Kielce i kaczki

Jak pisze starodawny kronikarz: „Dwa są w Kielcach źródła kaczek i dwa onych ptaków gatunki z każdego się wywodzące: jedne żywią nad wodami, a szczególnie w parku i na Silnicy, zasię drugie w redakcji Słowa Ludu”.

Staw w parku kieleckim jest uroczy i mam do niego ogromny sentyment. Ale o tym może kiedyś opowiem więcej.

Na razie fotoreportaż z puszczania kaczek.

Kielce – Silnica

Okolice Silnicy w starych Kielcach to miejsce dosyć specjalne. Silnica przez całe lata pełniła funkcję czegoś w rodzaju nieoficjalnego ścieku. W moich szkolnych latach krążyły dowcipy o charcie, który wszedł z jednej strony rzeki a wyszedł z drugiej jako jamnik, bo mu się łapy rozpuściły. Niemal przy każdej okazji rzeka miała inny kolor: od białego i brązowego do lekko czerwonawego, a często mieniła się wszystkimi kolorami tęczy – jeżeli ktoś wylał do niej benzynę czy inne produkty ropopochodne. Do tego dochodziły zapachy: za każdym razem inne ale zawsze tyleż trudne do jednoznacznego rozpoznania, co intensywne. Dzięki temu najbliższe sąsiedztwo Silnicy pozostawało słabo zabudowane. Trzeba przyznać, że władze miasta co jakiś czas podejmowały próby urządzenia tam parku, czy też innych form zieleni rekreacyjnej… ale to, co płynęło rzeką, skutecznie odstraszało od wypoczynku w tamtej okolicy.

Tak było właściwie do powodzi na początku 21 wieku, kiedy to cała barwna zawartość rzeki wystąpiła z brzegów i wylała się na sąsiedztwo.

Po tym wydarzeniu ktoś ruszył głową, tym bardziej, że tama na Zalewie została wtedy dość poważnie uszkodzona i wymagała całkowitej przebudowy. A zatem znaleziono pieniądze, naprawiono tamę, oczyszczono  sam zalew i postarano się, by taki pozostał… ale przede wszystkim zlikwidowano wszystkie dzikie odprowadzenia ścieków do Silnicy na terenie miasta.

Można powiedzieć, że te wszystkie działania zniszczyły legendę mojego dzieciństwa: rzeka przestała śmierdzieć. A tereny wzdłuż niej okazały się zupełnie przyjemnym miejscem do spacerów. Żeby było jeszcze śmieszniej, na terenie dawnego miasteczka ruchu drogowego (za mojej pamięci  nigdy nie używanego) wybudowano ciąg apartamentowców. Kiedyś ta lokalizacja bardziej nadawałaby się na wyjątkowo ciężkie więzienie ze względu na zapach… dzisiaj są tam drogie mieszkania, kawiarenki, mostki i tarasy wypoczynkowe nad rzeką.

Najwyraźniej świat się zmienia.

Nanusia odkryła, że są tam również kaczki. Ministerstwo Psich Rozrywek ostrzega: kaczki dostarczają wiele zabawy.

Koniec lata na Młynówce

Znalazłem garść zdjęć zrobionych przy ładniejszej pogodzie, tak trochę od niechcenia. Zamieszczam aby oddać hołd wszystkim udanym fotografiom, z którymi nie ma co zrobić. Być może wykorzystam je jako bazę do jakiegoś obrazu… 

Wąwóz Żarski jak co kwartał

Mieliśmy tylko iść z psem na spacer. Ale las zapachniał grzybami, no i zaczęliśmy patrzeć pod nogi. Grzyby były. Dość na świąteczną zupę grzybową po ususzeniu – wygląda na to, że teraz będziemy w Wąwozie Żarskim zbierać ze wszystkich sił. A jakby nie było grzybów to zawsze zostaje zbieranie zdjęć.

Wąwóz Żarski – drzewne indywidualności

Drzewa, podobnie jak ludzie mają swoich outsiderów… takie jednostki może nie aspołeczne ale uparcie indywidualistyczne, które za wszelką cenę muszą się wyróżniać.  Pół biedy, kiedy są to osobowości artystyczne… ale często poprzestają tylko na tym, by rosnąć w poprzek, kiedy wszyscy rosną prosto… co słusznie doprowadza leśniczego do rozpaczy i podsuwa mu mokre sny o harvesterze… No i za to kochamy takie dziwne drzewa!

Wąwóz Żarski – drzewa w grupie

Jak to bywa na spacerze z psem – człowiek robi zdjęcia a potem mu się one układają w tematy. Tak i mnie się przydarzyło. Fotografia jest sztuką o tyle przypadkową, że nigdy nie wiadomo, kiedy coś nam wpadnie w oko… i oby to był zawsze obraz a nie kawałek szkła z rozbitego aparatu albo na przykład malownicze drzewo, które upada na fotografa wtedy, kiedy fotograf próbuje je uchwycić jak najlepiej. Czego sobie i innym fotografom życzę…