Kategorie
Parada Opornych i inne komiksy

Konkurs z głupkiem

Postanowiłem przeprowadzić konkurs z Bipermanem.

Osoba, która najtrafniej określi, do czego pasuje ten obrazek – dostanie Bipermana narysowanego na własne życzenie.

Jak Wam się podoba taka formułą konkursu – weźcie udział. Jak nie – podeślijcie znajomych.

Kategorie
Wierszyki i Owsiki

Owsik Pesymistyczny

Owsikowi na sukces nadeszła ochota
zatem zmienił swój adres: zasiedlił pilota.

Nie był jednak szczęśliwy, marudził:
„To głupie – niby wzleciałem w chmury
a wciąż jestem w dupie!”

 

Alternatywa: kliknij

Kategorie
Fotografia

Sztuka tropienia czegoś

Ostatnio lało, więc postanowiłem powspominać odległe czasy, czyli ostatni spacer z Naną.

Lód i słońce dają sporo okazji do zabawy, zwłaszcza za miastem. Na dobrą sprawę zwykłe ustawienie się pod światło daje nam połowę szans na ciekawe zdjęcie (dla niewtajemniczonych: połowa szans oznacza WYJDZIE ALBO NIE WYJDZIE).

Oczywiście dobrze jest mieć jakiś egzotyczny temat. Ideałem byłoby złapanie Aliena na łysym niedźwiedziu pożerającego jakąś celebrytkę, ale trudno wychodzić na spacer z psem tylko dla takich spotkań.

Pozostają nam rzeczy zwykłe:  strumyk, trzciny, drzewa i inne śmieci. Kupa śmieci lub drewna po bliższym zbadaniu może się okazać żeremiem bobrowym ale to też nie jest zbyt częste zjawisko – mimo wszystko na spacerze łatwiej trafić na  żeremie czy tamę niż Kim Kardashian.

O ile zaprzyjaźniony strumyk ma brzegi zryte jak mózg polityka a jego nurt od czasu do czasu przegradza sterta obgryzionego drewna to mam szansę na znalezienie śladów bobra.

Jak się do tego zabrać?
Przedstawiam plan postępowania sprawdzony w praktyce:

Po pierwsze włazimy na lód i idziemy środkiem obserwując brzegi.
Po drugie – ignorujemy trzaski i chrupnięcia pod nogami. Możemy tupać, jeśli mamy ochotę.
Po trzecie – wpadamy do wody akurat na środku strumienia, tam, gdzie woda spiętrzona przez bobry jest głęboka. Jeśli nasza twarz znajdzie się pod wodą – to właśnie wtedy jest czas na obserwację bobrów w naturalnym środowisku.

Po czwarte – wyłazimy na brzeg chlapiąc rozpaczliwie na wszystkie strony. Nie należy się poddawać – za piątym albo szóstym razem na pewno się uda a długie przebywanie w lodowatej wodzie może być nie zdrowe. Kto nie wierzy, niech zapyta pasażerów Titanica.
Po piąte – gnamy biegiem do domu lub samochodu (na jedno wychodzi, bo samochód służy do szybkiego powrotu do domu).

Po szóste
– klniemy na czym świat stoi (pomocny będzie tu słownik wulgaryzmów, który każdy Polak powinien mieć pod ręką)
Po siódme – w domu przebieramy się w suche rzeczy i pijemy gorącą herbatę, rum, coś z większą ilością procentów (nie będę nic proponował, bo nie płacą mi za product placement). Czy wypijemy kolejno czy na raz – to bez znaczenia, byle rozgrzewało.

Po ósme – stanowczo porzucamy myśl o fotografowaniu dzikiej przyrody, a jeśli wciąż o tym marzymy – skupmy się lepiej na śledzeniu dzikich płyt chodnikowych pod naszym blokiem oraz kaczek dziennikarskich.

Kategorie
Parada Opornych i inne komiksy

Uczmy się uczyć samemu…

Rozmawiałem z kolegą na temat różnic między wiarą i nauką. I tak sobie myślę, że dla większości ludzi wygodniej jest  zastąpić naukę i prace wiarą, że już potrafią i dlatego nic nie muszą. A że nie działa? A kogo to obchodzi?

Kategorie
Historia i kultura

Star Wars i technika wojskowa lat 80-tych XX wieku

Ludzki umysł działa zabawnie – możemy mieć w głowie całą masę faktów ale żeby od razu je kojarzyć i zinterpretować?
Od dziecka interesowałem się samolotami a pierwszy obejrzany przeze mnie film z uniwersum Gwiezdnych Wojen bardzo mocno wpłynął na moją wyobraźnię. Mimo to przez długie lata nie zastanawiałem się nad oczywistym pytaniem: jak się miała technika pokazana w „Star Wars” do techniki latającej w tym czasie nad naszymi głowami?
Porównajmy.
Oto SR-71 – samolot szpiegowski zaprojektowany na przełomie lat 50-tych i 60-tych XX wieku, który do służby wszedł w 1964 roku.

A oto znany wszystkim X-Wing czyli koncept z 1977 roku.

Oczywiście możemy powiedzieć, że opływowość kształtów to kwestia stylu…
zatem porównajmy SR-71  z pokazanym pod nim pojazdem z drugiej serii Star Wars, konceptem Douga Chianga.

Dla mnie koncepcja Chianga wydaje się raczej nieco wtórną wariancją na temat starego ale szybkiego samolotu szpiegowskiego…

Skoro jednak mówimy o kształtach kanciastych – porównajmy sobie coś kanciastego:

Po prawej Snowspeeder z roku 1982 – po lewej i niżej Have Blue – demonstrator technologii stealth latający już w roku 1977.

Have Blue doczekał się potomka – F-117 pierwszy lot wykonał wtedy, gdy kończono prace nad „Imperium Strikes Back” a gotowość operacyjną w jednostkach bojowych osiągnął w 1983 – gdy film wchodził na ekrany w krajach demoludowych… Potem było kilka wojen, w których F-117 już bombardował a my wciąż myśleliśmy, że Snowspeeder to Science-fiction.

Warto też porównać na filmie manewrowość X-Winga czy Snowspeedera ze Spitfire’m z II wojny światowej.
Warto dodać, że efektownie rozkładane skrzydła X-Wingów w momencie wejścia filmu do kin porzucono dla bardziej perspektywicznych rozwiązań: F-16 czy Mig-29 z końca lat 70-tych już ich nie mają.
O zastosowaniu laserów w walce lepiej nie mówić – już w początku lat 70-tych armie zdawały sobie sprawę, że laser jako broń nie przebije się łatwo przez dym czy lusterko w przeciwieństwie do kuli karabinowej a do tego jeszcze zdradzi pozycję strzelca. Dlatego też zamiast efektownie błyskać z działek stosowano lasery raczej do namierzania celu niszczonego następnie konwencjonalną bombą.
Co ciekawe w krajach Układu Warszawskiego na kilka lat przez filmem Lucasa pojawiły się myśliwce bombardujące Suchoj Su-22 z takim uzbrojeniem – zatem Luke Skywalker dysponował sprzętem gorszym niż piloci PRL! Pewnie dlatego swoją torpedę ładował w cel „na czuja” używając mistycznej Mocy…

Co więcej można powiedzieć?
W sumie Gwiezdne Wojny reprezentują raczej technikę wychodzącą z użycia w 1978 roku a nie najnowszą czy przyszłościową.
Dlaczego zatem robiły tak oszałamiające wrażenie?
Cóż, to chyba na tym polega magia Gwiezdnych Wojen…

Kategorie
Ilustracja Parada Opornych i inne komiksy

Bez aluzji

Parada opornych powstaje absolutnie bez aluzji i odniesień do współczesności. To współczesność nam się dopasowuje  do Parady Opornych. Obrazek powstał kilka lat temu na temat roli władz w oświacie. A na co bym nie popatrzył – to wciąż i wszędzie pasuje…

Kategorie
Zwierzaki

Pumizacja

Pozwalam sobie na powtórkę tej historii ponieważ za tydzień zamieszczę jej świeżo napisany ciąg dalszy:

Wróciłem do domu i doznałem olśnienia. Są takie chwile, kiedy człowiek dokładnie wie, co chciałby zrobić, co może i co powinien. Jeśli ma pecha – są to trzy różne rzeczy, ale ja miałem szczęście. Przygotowałem się odpowiednio i poszedłem do saloniku. Kilka miesięcy wcześniej skończyliśmy remont. Plan zakładał, że z zabudowy wokół okna powstanie wnęka, w której będzie można wygodnie siedzieć na drewnianym podeście. Okazało się jednak, że trzeba coś tam dodać, bo sam podest nie jest zbyt komfortowy. Po długim poszukiwaniu kupiliśmy sobie dwa worko-pufy… i to było to! Od dwóch tygodni w środku każdego dnia słyszałem ich zew: CHODŹ SIE ZDRZEMNĄĆ… NO, CHODŹ TU… JEST SŁOŃCE, JEST WYGODNIE… ale niestety – ciągle coś mnie odwoływało do pilniejszych zadań… a wieczorem – to już nie to samo, co w południe.
Tym razem miało być inaczej. Szczęśliwie wyrobiłem się ze wszystkim i do jutra miałem spokój, a zatem mała przyjemna drzemeczka mogła się udać. Do tego ogarniała mnie senność, Nana wlazła pod kanapę i niczego nie chciała, po dwugodzinnym spacerze po krzakach, dziurach i pagórach byłem dosłoneczniony, dotleniony, rozleniwiony i zadowolony… mówiąc krótko: trudno o lepsze warunki.
Uformowałem pufa do spania, owinąłem się kocem i przybrałem wygodną pozycję embrionalną. Parę manewrów ustabilizowało moją pozycję we właściwej odległości od kaloryfera, granulat wypełniający worko-pufa chrzęścił obiecująco… Zmrużyłem oczy z rozkoszą i w tym samym momencie spadło na mnie coś jakby puszysty czterokilogramowy młotek. Dostałem tuż pod żebrami, wypuściłem powietrze z płuc nosem i ustami – mało brakowało a tą samą drogą poszłoby śniadanie.

Nie mogłem się ruszyć.

W moją twarz przez moment wbijało się spojrzenie szmaragdowych oczu w złotych obwódkach. Pod ich wpływem znieruchomiałem.
– No właśnie… – powiedziała Puma i otarła się policzkiem o mój nos – Można było się tego spodziewać.
– Dokładnie tak jak myślałam. – dodała po chwili. Z miną skupioną odwróciła się, przejechała ogonkiem pod moim nosem, wycelowała mi zadek prosto w oczy i ruszyła powoli wzdłuż mojego boku metodycznie udeptując.
– Co robisz? – odważyłem się zapytać, kiedy przestała balansować na moim ramieniu.

– Nie przeszkadzać podczas badania! – odpowiedziała nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Udeptała mi ramię, łokieć, bok, biodro i udo zanim przy kolanie odważyłem się zapytać cichutko:
– Co badasz?

– Ciebie. Nie widać? A teraz nie przeszkadzaj, to ważne. – Dreptała w miejscu przez chwilę, potem wypuściła pazurki i zmieniła metodę: tylne łapy stały w miejscu, przednie wydłużyły i zwolniły krok. Kocica zaczęła się wyciągać w kierunku mojego brzucha. Przez koc i ubranie czułem ostre igły wbijające mi się w skórę co kilka centymetrów. Trwało to długo, bardzo długo. Bałem się ruszyć – nie wiedziałem, co się dzieje a w takiej sytuacji lepiej nie przeszkadzać zawodowcom, zwłaszcza tym w bardzo chwiejnej pozycji.

Po dłuższym dreptaniu wzdłuż Pumiasta dała wyraźne dwa kroki, zeszła mi na brzuch i zwinęła się w kółko.

Podparła się brodą na moim łokciu i tak została. Nie było to zbyt wygodne… ale Puma wie, co robi.
Po kilku minutach odważyłem się zapytać:
– Skończyłaś?
Spojrzała na mnie z góry, co było sztuką zważywszy, że leżała mi na brzuchu.
– Badanie… tak. Ale nie zakłócaj terapii. – po czym z powrotem położyła brodę na mnie.

– Terapia? – aż coś mnie skręciło. Dobrze wiem, że koty potrafią wykrywać schorzenia niczym tomograf, reagują na stany zapalne i w niektórych wypadkach potrafią je złagodzić dotykiem… a Puma znalazła coś w moim brzuchu!
– Co mi jest? – ledwie wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
Znowu spojrzała mi w oczy z miną najwyższego sędziego:
– Brakuje ci pumu w organizmie. – wyjaśniła i wróciła do poprzedniej pozycji.
Zatkało mnie. Przeleciałem pamięcią tablicę Mendelejewa. Byłem w klasie matematyczno-fizycznej ale trzydzieści lat temu. Niemniej… zapamiętałbym taki pierwiastek. A może to jakiś związek organiczny? Sprawdzenie nie wchodziło w grę dopóki Pumiasta leżała na mnie i prowadziła terapię. Ale stres może zniszczyć efekt każdego leczenia! Stres zabija skuteczniej niż czy papierosy czy reforma opieki zdrowotnej! Nie wytrzymam niewiedzy… Rany Boskie, zachciało mi się spokojnej drzemki po południu… Nie mogłem dłużej.

Już miałem przerwać milczenie, kiedy usłyszałem i poczułem w brzuchu narastające wibracje i dźwięk:
– PUMMMRRRR…. CHRRRRRR…..PUUUMMMMMRRRRRCHRRRR… PUMMMMRRR…
Poczułem obezwładniające ciepło… zrozumiałem, że faktycznie czegoś mi brakowało… i oto to coś napływało w dużej ilości…
– Koty zawsze wiedzą… – pomyślałem zanim zamknąłem oczy.

Kategorie
Wierszyki i Owsiki

Owsik w sądzie

Owsik poczuł gniew straszny i żądzę zabicia
za to, że mu wytknęli miejsce i styl życia.

Podał sprawę do sądu lecz z takim wynikiem,
że stwierdzono sądownie: owsik jest owsikiem

Kategorie
Fotografia

Przedwiośnie fotograficzne czyli co robić, kiedy nie ma co robić?

Pies dość skutecznie wyznacza mój krąg zainteresowań fotograficznych – raczej nie zrobię psychologicznego portretu tam,
gdzie Nanusia lubi łazić i taplać się w błocie. Muszę brać to, co dają czyli zainteresować się wyciskaniem czegoś z tematów, z których już raz wszystko wycisnąłem.
Czasami nie ma wyjścia i łapię w szkiełko rzeczy, które mi się nie podobają, jak na przykład budowę osiedla na terenie podmokłych łąk. Cóż – „Ufajcie memu szkiełku i oku, nic tu nie widzę dookoła” – tyle, że oko i szkiełko jest właśnie po to, aby coś zobaczyć.

Pogodę też mam taką, jaka się trafi. Dzisiaj wiało. Chmury zasuwały po niebie na zmianę ze słoneczkiem, deszcz padał i przestawał, zanim włączyłem wycieraczki w samochodzie albo zanim włożyłem czapkę… a światło do zdjęć było dosyć efektowne. Co niniejszym wykorzystałem, chociaż wolę w takich warunkach fotografować port rybacki w Jastarni.  Ale jak jest dobre światło to i dźwig na niechcianej budowie dobrze wygląda. 

 

Nana uważa, ze taka pogoda jest super, bo pies nie musi ruszać łapami, żeby czuć pęd powietrza na nosie.

Poza tym okazało się, że nad Sudołem gospodaruje kolejna bobrowa rodzinka. Powstały nowe tamy, podniósł się poziom strumieni i przybyło kolorowych kaczek na rozlewiskach.

Spotkałem też panią, która twierdzi, że bobry to szkodniki. Nie przekonał jej argument, że regulują poziom wód w okolicy, a tworząc mokradła mają znaczący wpływ na lokalny klimat – pani zakrzyczała mnie, twierdząc, że ona się zna, bo jest w podstawówce nauczycielką przyrody. Niech wszyscy święci mają w opiece jej uczniów – niezłego bełta w głowach zrobi im ktoś, kto idąc po ostoi zwierząt wodnych widzi tam tylko brudne błoto.

Ale jest nadzieja – otóż pani powiedziała też, że bobry są szkodnikami, bo rolnicy tak mówią. Jako wnuk iluś-tam pokoleń rolników wiem, że szanujący się gospodarz uważa za szkodnika wszystko, co wlezie na jego pole i nie należy do niego – zatem może i ta pani nauczycielka (która spacerowała po czyjejś łące) zostanie zaliczona do grona szkodników wraz z bobrami, pogoniona przy użyciu wideł i znajdzie schronienie w bobrowym żeremiu. Trzeba mieć nadzieję. 

Póki co kusi mnie okropnie wycieczka po strumieniu.
Prawdę mówiąc zaliczyłem coś w tym rodzaju – grunt był tak miękki, że osiadł pod moim cielskiem na przeprawie i utknąłem po kolana. Przez chwilę poczułem się jak Bear Grylls…

ps. Dzisiaj wciąż odbieram komunikaty w stylu: „w miejscowości X piździ jak w kieleckim”. Jako gość wychowany na Kielecczyźnie czuję się w obowiązku wyjaśnić: takie stwierdzenia są wytworem ignorancji. Tamże nie piździ bardziej niż w innych rejonach Polski, zaś użytkownicy tej magicznej formuły nie wiedzą, iż  przysłowie brzmi: „piździ jak w kieleckim dworcu”. Wzięło się to stąd, że dosyć ruchliwy kielecki dworzec miał maleńki po-carski budynek z mikropoczekalnią, a do tego od zachodu dochodziło się do niego nad torami bardzo wysoką kładką o długości około stu metrów. Ten, kto wykonał taki spacerek w wietrzny dzień miał powody do narzekania a poczekalnia dworcowa nie poprawiała humoru. W latach 60-tych XX wieku stary dworzec zastąpiono dużym modernistycznym budynkiem z podziemnymi przejściami zaś pod koniec lat 70-tych zburzono kładkę. Obecnie w Kieleckiem już nie piździ – przeniosło się na parking nad Dworcem Kraków Główny Osobowy.

Kategorie
Bez kategorii Ilustracja

Manifest Cebulistyczny

 Daje się zauważyć w ostatnich latach obojętność tzw. przeciętnego Kowalskiego na sztuki plastyczne. Prawie wszystkie pytania o malarstwo kwituje on zazwyczaj tekstem „JA SIĘ NIE ZNAM”.
Takie wyznanie brzmi niezwykle w społeczeństwie, w którym KAŻDY zna się na WSZYSTKIM.
Dla większości znanych mi krytyków sztuki to znak obojętności i zagrożenie dla kultury.
Potraktujmy jednak tę postawę jako WYZWANIE i SZANSĘ.
Pokażmy Kowalskiemu dzieło plastyczne, na którym zna się na pewno.

Namalujmy dla niego cebulę.
Każdy może ją ocenić. Każdy zna się na cebuli.
Z malarskiego punktu widzenia przypomnę klasyka: plastyczna wartość cebuli jest taka sama jak plastyczna wartość głowy świętego – ale unikamy kłopotów z ideą. Cebula jest tematem bezpiecznym w kraju procesów o uczucia religijne.
Do tego jako obiekt oferuje wielką różnorodność cech indywidualnych.

Kiedy mąż opatrznościowy w telewizorze przewraca oczami i objawia porażającą prawdę – malujmy cebulę.
Kiedy polityk lub inny zawodowy łajdak głosi wyższość siebie nad kumplami – malujmy cebulę.
Kiedy naród do boju wystąpi z orężem – malujmy cebulę.
Kiedy TV kusi nas podpaskami, które dodadzą nam skrzydeł – malujmy cebulę.

Cebulizm nie jest zjawiskiem nowym – rozkwitł w Niderlandach w okresie wojen religijnych. Holenderscy mistrzowie chętnie skupiali się na malowaniu artykułów spożywczych zamiast ryzykować tematy, w których rzeczoznawcą malarstwa byłby sąd religijny.
Pierwszym polskim protocebulistą był Piotr Michałowski. Po okresie intensywnego oddawania się malarstwu zaangażowanemu w ideę wyjechał w końcu na wieś a jego głównym tematem stały się krowy, które malował jako instrukcję zakupu dla swoich pracowników jadących na targ po bydło. Taka wolta jednego z największych mistrzów pędzla nie może być przypadkiem! Protocebulizm Michałowskiego, znany również jako krowizm, wziął się z głębokiego namysłu i świadomego rozwoju wielkiego mistrza!
Idźmy śladem Michałowskiego i rozwijajmy jego ideę. Największy problem z Ideą Piotra Michałowskiego polega na tym, że rysunki krowistyczne miały całkiem zbędną funkcję użytkową, co uczyło odbiorcę, że obraz służy do Czegoś. A takich użytkowych obrazków mamy dzisiaj na pęczki w naszych skrzynkach pocztowych.

Odetnijmy elementy odwracające uwagę od zasadniczych walorów dzieła.
A zatem: jakie warunki musi spełniać obraz aby spełniał kryteria cebulistyczne?

1. Cebulizm odrzuca wszystkie tematy oprócz martwej natury. Portret, scena rodzajowa, czy, nie daj Boże, akt – zawierają odniesienia do relacji społecznych, historycznych czyli inaczej mówiąc: w Polsce – politycznych. Po ukończeniu obrazu cebulistycznego można zjeść modelkę, co w przypadku aktu prowadzi do wejścia w zbędne relacje z policją i sądem.
2. Cebulizm polega na powszechności – każdy wie, jak wygląda cebula, każdy może ją malować. Próba namalowania cebuli tak, by wyglądała jak coś innego, jest zdradą ideałów cebulistycznych. Możemy namalować cebulę w stylu impresjonistycznym, hiperrealistycznym, kubistycznie, jak Cezanne czy Seurat – byle wciąż została rozpoznawalna jako cebula. Formalne eksperymenty są możliwe a nawet wskazane, pod warunkiem zachowania wierności cebuli. Cebulistyczna cebula ma przemawiać do zwykłego Kowalskiego (a nie tego z filmu „Pingwiny z Madagaskaru”).
3. Cebulistyczna martwa natura zawiera tylko jeden, no najwyżej dwa-trzy obiekty o prostym kształcie. Skomplikowane układy brył czy draperii zaprzeczają idei powszechności cebulistycznej poprzez niepotrzebne komplikowanie tematu.
4. Cebulizm nie zajmuje się czasem i jego upływem – cebula, mimo swej podatności na utratę walorów spożywczych jest dobrem ponadczasowym i pozaczasowym. Po prostu trzeba co jakiś czas iść do zieleniaka ale i tak to robimy, czyż nie?
5. Cebulizm działa w sztukach plastycznych, nie jest jednak możliwy w filmie i literaturze, bo zwykły Kowalski nie czyta książek i nie pójdzie do multipleksu na panoramiczny pełnometrażowy film pokazujący leżącą samotnie cebulę przez 90 minut. Kino moralnego niepokoju udowodniło to nie jeden raz.

6. Cebulizm to nie jest program ucieczki – to program pozytywny. Fundamentem cebulizmu jest namalowanie cebuli, która rozpozna i polubi zwykły Kowalski.
7. Cebulizm zakłada powrót do spraw interesujących każdego (Kto nie lubi jeść? Kto nie widział cebuli?), prostych i podstawowych, bo cebula to podstawa porządnej tradycyjnej zupy.
8. Dyskusja z założeniami ideowymi cebulizmu to zdrada. Ale zdrada założeń cebulizmu nie jest niczym wielkim – do ruchu cebulistycznego nie przenosimy obyczajów politycznych czy religijnych.

Zamiast gadać – malujmy cebulę.
Cebula to podstawa komunikacji!