy działalności. 

Ja po prostu nie mogłem wyłamać się z tej tradycji i po namalowaniu Panny Drzewnej musiałem jej dołożyć dwie dalsze.

Ktoś mógłby zapytać, dlaczego Drzewna? Co ona ma wspólnego z drzewami poza fryzurą niczym tradycyjna wierzbowa miotła? Ano właśnie… Panna Drzewna wiele zawdzięcza mojej ulubionej Dolinie Dłubni oraz włóczeniu się po lasach.

Kręcąc się w pewne deszczowe wakacje po Górach Stołowych wymyśliłem sobie czarownicę żyjącą na odludziu, w tajemniczym miejscu przypominającym masyw Szczelińca. Ta opowieść doczeka się realizacji, jako, że stanowi istotną część „Królewskich Psów”… ale właśnie wtedy wyobraziłem sobie też temat rusałek. Niby każdy wie, że rusałki wodzące młodych chłopaków na pokuszenie wynaleziono, bo jakoś musiał się wytłumaczyć podrostek przyłapany w krzakach bez portek… ale sama koncepcja leśnej boginki czy demonicy ma w sobie coś prowokującego wyobraźnię.

Stosunkowo łatwo powiedzieć jak one zwodzą czy oślepiają… wielokrotnie spotkałem w lesie słoneczne światło oślepiające poprzez zarośla…

Teoretycznie takie światło powinno informować o kierunkach geograficznych i porze dnia – ale jak trochę sobie pospacerujemy pod światło, to łatwo wleźć w pułapkę w rodzaju bagienka albo takich zarośli, z których łatwo nie wyjdziemy. Stąd wziął mi się pomysł na tło Panny Drzewnej. Zaś jej włosy – cóż, są wierzbowe, rodem z Doliny Dłubni czy Ponidzia. Bez większego błądzenia znajdziemy tam sylwetkę wypisz-wymaluj w tym stylu. To wierzby na rozlewiskach podyktowały mi kompozycję obrazów składających się na cały ten tryptyk.

Plącząc się po podmokłych terenach trochę nasiąknąłem tymi formami i tak narodziła się Panna Drzewna – Ta, Która Zwodzi i Prowadzi W Pułapkę. Przy okazji – w komiksie „Sprzymierzeńcy Ciemności” Francis Burgeon wykreował las tego rodzaju, pełen zarośli, skrzatów i niebezpiecznych stworzeń. Chyba obaj nadajemy na podobnej fali, do tego raczej niezależnie od siebie.

Druga Panna była nieco łatwiejsza do wymyślenia i malowało mi się ją wyjątkowo przyjemnie.

Po prostu chciałem namalować ognistą babę w czerwonej, lub przynajmniej czerwonawej kiecce, z mnóstwem falban i fałd. Naturalnie zostawiłem jej te demoniczne oczy… Powstanie zawdzięcza tyleż mojemu rozpisaniu się o Prawiesiostrach (czyli Zespole Bab Bojowych z oddziału Królewskich Psów) co ogólnemu nastrojowi. Panna Ognista – Ta-Która-Spala – to nie jest grzeczna dziewczynka i malowanie jej też nie było grzeczne – ale jestem dorosłych chłopczykiem i nie muszę zawsze być grzeczny a poza tym niegrzeczności są bardzo przyjemne. Femme fatale, Jessica Rabbit , i cała kolekcja wampów z lat trzydziestych złożyły się na jej wizerunek. Jaka miałaby być, jeśli nie złotoruda i w czerwieniach?

Chyba najwięcej kłopotu przysporzyła mi Panna Lodowa. Ta-Która-Mrozi miała w założeniu uosabiać sobą umieranie. A właściwie nie umieranie ale  w każdym razie coś przeciwnego do ognia i życia. Łatwo powiedzieć – tylko czy śmierć na pewno jest przeciwieństwem życia… czy też przejściem z jednego życia do innego? Dla istoty, która umrze – śmierć jest końcem. Dla wierzących – początkiem nowego życia. Dla świata przyrody po prostu przysługą wobec tych, którzy przyjdą się pożywić. Ale jeśli porządnie przemyśleć tę sprawę, to śmierć jest bardziej zmiennikiem życia na pewnym etapie wyścigu niż przeciwieństwem. Przeciwieństwem byłby raczej całkowity bezruch.

Najłatwiejsza była decyzja co do oczu… Reszta sprawiała trochę problemów.  Panna lodowa powinna przypominać lód – ale co to właściwie znaczy? Zimna, krucha, przezroczysta? Kobieta nie może być przezroczysta, chociaż co do kruchości to łatwo sobie wyobrazić taką urodę… Dobór kolorów nie sprawiał większego problemu decyzyjnego, ale już rodzaj i rozmieszczenie biżuterii były pewnym wyzwaniem. Nie chciałem też, aby Panna Lodowa miała równie fałdzistą suknię jak jej koleżanki. Pasował mi do wizji lejący się jedwab… to taki chłodny materiał.

Ta, Która Zwodzi Na Manowce, Ta, Która Spala, Ta, Która Mrozi – Trzy Wiedźmy: wbrew dawnym religiom ani to Panna ani Matka ani Starucha. Nie są wyobrażeniami etapów życia ani personifikacjami tęsknot. Po prostu każda z nich jest jakimś rodzajem własnej mocy.

 

 

 

Kategorie
Bez kategorii

Trzy wiedźmy – Panna Lodowa

Trzecia z Wiedźm ma śmieszną historię.

Po pierwsze nie doczekała się fotografii w porę, pojechała na wystawę zaraz po namalowaniu i przez miesiąc nie można było jej zobaczyć w sieci. Ale zanim doszło do jakichkolwiek przygód z gotowym obrazem, było jeszcze samo malowanie.

Trzecia Wiedźma (albo Panna, jak kto woli) ma nieco inna wymowę niż poprzednie. Po pierwsze nie powinna kojarzyć się za bardzo z życiem – jest lodowa. Po drugie… z czym ma się kojarzyć? Malując nie do końca wiedziałem. Zimna uroda to dość abstrakcyjne pojęcie, bo w urodzie kobiet w ogóle jest coś ciepłego.

A zatem namalowałem, jak mi w duszy grało.

Kategorie
Bez kategorii

Trzy wiedźmy – Panna Ognista

Po konfrontacji z tematem aniołkowym   siedziałem sobie z kotem na kolanach… i gapiłem na gotowy obraz, skoro i tak nie mogłem robić nic innego. A w tle leciała „Ballada ćwiczebna na tempo i dykcję” Andrzeja Waligórskiego , której słuchanie jest absolutnie konieczne aby zrozumieć to wszystko, co napiszę dalej.  Otóż pod jej wpływem zapragnąłem zrobić tryptyk. Niby nic wielkiego, wielu ludzi robi to od czasu do czasu, dla mnie samego byłby to drugi tryptyk po „Drzewnych koszmarach” … ale naszła mnie myśl, żeby poszczególne części różniły się od siebie przy równoczesnym zachowaniu wielu cech wspólnych.

Nie ukrywam też chęci namalowania baby ognistej, która mi towarzyszy od pewnego czasu – a mianowicie, odkąd zacząłem pisać wątek Prawiesióstr w kolejnej części „Królewskich Psów” . W tym wypadku rzeczona baba musiała trzymać założenie podstawowe obowiązujące „Pannę Drzewną” – absolutnie nie powinna być milutka! Nie powinna mieć normalnych oczu, tylko jakieś takie puste przestrzenie stosowne dla wiedźmy, no i powinna mieć sporo fałd w odzieży…  przy zachowaniu wspólnych cech sylwetki i formatu.

Ładne parę dni mi zajęła… Używałem, jak poprzednio, farb metalicznych, które w żaden sposób nie chcą wyjść na zdjęciu jak należy ale sprawiają, że obraz sprawia niespodzianki przy oglądaniu w rzeczywistości. Praca na stojąco sprawiła, że Pumiasta obraziła się na mnie straszliwie, ponieważ nie mogła mi siedzieć na kolanach mimo całego czasu spędzonego w pracowni…

A zatem cześć i chwała Mojej Małżonce, która tolerowała, że tyle czasu spędzam z inną, niechby i malowaną…

Skończyłem. Przy okazji wymyśliłem trzecią pannę –  tym razem śnieżną, co powinno mi przynieść trochę ochłody przy zapowiadanych na koniec sierpnia upałach…

Kategorie
Ilustracja

Panna drzewna czyli jak malowałem aniołka…

Sam nie wiem, co powiedzieć o tym zmalowanym ostatnio obrazie… pół metra na półtora dziwności. Do tego z pokręconą historią, jak to zawsze przy moim malowaniu bywa… 
Może zacznę od początku, który był równie pradawny jak wszystkie początki. Coś koło roku lub dwóch licząc od tych wakacji rozmawiałem z kolegą o źródłach natchnienia. Rozmowa wyszła nam umiarkowanie konstruktywna, bo on został przy swoim, ja przy swoim, a mam przy tym wrażenie, że żaden z nas nie znalazł w argumentacji drugiego nic, co by mu jakoś rozszerzyło światopogląd. On próbował mnie przekonać, że osiągnąłbym więcej, gdybym robił to, co robię, w imię Boga i z natchnienia religijnego.

Ja zaś uważałem i nadal uważam, że jak dla kogoś względy boskie nie są źródłem natchnienia, to głównie dlatego, że religia dla takiego twórcy nie przekłada się nijak na twórczość… i zmuszanie się na siłę do podjęcia obcego sobie tematu nie da dobrych efektów, tym bardziej, że o efekcie nie decyduje temat, tylko umiejętności warsztatowe. Owszem – liczni są tacy, co nagle doznali przełomu duchowego, z twórców niereligijnych stali się natchnieni… albo poszli w stronę przeciwną i utracili wiarę. Tyle tylko, że taki zwrot ma na ogół charakter traumatyczny i owocuje radykalnym popsuciem twórcy. Tych, którym trauma pomogła można policzyć na palcach. Regułą jest, że to, co się tworzy po takim przełomie, wypada znacznie gorzej – niezależnie od tego, w którą stronę ten przełom nastąpił. Co napisałaby św. Teresa z Avila, gdyby utraciła wiarę? Nie wiemy… ale trudno ją sobie wyobrazić w takiej sytuacji, jako np. autorkę eleganckich wierszy dworskich. A ile warta jest twórczość Mickiewicza po jego duchowym przełomie? Ktoś przypomni liryki lozańskie… tylko, że one to sam moment przewartościowania a nie efekt zakończenia procesu… Ewentualnie – czy możemy sobie wyobrazić jakiegoś pacykarza, który wytworami swoich uniesień religijnych szpeci kościoły po całym kraju i nagle: bum! traci wiarę i zaczyna malować porządnie? No niestety, to tak nie działa. Wiara nie ma żadnego zastosowania w sztuce, nawet mistrzowie religijnej twórczości bazują na innej podstawie, mimo, że często tłumaczą się religijnością (ze względów marketingowych: takie tłumaczenie trafi do większej grupy niż wykład o warsztacie malarskim).
Można mnożyć przykłady i obaj sobie je mnożyliśmy a w efekcie każdy został przy swoim: ani trochę przekonany.

Ale coś mi zostało w głowie… takie drobne pytanie-robaczek: a gdyby tak namalować aniołka?
No i namalowałem, psiakość.

Już na etapie szkicowania uznałem, że aniołek z tymi oczętami nawet u ateistów wywoła obrazę uczuć religijnych. Siedziałem, gapiłem się na kredowy rysunek na czarnym tle i odnajdywałem kolejne powody, dla których koncept z aniołkiem nie ma szans powodzenia. Na przykład coś mi podszeptywało użycie czarnego gruntu, który kolorystyce nadaje bardzo szczególny nastrój. No i włosy anielskie, które nie fruwają ponad głową, tylko łagodnie otulają… a mnie w wyobraźni wisiały nad tą panną jak trąba powietrzna nad kurnikiem w Oklahomie…
Ja po prostu nie jestem anielski i już.

Pokrzepiony pogodzeniem się z rzeczywistością dokończyłem całość tak, jak mi się plątała po głowie, bez zmuszania się do czegokolwiek. Ot,  poprawiłem twarz w pewnym momencie, bo była trupią czaszką, coś

jednak z pierwotnego zamysłu zostawiłem… dodałem trochę metalicznych refleksów, miedzianych i złotych włosów, naszyjnik-marzenie właściciela punktu skupu metali kolorowych… przedłużyłem suknię, żeby stanowiła dobrą równowagę dla włosów…

Jak nazwać efekt? Najbardziej przypomina mi pomysł na postać rusałki, Pani Czarnego Lasu,  z jednego z nie napisanych jeszcze do końca opowiadań o Królewskich Psach. Był tam taki moment, gdy oszukana przez ludzi nieco się pogniewała i pokazała im twarz, której woleliby nie oglądać.
Niech więc będzie to Panna Drzewna. Jedno, czego żałuję, to kłopot z fotografowaniem – ten obraz migocze ale nijak mi to nie udało się na zdjęciach…

 

Kategorie
Ilustracja

Babie Lato

Z pełną świadomością rzeczy wziąłem się za temat, który od czasu Chełmońskiego napełnia bólem i smutkiem wszystkich uczniów tego świata – koniec wakacji.
Nie miałem zamiaru kopiować mistrza, bo jego dzieło nie ma za wiele wspólnego z naszymi realiami a ja jednak postawiłem sobie za cel realistyczne ukazanie atmosfery przełomu sierpnia i września.
Również dziewczyna Chełmońskiego nie do końca jest w moim typie, aczkolwiek rozumiem, że Mistrzowi się podobały właśnie takie kobietki i miał do tego swoje prawa.
Ja jednak chciałem unikać konotacji erotycznych. Zależało mi przede wszystkim na utrwaleni nastroju w jaki nieodmiennie wpędzały mnie moje urodziny, przypadające na niecały tydzień  przed powrotem do szkolnej ławy.
Obraz malowałem przy aktywnym współudziale Pumiastej, która mrucząc przesiedziała mi na kolanach podczas pracy około dwóch godzin i zmuszała do ekwilibrystyki, żeby nie ruszyć Kici .
Chciałem też podziękować krowie za pozowanie ale odleciała nie zostawiając adresu.

Kategorie
Ilustracja

Co można zrobić z tekturki?

Systematycznie przychodzi do mnie korespondencja w kopercie z tekturowym tyłem. Moja Malżonka co jakiś  czas sugeruje wywalenie tych tekturek.

W zasadzie racja. Po co je trzymać? A z drugiej strony… wyrzucić? Co one biedne ze sobą zrobią? To nieludzkie.

Po tej refleksji zdiagnozowałem u siebie początki choroby zbieracza, do której upoważnia mnie wiek i zajmowany urząd.

Chcąc jakoś uchronić się przed rozwojem niechcianej przypadłości  zdecydowałem, że będę malował te tekturki.

A potem nich idą gdzie je los zaniesie.

Kategorie
Ilustracja

Dwie wieże

Skończyłem „Dwie Wieże”.

To pierwszy obraz z serii, dla której jeszcze nie dorobiłem się odpowiedniej nazwy.
Prawdopodobnie będzie coś o przysłowiach ale nie wiem, co?

Najważniejsze, że mam program całej serii i kilka tematów na początek.

Ale „Dwie Wieże” to obraz specjalny.

Po pierwsze – otwiera cykl. A początki zawsze są ważne, bo nadają ton.

Po drugie – już w ciągu pierwszych kilku minut od pokazania ten obraz dorobił się wielu interpretacji – w tempie 1 interpretacji na minutę…
Z powodu mnogości odczytań dorysowałem strzały wbite w fortyfikację, ponieważ moim zamiarem było pokazanie konfliktu a nie radosnej współpracy. Zresztą te strzały były już na ołówkowym szkicu,. tylko w ferworze machania pędzlami o nich zapomniałem.

Po trzecie – „Dwie Wieże” powstawały z przygodami.

Na początku chciałem zacząć cykl od pomysłu o obiecującej nazwie „Desant”. Obudziłem się rano z gotową ideą w kolorach ciepłych, słonecznych i wpadających w czerwienie. Przed malowaniem wyprowadziłem pieska na spacer i załatwiłem kilka drobiazgów w rodzaju poczty, zakupów, codziennej biurokracji, głaskania kotów, trzymania Pumiastej na kolanach itd… i kiedy zacząłem malować – mój słoneczny, ciepły, pomarańczowo-żółty pejzaż zaczął wyglądać tak:

Jak widać, obrazek nieco się różnił od założeń początkowych ale w naszej części świata to chyba normalne, a przynajmniej często spotykane. Ponieważ jednak próbuję być pojętnym uczniem historii, już w połowie pracy zorientowałem się, co robię…
Nie każdy może to o sobie powiedzieć. Wielu ludzi nie orientuje się aż do finału a nawet grubo po finale pracy, mimo, że efekty ich wysiłków kopią ich z energią wkurzonego ogiera.

Nie pozostało mi nic innego, jak dla pamięci uwiecznić swoją pomyłkę i pokryć nieszczęsne płótno trzema warstwami gruntu. Dopiero po trzeciej ten nieszczęsny desant przestał wystawać spod spodu. Cóż, pomyłki nie poddają się łatwo.

Kiedy kolejne warstwy w końcu wyschły, mogłem zabrać się poważnie do pracy.

Tym razem udało mi się pamiętać, co właściwie chcę zrobić, częściowo dlatego, że Taro wlazł Pumie na głowę i zamiast rozleniwiającego mruczenia miałem za plecami odgłosy kociej awantury przeplatanej łomotem przewracanych książek, gdy Pumiasta uciekała po półkach.

Mimo wszystko jednak zrezygnowałem z nadmiernego kontrastowania zamków. Tylko w bajkach, westernach, propagandzie i u Tolkiena przeciwnicy są czarni i biali, obserwacja natury podpowiada, że najbardziej wojują  ze sobą ci, którzy się  najmniej różnią.

Mając na względzie realizm i odwieczne dążenie do naśladowania natury postarałem się, żeby obie wieże były do siebie raczej podobne. No i kto by budował sąsiadujące zamki z różnego materiału, jeśli w swojej okolicy może dostać tylko jeden rodzaj kamienia?  

A jak podpowiada kolejna obserwacja: o kształcie ostatecznym budowli bardziej decyduje gust budowniczego niż materiał budowlany, zaś gust to najpoważniejsza przyczyna wojen.

I przyszedł wreszcie ten przyjemny moment, kiedy mogłem gotowy obraz powiesić na ścianie i zobaczyć jak wygląda w naturalnym środowisku.

A wtedy obraz zrobił to, co sztuka robi najlepiej: upadł nisko i z hukiem.

Pies wylazł spod kanapy, spojrzał na mnie z wyrzutem i poszedł spać do Psinorki. Koty zwabione odgłosem zjawiły się i w zadumie analizowały przydatność kolorowego płótna do Kocich Celów.
Powiesiłem go czym prędzej, zanim Taro uzna go za Idealną Osełkę Do Pazurków i poszedłem po aparat i statyw.

Naturalnie obraz spadł znowu, jak tylko ustawiłem sprzęt. Dobrze, że Wierna Kanapa czuwała i nic mu się nie stało.

I oto jest. Skończony. Pierwszy z serii. I tak dalej.

Kto wie, co będzie potem? Martwa natura? Coś z mistyki żyraf? Jakieś krakowskie klimaty?

Jedno jest pewne: mam drugie takie samo płótno, jeszcze nie wyjęte z folii. Zatem prawdopodobnie namaluję coś kwadratowego.

 

Kategorie
Ilustracja

Galeria obrazów, rysunków i szkiców

Moje malowanie (a może malarstwo?) to rzecz dość zabawna. Przez dłuższy czas traktowałem to jako sztukę dla samej sztuki, coś jakby sposób przywracania sobie równowagi po całkiem innej pracy zawodowej. W pewnym momencie zauważyłem, że mam dosyć obrazów, żeby pokazywać je ludziom. I całkiem nieoczekiwanie zaczęli je kupować, co bynajmniej mnie nie martwi. Ale kiedy dowiedziałem się, że one są dalej odkupywane i sprzedawane… poczułem, że jestem za pewną granicą. We wrześniu 2019 miałem swoją pierwszą wystawę – bardzo mieszaną, ponieważ zaprezentowałem obrazy z zupełnie różnych kierunków, którymi zajmuję się równocześnie.  Trudno mi wybrać, który z nich jest najważniejszy: kiedy za długo maluję rzeczy poważne, jakiś chochlik-stróż podpowiada mi, że nie jestem kapłanem czegokolwiek. W moim świecie jest miejsce na horror, demony i anioły, nagłe ucieczki królików i żyrafy robiące rzeczy typowe dla rozmarzonych żyraf – albowiem jest to świat, w którym cebula ma wartość a słonie są zaraźliwe.

Zapraszam do oglądania…