Kategorie
Bez kategorii Fotografia Historia i kultura

Szydłów – spacer od bram miasta do wieczora

Przeglądając fotki znalazłem to – czyli wspomnienie z wycieczki do Szydłowa. Pogoda dopisała, kolory nieba dopisały, do tego trafiliśmy na dzień po zamknięciu pleneru rzeźbiarskiego – nie dość, że rzeźby się świeciły to jeszcze wióry leżały na ziemi. Bywało dosyć magicznie.

      

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Kościelec koło Proszowic

Wspomnienie wycieczki do Kościelca. Kiedy pojechaliśmy tam ostatnio – pogoda, a zwłaszcza światło, były jeszcze mniej fotograficzne, zatem zdecydowałem się opublikować taki materiał wspomnieniowy. Co przypomina mi pewną przygodę telewizyjną: redaktorka chciała zrobić ze mną materiał o chodzeniu boso. Niestety kamerzysta był całkiem nie w formie i jego część pracy nie nadawała się do publikacji, zatem do letniego programu trafił materiał filmowy nakręcony w zimie. Mimo woli wyszedł nam wtedy przekaz tej treści: chcesz mieć letnią chwilkę relaksu? biegaj boso po śniegu…

Naturalnie wycieczka do Kościelca też była na bosaka, bo nie widzę praktycznych powodów do noszenia butów latem, natomiast i wtedy i teraz wraca do mnie dość natrętna obserwacja: w pewnym sensie barok okazał się najbardziej żarłocznym z prądów kulturowych: zeżarł zarówno styl romański jak i pokaźną część gotyku, oraz przemodelował renesans.

Zostały nam resztki, co widać na przykładzie kościoła w Kościelcu…

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Fabryka Czekolady

Wśród rozmaitych słodyczy najłatwiej mi  o kota – ale te futrzaki jako łakocie mają kilka dziwnych cech. Po pierwsze usypiają, po drugie nie tuczą, po trzecie prowokują do bezruchu, po piąte wymuszają raczej kontemplację kocich oczek niż skupienie na fotografii. Dlatego od czasu do czasu idę gdzieś na czekoladę a przy okazji  szukam zdjęć.

W Fabryce Czekolady czasami znajduję jedno i drugie, przyprawione kawałkami starego Krakowa w ścianach.

Kiedyś życie miasta toczyło się na podwórkach – tu się bawiły dzieci, tu pracowali rzemieślnicy itd.

Dzisiaj nadal tak bywa, z tą różnicą, że na krakowskich podwórkach głównie się je. A ja przegapiłem moment, kiedy w starym Krakowie istniały podwórka w stanie z poprzedniej epoki. Pamiętam, jak wyglądały ale nie miałem sprzętu, którym dałoby się je dobrze utrwalić. Zatem utrwalam to, co jest. W końcu to też się kiedyś zmieni…

 

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Czym się różni Szydłowiec od Szydłowa?

Zaniosło nas kiedyś do Szydłowca… uwielbiam detale polskiego gotyku i renesansu. Szkoda, że tak wiele z nich zjadł barok…

                    16

Kategorie
Dla dzieci Historia i kultura Ilustracja

Włoska opowieść – vendetta rodów Gatti i Rattoni

Dawno dawno temu we Włoszech, może we Florencji a może w Weronie, żyły sobie dwa potężne, możne arystokratyczne i bardzo liczne rody Rattonich i Gattich. Dzieliła je odwieczna i silna nienawiść oraz rozlew krwi.

Nienawiść wciąż przybierała na sile,  bo padały ofiary, ile razy jakiś Gatti spotkał kogoś z Rattonich. Ulice miasta wciąż rozbrzmiewały odgłosami walki i spływały krwią.

Czy to się skończy, kiedy Romeo Gatto spotka Julię Rattone ? A może przybędzie nowy powód do wojny?

Ale na razie młodzieńcy z obu stron mają rendez-vous w krzywej uliczce… przypadkowe, za to brzemienne w skutki.

Kto to wie…

 

ps. To akwarela i kredka akwarelowa

Kategorie
Fotografia

Katowickie widoki

Kategorie
Dla dzieci Ilustracja Zwierzaki

Ulica Kota

Narysowałem sobie szybki szkic. Na tyle mi się spodobał, że postanowiłem go zrobić w kolorze. A teraz siedzę i bawię się w „znajdź dwadzieścia szczegółów, którymi się różnią”.

Znalazłem jeden: luuuuzik. Szybkie szkice są bardziej świeże, swobodne i dynamiczne niż rysunki już raz  przemyślane, starannie zakomponowane i pracowicie zrealizowane.
W efekcie bywa, że moje szybkie szkice są znacznie lepsze niż finalne ilustracje.

Wniosek? Wniosek jak zwykle podpowiedziała mi Pumiasta włażąc na kolana: nie myśl tyle, tylko mnie drap staranniej.
Mniej myśleć o bzdurach, szybciej pracować.

A swoją drogą chodzi mi po głowie baśń pod tytułem Ulica Kota. Będzie magia dachów, przygoda, myszy i znikająca śmietanka. Oraz nieoczekiwany czarny charakter. Pod warunkiem, że świat Królewskich Psów wypuści mnie na chwilę ze swoich pancernych łap.

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Katowice – zakamarki

Dawno temu dla żartu pisałem serię felietoników o tym, że spacerowanie boso pozwala zobaczyć więcej, bo zmusza do uważnego patrzenia pod nogi.

Pozwala również na kontrolowane włażenie w kałuże i inne letnie przyjemności ale w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby patrzeć, gdzie się włazi, co się widzi i po co to wszystko? A dla tak szczytnego celu warto sięgnąć po rozmaite środki, takie jak włażenie w dziury, węszenie po podwórkach i plątanie się bez celu po niepoznanym mieście.

 Mam niejasne wrażenie, że nasz światek podzielony chodnikami i kolorowymi krawężnikami na regularne poletka jest znacznie bardziej chaotyczny, niż chcielibyśmy przyznać. Dawniej na podwórkach mieszkały wielopokoleniowe rodziny, które się znały i nie zmieniały adresu zbyt często. Co prawda żyli krótko – przeciętny robotnik z Kongresówki w początku XX wieku miał małe szanse na przekroczenie czterdziestki, w innych zaborach było raz lepiej raz gorzej pod tym względem, zależnie od  miejsca i środowiska… niemniej oznaczało to tyle, że dziesięć lat to był wielki kawał życia a nie czas sześciu przeprowadzek w różne dzielnice. Ciekawi mnie, czy na fotografowanych przeze mnie podwórkach ludzie się znają?

Nie zauważyłem zbyt wielu dzieci. One są, ale nie tam.

Dawniej ludzie się znali, wiedzieli wszystko o wszystkich a kumoszki potrafiły bezbłędnie określić, która pani domu często przypala zupę oraz czyj małżonek ile razy wróci ululany jak nieboskie stworzenie.

Pod wieloma względami takie życie przypominało atmosferę z wnętrza używanej skarpetki: swojsko, ciepło i znajomo, a że śmierdzi? Cóż, mieszkańcy przywykli, taka jest cena poczucia wspólnoty.

Nie tęsknię za takim stylem życia – zauważyłem jednak, że tamto poczucie swojskości w naszych czasach zastąpione zostało czymś znacznie gorszym: dla poczucia wspólnoty tzw. porządni obywatele (czyli uważani przez znajomych i siebie za dobrze zakorzenionych w grupie) wspólnie napadają na jakąś mniejszość.

Ta zbiorowa agresja zastąpiła niegdysiejsze wspólne życie – zamiast wtykania nosa w sprawy sąsiada spod dwunastki czy osiemnastki zbieramy się do kupy i wspólnie atakujemy imigrantów, ekologów i każdego, kogo uznamy za obcego.

Ludzi łączy dzisiaj nie wspólne życie i rozwiązywanie problemów tylko wspólna nienawiść do czegoś, czego nie rozumieją. I stąd też bierze się coraz powszechniejsza niechęć do nauki i rozumienia. Bo jakby zrozumieli, dlaczego ktoś nie zgadza się na wycinanie drzew bez ładu i składu – to kto by im został do nienawiści?

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Katowice – różności

Moja wycieczka po Katowicach wydaje się nie mieć końca a w sumie kręciłem się tylko
po niewielkim kwartale wokół dworca.

Ot, złożyłem wyrazy uszanowania żabie na fontannie, pogapiłem się na geometryczne wzorki nowej zabudowy starych kątów. Od lat robię zdjęcia kawałków starych kamienic – im bardziej niebieskie niebo a kamienica szara, tym mocniej widać, że horyzont człowieka żyjącego w mieście pokrojono na mniej lub bardziej urozmaicone rytmiczne czworoboki.

Ciekawe, na ile takie ograniczenie wpływa na wyobraźnię.  Mam podejrzenie, że dosyć mocno ale za to podświadomie.

Zresztą u współczesnych ludzi w ogóle jest kiepsko z samoświadomością – zdumiewająco często spotykam się z bardzo gwałtownymi reakcjami w obronie rozmaitych całkiem drugorzędnych spraw – motywowanymi sloganem: „Bo tak trzeba!” „bo to cywilizacja!” „Bo jak inaczej? Nie da się!”.

Te zachowania w jakiś sposób bronią grupowej tożsamości: niszczymy lasy i krajobraz, bo to nasze i nikt nam nie zabroni wyrżnąć. ostawimy po sobie ruinę dla wnuków – ale niech wiedzą, ze to osiągnięcie dziadziusia, z którego mogą być dumni. Jakże nie być dumnym z dziadziusia? Toż to zdrada!
Pozwolimy na zalanie betonem trawnika, bo takie czasy, że się zalewa betonem. I nic się nie da zrobić!

I całkiem często ktoś, kto udowodni, że się da – określany jest mianem lewaka albo komunisty. Nie dlatego, żeby miał coś wspólnego z politycznym ugrupowaniem, tylko dlatego, że burzy spokój.

Poukładany leniwy i błogi spokój zbudowany na braku odpowiedzialności za własny los.

Kategorie
Fotografia

Katowice – balkony

  Zanim zostanę staruszkiem i będę spacerował z balkonikiem – postanowiłem sobie pooglądać balkony w miastach. Balkon – sprawa poważna i prestiżowa,  wymyślona w dużej mierze po to, by osoby posiadające nieruchomość w prestiżowym miejscu mogły podziwiać parady i miejskie imprezy znad głów gawiedzi plączącej się po miejskich brukach. Taki balkon od ulicy stanowił wizytówkę domu i oprawę dla majestatu mieszkańców.  Balkon przy placu miejskim mógł być wręcz dochodowy – w źródłach historycznych zachowały się informacje o wynajmowaniu miejsc na balkonie przy okazji głośnych egzekucji i tym podobnych masowych rozrywek.

Kraty balkonowe kuto artystycznie, czasami projektowali je znakomici plastycy,  a w epoce krynolin dosłownie dopasowano je do sukni. Brzmi głupio? Owszem. Rzecz w tym, że modna suknia światowej damy w XIX wieku miała wszyte w spód obręcze nadające kobiecie formę dzwonu.
Kiedy szacowna lady w takiej sukni zbliżała się do balustrady – usztywnienie zadzierało jej kiecę z tyłu pokazując domownikom całkiem nieoficjalne widoki. Nie było widać zbyt wiele, bo pod spódnicą nosiło się halki, długie majty, pończochy, koronki i takie tam cudności w ilościach ogromnych… ale jak powiedziała królowa Wiktoria: za moich czasów damy nie miewały nóg.
A tu proszę: każdy mógł się przekonać, że dana pani ma coś w rodzaju nóg, zatem albo królowa kłamie albo pani nie jest damą.
A że nikt z tzw. towarzystwa nie oskarży królowej o kłamstwo, tedy pozostaje tylko druga, jakże krępująca możliwość.

Taki był klimat epoki, pokazanie kostki uznawano za gest wyzywająco erotyczny a nawet dziko seksualny, z nogami na wierzchu mogły sobie chodzić chłopki lub dzikuski z dalekich krain ale nie europejska matrona machająca chusteczką dzielnym cesarskim kawalerzystom na paradzie.

Dla uniknięcia tej wstrząsającej nieprzyzwoitości balustrady balkonowe formowano z wybrzuszeniem – aby kiecka wędrowała w górę tylko w sposób kontrolowany. Zaś sam balkon tego typu do dzisiaj nazywa się  krynolinowym.

Od kuchni budowano je znacznie mniej okazale – czasem w formie praktycznej galeryjki ale zawsze bez ozdób. Jak dla mnie – mają mnóstwo uroku, ale ja jestem mutantem, w takiej kamienicy pracowałem a nie mieszkałem i nie mogę się wypowiadać na temat wygody rozwiązania.

Ale lubię popatrzeć i włóczyć się po starych podwórkach.