No dobra, lato jest – wzywa nas Nida, pies i Chrobierz…
No dobra, lato jest – wzywa nas Nida, pies i Chrobierz…
Tradycyjnie już zamieszczam garść zdjęć z Doliny Dłubni.
Jak większość nałogowych polonistów mam skłonność do lania wody.
Rzecz bardziej denerwująca niż szkodliwa ale czasami wymyka się spod kontroli. A to naleję za dużo wody do czajnika, a to kranu nie zakręcę… czasem wlezę w wodę po kolana a czasami coś utopię.
Albo zrobię jakieś takie mokre zdjęcia na których kapie. Można z tym żyć – ale gdybym został hydraulikiem, byłoby to bardziej stosowne.
wo d
Niby zima trwa. Ale od czasu do czasu pojawia się nieoczekiwany mrozik, zatem zabraliśmy Nanę i poszliśmy na spacer.
Zapraszamy na zimę!
Jak dotąd za każdym razem mamy za mało czasu, żeby plątać się po Sawicy i okolicy, jak należy. No i pogoda nie za bardzo nam sprzyjała. Te miejsca znacznie lepiej wyglądają o takich porach, kiedy można spotkać tam dziczą rodzinkę z drażliwą mamuśką. Ale na smaczek umieszczę kilka obrazków.
Jeszcze jedna garstka nostalgicznych fotek – z Doliny Prądnika tym razem. Światło było trochę nienajlepsze, zwłaszcza dla fotografii analogowej a trzymanie niewywołanej rolki zdjęć przez 11 lat nie pomogło kolorom… Może powinienem zrobić z nich czarno-białe? A może po prostu iść tam jeszcze raz z cyfrówką?
Co roku o tej porze wybieramy się do Doliny Dłubni obejrzeć kaczeńce. To taka nasza rodzinna wersja hanami czyli japońskiego święta kwitnącej wiśni. Kłopot w tym, że kwitną krótko i nie zawsze przychodzimy we właściwym momencie. Niemniej co jakiś czas się udaje – na znak sukcesu wiosny robię wtedy bociana w rozlewisku. Mam wielki sentyment do kaczeńców od czasów, gdy podczas wakacji w Annopolu jeździłem z dziadkiem na wiślane starorzecza. Od późnej wiosny do wczesnego lata były pokryte wodnymi kwiatami. Być może w tym roku uda mi się tam przyjechać we właściwej chwili… a na razie zapraszam do oglądania kwiatów… oraz drzew, rysunków wykreślonych pod korą przez robaczki i innych.
W związku z nadejściem odpowiedniej pory roku mamy zaszczyt (jako zespół psio-ludzki) zaprezentować przepis na znakomitą sarninę na szybko. Jest to jeden z dwóch przepisów na sarninę godnych cywilizowanego człowieka.
Składniki:
1 łąka położona obok lasu i zarośli, najlepiej pachnąca ziołami, co zapewni właściwy aromat potrawy. Nadaje się do przepisu w godzinach porannych lub popołudniowych.
1-4 psy o pogodnym usposobieniu, najlepiej wolnobieżne
1-6 względnie ludzkich człowieków (Szyszki i produkty szyszkopodobne – wykluczone jako toksyczne i psujące smak potrawy)
co najmniej jeden aparat, najlepiej z obiektywem 300mm
Przyrządzanie:
Idziemy względnie cicho po trawie, z aparatem w garści i psią częścią zespołu puszczoną swobodnie. Obserwujemy psa. Jeśli nastroszy uszy w konkretnym kierunku – szykujemy aparat. Kiedy pies poleci naprzód a w krzakach zaszeleści coś dużego – bierzemy się do przyrządzania. Gotowa potrawą delektujemy się w domu.
Bóbr, jak wiadomo, jest zwierzęciem pływającym. To oznacza, że wciąż pływa, wypływa skądś… A, żeby wypłynąć – musi wpływać. To nie może zostać bez skutków czyli tzw. wpływu i daje się zauważyć, że bóbr wpływa też na fotografię. Na moją bóbr wpływa bardzo mocno a to nie byle co, bo taki dobrze wypasiony zwierzak waży 20 kg, więc zdjęcie pod wpływem bobra nabiera ciężaru gatunkowego. Zapraszam na małą porcję fotografii pod wpływem bobra czyli architektury krajobrazu według gryzoni. Temat wiodący: woda, drewno, drzewa.
Pojawiły się pierwsze kwiatki nad Sudołem. Z nor wylazły drapieżniki wodne i zamoczyły ogon. Aż strach pomyśleć, co to będzie dalej.