Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Znaki czasu i nie tylko

Od czasu do czasu otrzymujemy znak. 

To ważne i czasami kłopotliwe, np. wtedy, gdy otrzymamy znak drogowy od człowieka, który nie pracuje w inspektoracie ruchu drogowego. Przyjęcie takiego znaku może zaowocować mandatem.

Możemy też otrzymać znak od dróżnika na przejściu przez tory kolejowe. Tego znaku lepiej nie lekceważyć. Z pociągiem jeszcze nikt nie wygrał, chociaż niejeden próbował.

Z drugiej strony ludzie mają pociąg do różnych rzeczy: do kobiet, do złego, do Warszawy, z powrotem, do śmiechu i do słodyczy. 

Cóż, pociągi są ważne.

Wracajmy do znaków. Jeśli otrzymujemy całą masę rozmaitych znaków, które lekceważymy, lub z których nie nie zamierzamy korzystać albo których zwyczajnie nie rozumiemy, to najwyraźniej jest to znak czasu.

Kategorie
Historia i kultura Ilustracja Parada Opornych i inne komiksy

Gutek – komórkowy detektyw

W zamierzchłych czasach, gdy komóra była symbolem kasy obok skóry i fury, gdy tanie telefony komórkowe istniały tylko w śmiałych marzeniach a smartfony – tylko jako idea znana szalonym naukowcom… w tych legendarnych już czasach, w których ludzie jeszcze pisywali listy i nie dzwonili do siebie siedząc po przeciwnych stronach stolika w kawiarni… gdzieś w mrocznych latach 90-tych narodziła się ta opowieść… Nikt nie wie, skąd pochodzi Gutek. Jedni mówią, że to kumpel pszczółki Mai, który dorósł,  nabrał masy i wiedzy o świecie a stracił młodzieńczą naiwność… inni – że to tylko pseudonim tajemniczego mściciela mający załatwić mu właściwy PR.

Ale prawda wciąż pozostaje ukryta…

Kategorie
Historia i kultura Ilustracja

Galeria historyczna

Garstka rysunków o tematyce historycznej – dla przypomnienia.

W dzieciństwie zafascynował mnie świat Thorgala Aegirssona i kreska Grzegorza Rosińskiego. Jakoś tak dziwnie się złożyło, że to, co rysuję, ani trochę go nie przypomina. Czasami  zdarza mi się udawać średniowieczną miniaturę – jak w przypadku „Makbeta” – gdzie rysowałem wprawdzie bez kolorów, bo książka ich nie przewidywała, ale za to na szorstkim papierze z wyraźną fakturą i przy pomocy gęsiego piórka oraz sporej ilości kleksów i zabrudzeń. Gdyby redaktor pozwolił – dopisałbym jeszcze dum bibo piwo stat mihi kolano krzywo niczym pewien polski skryba klasztorny na marginesie Flawiusza Wegecjusza Renata Epitoma institutorum rei militaris ad Theodosius imperatorem.

Czasami naśladuję rysunki z greckich waz – gdy ilustruję antyczne tragedie. Zdarza mi się rysowanie rekonstrukcji, takich jak szekspirowski teatr Globe lub znaleziska aecheologiczne. Historia w ilustracji bywa szalenie zabawna podczas jej rysowania.

 

 

   

Kategorie
Bez kategorii Fotografia Historia i kultura

Wizyta u prof. Chromego

Wybraliśmy się na spacerek do Parku Decjusza. W parku, jak to w parku – stał sobie pawilonik wystawowy prof. Chromego. No i się zaczęło. Obleźli nas spatynowani artyści, owce z kamienia i brązu, kolarze z anoreksją przypominający demony z japońskich legend, stanęliśmy pod baranami, zatańczyły żurawie, z ziemi wylazły czyjeś ręce… artysta widać ukatrupił  nie do końca i przysypał płytko… jednym słowem – bardzo udane popołudnie.

                 

Kategorie
Dla dzieci Historia i kultura Ilustracja

Włoska opowieść – vendetta rodów Gatti i Rattoni

Dawno dawno temu we Włoszech, może we Florencji a może w Weronie, żyły sobie dwa potężne, możne arystokratyczne i bardzo liczne rody Rattonich i Gattich. Dzieliła je odwieczna i silna nienawiść oraz rozlew krwi.

Nienawiść wciąż przybierała na sile,  bo padały ofiary, ile razy jakiś Gatti spotkał kogoś z Rattonich. Ulice miasta wciąż rozbrzmiewały odgłosami walki i spływały krwią.

Czy to się skończy, kiedy Romeo Gatto spotka Julię Rattone ? A może przybędzie nowy powód do wojny?

Ale na razie młodzieńcy z obu stron mają rendez-vous w krzywej uliczce… przypadkowe, za to brzemienne w skutki.

Kto to wie…

 

ps. To akwarela i kredka akwarelowa

Kategorie
Historia i kultura

Zmarła Magdalena Abakanowicz

Zmarła Magdalena Abakanowicz. Kto się interesuje rzeźbą, temu nie trzeba dodawać nic więcej.  Kogo to nie obchodzi, temu jej nazwisko nic nie powie.

Narzuciła mi się dość przykra obserwacja: żadna z naszych licznych TV nie podała wzmianki o tym. Niektóre umieściły notatkę na stronach internetowych ale jak dotąd żałują czasu antenowego.

Odchodzą osoby zasłużone dla polskiej kultury, dzięki którym nasz kraj wywołuje na świecie pozytywne zainteresowanie.

Ich dorobek i życie nie mają dla mediów takiej wartości jak kłótnie trzeciorzędnych urzędników państwowych.

Jakiś czas temu oglądałem w rosyjskiej TV dwugodzinny program poświęcony wspomnieniom o jednym z rosyjskich artystów współczesnych – nieważne, któremu. Było to zrobione ciekawie, żywo i profesjonalnie. Mogło zainteresować laików.

Rosyjskie media publiczne mogą wydawać pieniądze na popularyzację rosyjskiej kultury wysokiej i ochronę narodowych wartości wspólnych.  Nasze media żałują nawet minuty na antenie, nie mówiąc już o wysiłku na stworzenie ciekawego programu.

Ale nic nie zmieni samozadowolenia gadających gęb w naszej TV i poczucia wyższości nad dzikusami ze Wschodu.

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Dolina Dłubni – gotyk Długosza

Jan Długosz zostawił w Dolinie Dłubni swój ślad w postaci zgrabnego gotyckiego kościoła.

W sumie był dosyć ciekawą postacią – dorobił się wielkiego majątku w służbie Jagiellonów, których nie cierpiał i zasypywał uwłaczającymi, starannie przemyślanymi zapisami w kronice. Pokaźną część tego majątku poświęcił na rozmaite fundacje użyteczności publicznej. Mamy po nim budynki szkolne, kościoły, domy dla nauczycieli.

Zastanawiam się co zostanie po naszych współczesnych władcach. Wycięte drzewa? Spustoszona przyroda? zapełnione złomem ruiny hipermarketów? wysypiska plastikowych śmieci? Betonowe drogi? Patrzę na stare zdjęcia Polski, potem na świat wokół i próbuję sobie wyobrazić znany mi krajobraz za czterysta lat. Mam wrażenie, że mało kto to robi. Żyjemy w królestwie gospodarki rabunkowej, w którym trwałe marnowanie zasobów jest religią rządzących.

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Katowice – zakamarki

Dawno temu dla żartu pisałem serię felietoników o tym, że spacerowanie boso pozwala zobaczyć więcej, bo zmusza do uważnego patrzenia pod nogi.

Pozwala również na kontrolowane włażenie w kałuże i inne letnie przyjemności ale w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby patrzeć, gdzie się włazi, co się widzi i po co to wszystko? A dla tak szczytnego celu warto sięgnąć po rozmaite środki, takie jak włażenie w dziury, węszenie po podwórkach i plątanie się bez celu po niepoznanym mieście.

 Mam niejasne wrażenie, że nasz światek podzielony chodnikami i kolorowymi krawężnikami na regularne poletka jest znacznie bardziej chaotyczny, niż chcielibyśmy przyznać. Dawniej na podwórkach mieszkały wielopokoleniowe rodziny, które się znały i nie zmieniały adresu zbyt często. Co prawda żyli krótko – przeciętny robotnik z Kongresówki w początku XX wieku miał małe szanse na przekroczenie czterdziestki, w innych zaborach było raz lepiej raz gorzej pod tym względem, zależnie od  miejsca i środowiska… niemniej oznaczało to tyle, że dziesięć lat to był wielki kawał życia a nie czas sześciu przeprowadzek w różne dzielnice. Ciekawi mnie, czy na fotografowanych przeze mnie podwórkach ludzie się znają?

Nie zauważyłem zbyt wielu dzieci. One są, ale nie tam.

Dawniej ludzie się znali, wiedzieli wszystko o wszystkich a kumoszki potrafiły bezbłędnie określić, która pani domu często przypala zupę oraz czyj małżonek ile razy wróci ululany jak nieboskie stworzenie.

Pod wieloma względami takie życie przypominało atmosferę z wnętrza używanej skarpetki: swojsko, ciepło i znajomo, a że śmierdzi? Cóż, mieszkańcy przywykli, taka jest cena poczucia wspólnoty.

Nie tęsknię za takim stylem życia – zauważyłem jednak, że tamto poczucie swojskości w naszych czasach zastąpione zostało czymś znacznie gorszym: dla poczucia wspólnoty tzw. porządni obywatele (czyli uważani przez znajomych i siebie za dobrze zakorzenionych w grupie) wspólnie napadają na jakąś mniejszość.

Ta zbiorowa agresja zastąpiła niegdysiejsze wspólne życie – zamiast wtykania nosa w sprawy sąsiada spod dwunastki czy osiemnastki zbieramy się do kupy i wspólnie atakujemy imigrantów, ekologów i każdego, kogo uznamy za obcego.

Ludzi łączy dzisiaj nie wspólne życie i rozwiązywanie problemów tylko wspólna nienawiść do czegoś, czego nie rozumieją. I stąd też bierze się coraz powszechniejsza niechęć do nauki i rozumienia. Bo jakby zrozumieli, dlaczego ktoś nie zgadza się na wycinanie drzew bez ładu i składu – to kto by im został do nienawiści?

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Katowice – różności

Moja wycieczka po Katowicach wydaje się nie mieć końca a w sumie kręciłem się tylko
po niewielkim kwartale wokół dworca.

Ot, złożyłem wyrazy uszanowania żabie na fontannie, pogapiłem się na geometryczne wzorki nowej zabudowy starych kątów. Od lat robię zdjęcia kawałków starych kamienic – im bardziej niebieskie niebo a kamienica szara, tym mocniej widać, że horyzont człowieka żyjącego w mieście pokrojono na mniej lub bardziej urozmaicone rytmiczne czworoboki.

Ciekawe, na ile takie ograniczenie wpływa na wyobraźnię.  Mam podejrzenie, że dosyć mocno ale za to podświadomie.

Zresztą u współczesnych ludzi w ogóle jest kiepsko z samoświadomością – zdumiewająco często spotykam się z bardzo gwałtownymi reakcjami w obronie rozmaitych całkiem drugorzędnych spraw – motywowanymi sloganem: „Bo tak trzeba!” „bo to cywilizacja!” „Bo jak inaczej? Nie da się!”.

Te zachowania w jakiś sposób bronią grupowej tożsamości: niszczymy lasy i krajobraz, bo to nasze i nikt nam nie zabroni wyrżnąć. ostawimy po sobie ruinę dla wnuków – ale niech wiedzą, ze to osiągnięcie dziadziusia, z którego mogą być dumni. Jakże nie być dumnym z dziadziusia? Toż to zdrada!
Pozwolimy na zalanie betonem trawnika, bo takie czasy, że się zalewa betonem. I nic się nie da zrobić!

I całkiem często ktoś, kto udowodni, że się da – określany jest mianem lewaka albo komunisty. Nie dlatego, żeby miał coś wspólnego z politycznym ugrupowaniem, tylko dlatego, że burzy spokój.

Poukładany leniwy i błogi spokój zbudowany na braku odpowiedzialności za własny los.

Kategorie
Historia i kultura

Star Wars i technika wojskowa lat 80-tych XX wieku

Ludzki umysł działa zabawnie – możemy mieć w głowie całą masę faktów ale żeby od razu je kojarzyć i zinterpretować?
Od dziecka interesowałem się samolotami a pierwszy obejrzany przeze mnie film z uniwersum Gwiezdnych Wojen bardzo mocno wpłynął na moją wyobraźnię. Mimo to przez długie lata nie zastanawiałem się nad oczywistym pytaniem: jak się miała technika pokazana w „Star Wars” do techniki latającej w tym czasie nad naszymi głowami?
Porównajmy.
Oto SR-71 – samolot szpiegowski zaprojektowany na przełomie lat 50-tych i 60-tych XX wieku, który do służby wszedł w 1964 roku.

A oto znany wszystkim X-Wing czyli koncept z 1977 roku.

Oczywiście możemy powiedzieć, że opływowość kształtów to kwestia stylu…
zatem porównajmy SR-71  z pokazanym pod nim pojazdem z drugiej serii Star Wars, konceptem Douga Chianga.

Dla mnie koncepcja Chianga wydaje się raczej nieco wtórną wariancją na temat starego ale szybkiego samolotu szpiegowskiego…

Skoro jednak mówimy o kształtach kanciastych – porównajmy sobie coś kanciastego:

Po prawej Snowspeeder z roku 1982 – po lewej i niżej Have Blue – demonstrator technologii stealth latający już w roku 1977.

Have Blue doczekał się potomka – F-117 pierwszy lot wykonał wtedy, gdy kończono prace nad „Imperium Strikes Back” a gotowość operacyjną w jednostkach bojowych osiągnął w 1983 – gdy film wchodził na ekrany w krajach demoludowych… Potem było kilka wojen, w których F-117 już bombardował a my wciąż myśleliśmy, że Snowspeeder to Science-fiction.

Warto też porównać na filmie manewrowość X-Winga czy Snowspeedera ze Spitfire’m z II wojny światowej.
Warto dodać, że efektownie rozkładane skrzydła X-Wingów w momencie wejścia filmu do kin porzucono dla bardziej perspektywicznych rozwiązań: F-16 czy Mig-29 z końca lat 70-tych już ich nie mają.
O zastosowaniu laserów w walce lepiej nie mówić – już w początku lat 70-tych armie zdawały sobie sprawę, że laser jako broń nie przebije się łatwo przez dym czy lusterko w przeciwieństwie do kuli karabinowej a do tego jeszcze zdradzi pozycję strzelca. Dlatego też zamiast efektownie błyskać z działek stosowano lasery raczej do namierzania celu niszczonego następnie konwencjonalną bombą.
Co ciekawe w krajach Układu Warszawskiego na kilka lat przez filmem Lucasa pojawiły się myśliwce bombardujące Suchoj Su-22 z takim uzbrojeniem – zatem Luke Skywalker dysponował sprzętem gorszym niż piloci PRL! Pewnie dlatego swoją torpedę ładował w cel „na czuja” używając mistycznej Mocy…

Co więcej można powiedzieć?
W sumie Gwiezdne Wojny reprezentują raczej technikę wychodzącą z użycia w 1978 roku a nie najnowszą czy przyszłościową.
Dlaczego zatem robiły tak oszałamiające wrażenie?
Cóż, to chyba na tym polega magia Gwiezdnych Wojen…