Kategorie
Fotografia Zwierzaki

Dziennik Taro. Kto jest kim?

To jest ciocia Puma. W domu jest też ciocia Nana, jeszcze większa.

Ciocia Puma jest duża i miękka, chyba, że pazuruje. Wtedy jest dość ostra na końcach.

Jak widzę Ciocię Pumę, to zaraz muszę ją objąć za szyję.

Ale jak ją obejmę, to muszę ją trochę ugryźć, bo to jest takie milutkie. A wtedy ona mnie przerzuca i zaczynamy sparring.

Ciotka Puma jest mistrzynią neko-jitsu. Nie wiem jak ona to robi ale codziennie biorę lekcje.
Tradycyjna Kocia Sztuka Wojenna bardzo rozwija i zmienia spojrzenie na świat.

Dzięki niej oglądam świat w nowy sposób. Człowieki tak nie potrafią.

Ale nie oglądam go zbyt długo, bo Ciocia się wierci.

Czasem tak sobie myślę, że może Ciocia ma wiertarkę?

Ale jeśli chodzi o mnie to ona może mieć wszystko. 

I tak sobie pożyczę.

Kategorie
Fotografia Zwierzaki

Dziennik Taro – oblężenie fotela. Wspomnienia wojenne.

Nasze wojska goniły prze-koci-wnika aż do jego fortecy w górach.

To był trudny pościg… tym trudniejszy, że wróg kontratakował wiejąc, jak na skrzydłach.

Mimo naszej bojowej postawy zdołał okopać się na szczycie i stawił zawzięty opór.

Najdzielniejsi z dzielnych nie obawiali się jego broni i atakowali zacięcie. Zacięli nas niejeden raz,

Straty były poważne. Mimo to po każdym szturmie przegrupowywaliśmy się.

Ponowne ataki napotykały zawziętą kontrę.

Gdyby nie niezłomny duch bojowy naszych szturmujących pod ogniem wroga, można by to nazwać klęską.

Właściwie to była klęska ale nie zupełna…

Takie klęski wzmacniają ducha. A duch w nas aż bucha.

Z tego powodu zanotujemy ten epizod  w kronikach jako moralne zwycięstwo.

Albowiem jeśli nam skroją to i owo, to cóż pozostaje, jeśli nie poczucie wyższości moralnej?

No powiedzmy, że można próbować walczyć dalej.

Taka walka z cała mocą i dynamiką ma swój specyficzny urok…

… ale trudno się nim cieszyć, gdy przekociwnik nas zpacnie na samo dno… Wobec przekociwnika dysponującego bronią pazurową dużego kalibru czasami trzeba ustąpić.

Naturalnie nie wypada ustąpić tak po prostu… trzeba próbować!

Tylko wynik tych prób jest… można powiedzieć taki jak zwykle…

Wzorem ludziowego wielkiego kronikarza (mistrza dosładzania takich wydarzeń) Wincentego Kadłubka nie uznajemy się za zwyciężonych. Nasza sprawa jest słuszna… ale chwilowo jesteśmy zmęczeni tym zwyciężaniem. Jak przekociwnikowi zależy na jego pozycji, to niech sobie je weźmie. 

 


Ostatecznie potrafimy uszanować wiek sędziwy…

Ale kiedyś urośniemy i nasze będzie zwycięstwo!

Kategorie
Zwierzaki

Pumizacja

Pozwalam sobie na powtórkę tej historii ponieważ za tydzień zamieszczę jej świeżo napisany ciąg dalszy:

Wróciłem do domu i doznałem olśnienia. Są takie chwile, kiedy człowiek dokładnie wie, co chciałby zrobić, co może i co powinien. Jeśli ma pecha – są to trzy różne rzeczy, ale ja miałem szczęście. Przygotowałem się odpowiednio i poszedłem do saloniku. Kilka miesięcy wcześniej skończyliśmy remont. Plan zakładał, że z zabudowy wokół okna powstanie wnęka, w której będzie można wygodnie siedzieć na drewnianym podeście. Okazało się jednak, że trzeba coś tam dodać, bo sam podest nie jest zbyt komfortowy. Po długim poszukiwaniu kupiliśmy sobie dwa worko-pufy… i to było to! Od dwóch tygodni w środku każdego dnia słyszałem ich zew: CHODŹ SIE ZDRZEMNĄĆ… NO, CHODŹ TU… JEST SŁOŃCE, JEST WYGODNIE… ale niestety – ciągle coś mnie odwoływało do pilniejszych zadań… a wieczorem – to już nie to samo, co w południe.
Tym razem miało być inaczej. Szczęśliwie wyrobiłem się ze wszystkim i do jutra miałem spokój, a zatem mała przyjemna drzemeczka mogła się udać. Do tego ogarniała mnie senność, Nana wlazła pod kanapę i niczego nie chciała, po dwugodzinnym spacerze po krzakach, dziurach i pagórach byłem dosłoneczniony, dotleniony, rozleniwiony i zadowolony… mówiąc krótko: trudno o lepsze warunki.
Uformowałem pufa do spania, owinąłem się kocem i przybrałem wygodną pozycję embrionalną. Parę manewrów ustabilizowało moją pozycję we właściwej odległości od kaloryfera, granulat wypełniający worko-pufa chrzęścił obiecująco… Zmrużyłem oczy z rozkoszą i w tym samym momencie spadło na mnie coś jakby puszysty czterokilogramowy młotek. Dostałem tuż pod żebrami, wypuściłem powietrze z płuc nosem i ustami – mało brakowało a tą samą drogą poszłoby śniadanie.

Nie mogłem się ruszyć.

W moją twarz przez moment wbijało się spojrzenie szmaragdowych oczu w złotych obwódkach. Pod ich wpływem znieruchomiałem.
– No właśnie… – powiedziała Puma i otarła się policzkiem o mój nos – Można było się tego spodziewać.
– Dokładnie tak jak myślałam. – dodała po chwili. Z miną skupioną odwróciła się, przejechała ogonkiem pod moim nosem, wycelowała mi zadek prosto w oczy i ruszyła powoli wzdłuż mojego boku metodycznie udeptując.
– Co robisz? – odważyłem się zapytać, kiedy przestała balansować na moim ramieniu.

– Nie przeszkadzać podczas badania! – odpowiedziała nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Udeptała mi ramię, łokieć, bok, biodro i udo zanim przy kolanie odważyłem się zapytać cichutko:
– Co badasz?

– Ciebie. Nie widać? A teraz nie przeszkadzaj, to ważne. – Dreptała w miejscu przez chwilę, potem wypuściła pazurki i zmieniła metodę: tylne łapy stały w miejscu, przednie wydłużyły i zwolniły krok. Kocica zaczęła się wyciągać w kierunku mojego brzucha. Przez koc i ubranie czułem ostre igły wbijające mi się w skórę co kilka centymetrów. Trwało to długo, bardzo długo. Bałem się ruszyć – nie wiedziałem, co się dzieje a w takiej sytuacji lepiej nie przeszkadzać zawodowcom, zwłaszcza tym w bardzo chwiejnej pozycji.

Po dłuższym dreptaniu wzdłuż Pumiasta dała wyraźne dwa kroki, zeszła mi na brzuch i zwinęła się w kółko.

Podparła się brodą na moim łokciu i tak została. Nie było to zbyt wygodne… ale Puma wie, co robi.
Po kilku minutach odważyłem się zapytać:
– Skończyłaś?
Spojrzała na mnie z góry, co było sztuką zważywszy, że leżała mi na brzuchu.
– Badanie… tak. Ale nie zakłócaj terapii. – po czym z powrotem położyła brodę na mnie.

– Terapia? – aż coś mnie skręciło. Dobrze wiem, że koty potrafią wykrywać schorzenia niczym tomograf, reagują na stany zapalne i w niektórych wypadkach potrafią je złagodzić dotykiem… a Puma znalazła coś w moim brzuchu!
– Co mi jest? – ledwie wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
Znowu spojrzała mi w oczy z miną najwyższego sędziego:
– Brakuje ci pumu w organizmie. – wyjaśniła i wróciła do poprzedniej pozycji.
Zatkało mnie. Przeleciałem pamięcią tablicę Mendelejewa. Byłem w klasie matematyczno-fizycznej ale trzydzieści lat temu. Niemniej… zapamiętałbym taki pierwiastek. A może to jakiś związek organiczny? Sprawdzenie nie wchodziło w grę dopóki Pumiasta leżała na mnie i prowadziła terapię. Ale stres może zniszczyć efekt każdego leczenia! Stres zabija skuteczniej niż czy papierosy czy reforma opieki zdrowotnej! Nie wytrzymam niewiedzy… Rany Boskie, zachciało mi się spokojnej drzemki po południu… Nie mogłem dłużej.

Już miałem przerwać milczenie, kiedy usłyszałem i poczułem w brzuchu narastające wibracje i dźwięk:
– PUMMMRRRR…. CHRRRRRR…..PUUUMMMMMRRRRRCHRRRR… PUMMMMRRR…
Poczułem obezwładniające ciepło… zrozumiałem, że faktycznie czegoś mi brakowało… i oto to coś napływało w dużej ilości…
– Koty zawsze wiedzą… – pomyślałem zanim zamknąłem oczy.