Z powodów nanułkowych (czyli związanych z Naną) postanowiłem się szkolić w zakresie psich portretów. To sprawa o wiele trudniejsza niż w przypadku portretów ludzkich – z powodu wielkiej różnorodności psich twarzy. Zresztą nawet jedna psina może zaskoczyć ilością elementów do umieszczenia w portrecie.
Weźmy na przykład Lolę.
Właściwie jest nawet podobna do człowieka, tylko ładniejsza. Ja w każdym razie poznałem kiedyś pewnego portiera, który wyglądał jak mniej rozumna karykatura mopsika.
Ale kiedy wydaje się, że wiemy wszystko o tej mordce – pojawia się jakaś mina i cały portret możemy robić od nowa.
Trzeba uchwycić tę zadumę nad światem, jego początkiem i końcem (oraz początkami obsikanej trawy przy płocie). Skupione spojrzenie i koncentracja jak u rycerza Jedi albo Einsteina przy odkryciu żarówki w bułce… I niestety nie załatwimy tego rysowaniem zmarszczek tak jak u człowieka bo twarz mopsika składa się w większości ze zmarszczek.
Tu trzeba solidnie popracować nad głębią spojrzenia! A kiedy wydaje nam się że wiemy już coś o głębi spojrzenia – piesek wywali jęzor i możemy się zastanawiać nad głębią mordki, w której się to zmieściło.
W dodatku zbadanie problemu dość jasno pokazuje, że w naszym wszechświecie są trzy rzeczy ciągną się w nieskończoność: czas oczekiwania na wizytę u lekarza-specjalisty z NFOZ, okres dotrzymywania obietnic i język mopsika. Kto nie wierzy, niech spróbuje polizać się po czole.
Coś takiego potrafią tylko niektóre pieski!
Ostatecznie możemy się wspierać atlasem psiej anatomii, odwiedzić znajomego weterynarza wyciągnąć z niego poradę, a także kupić lepszy obiektyw albo zapisać się na specjalistyczny kurs malowania psich portretów do renomowanego malarza. Ale zanim zdecydujemy się na wybór – psina odejdzie w siną dal baletowym kroczkiem.