Kategorie
Zwierzaki

Pisane psem i kotem – Nanułkowa Agencja Prasowa

Puma była niezadowolona. I nie wolno mylić tego z jej zwykłym ironiczno-pogardliwym stosunkiem do dwunożnych. Każdy kot wie, ze ludzie rozumieją tylko dwie kocie postawy: żarliwą namiętność i niezadowolenie, dlatego częstowanie ich jednym albo drugim to po prostu sposób zarządzania. W tym natomiast wypadku Puma BYŁA niezadowolona a to znacznie poważniejsza sprawa.
Przeszła po gazetach, pogrzebała w nich łapką, wyjrzała przez okno. Właśnie tam, za oknem leżało sobie spokojnie całe źródło jej niezadowolenia – czyli świat. Pumiasta nie zamierzała wychodzić mu naprzeciw, to za bardzo ją stresowało. Wolała zarządzanie swoim niewielkim kawałkiem rzeczywistości – domem, parką ludzi hodowlanych, psem i kotem… no, tym ostatnim nie umiała zarządzać. Taro wymykał się jakikolwiek próbom uporządkowania a do tego co chwilę właził na głowę. I obicie nosa wcale go nie uspokajało. Zamykał oczy i właził dalej. Cały facet. Ale taki powinien być kocur i Puma nie miała do niego żalu. Gdyby przestał – martwiłaby się, że już mu się nie podoba. A tak – tłukła go, uciekała i miała wszelkie inne powody do zadowolenia.
Niezależnie od tego, ilu trosk przysparzało jej dbanie o swoją posiadłość, Puma gniewała się na świat i to całkiem poważnie. A to głównie dlatego, że świat nie  spełniał jej oczekiwań – aby zrozumieć powagę problemu, trzeba wiedzieć, czego Puma oczekuje od świata, przynajmniej tego poza jej osobistą własnością: otóż świat miał się trzymać z dala od Pumy i dostarczać jej ciekawych informacji o sobie, aby utwierdzać ją w przekonaniu, że postępuje najlepiej, jak można. Tymczasem ten wredny świat zachowywał się tak, jakby Puma dla niego nie istniała, a do tego dostarczał informacji niskiej klasy.

Puma z niesmakiem strąciła książkę ze stolika. Nie dość, że stara, to jeszcze o ludziach. Zajrzała na półkę – same książki. OK, można na nich przyjemnie posiedzieć, ale nie na półce, którą od kolejnej półki dzielą cztery centymetry. Ludzie złośliwie zabrali wszystkie drobiazgi i nie mogła nawet niczego zrzucić, żeby ich ukarać za brak przestrzeni pumowej. Przeszła dostojnie do fotela. Obejrzała gazety leżące obok.
Pogrzebała w nich łapką, przewróciła kilka stron, poczytała to i owo. Pożałowania godne. Naprawdę, informacje ze świata osiągnęły dno zupełne. Nawet nie chodzi o treść, tylko o przydatność. Co porządny kot ma zrobić z „niezwykle ważną” wieścią, że ta spotkała się z tym ale nic z tego nie wyszło, bo i tak wybrali innego. Albo, że on znowu coś powiedział. Ma gębę to i mówi, ludzie ciągle gadają. Co z tego? Ten bywał a tamten nie przybył, za to ów się pojawił i powiedział, co wiedział. No i co z tego wynika?
To nie są informacje przydatne do czegokolwiek. Śmieć informacyjny, szum i zawracanie ogona.
Aby odegrać się na świecie nie podeszła do okna i nie zaszczyciła go swoim widokiem.
– Masz za swoje – pomyślała – ale cię załatwiłam!
Świat najwyraźniej odczuł ten cios boleśnie, bo zareagował.
Na ulicy rozległo się znajome zianie i odgłos pazurków na betonie. Potem pisk domofonu. Kicia przeszła do drzwi przedpokoju, usiadła owijając się ogonkiem i czekała na ciąg dalszy. Jakoż i nastąpił: otworzyły się drzwi, przyszli ludzie ale przede wszystkim wtarabaniła się Nana, która psim zwyczajem każdą odrobinkę uwagi wypełniła swoim entuzjazmem. Wylizała uszy Tarotka, wtryniła nos pod ogon Pumci i na wszelkie inne sposoby:
1. ustaliła, że w domu nadal są właściwe koty
2. pokazała, że o nich pamięta
3. wyraziła swoją radość z Kota, co jak najbardziej należy do dobrego tonu.
Po wykonaniu wszystkich tych czynności usiadła na dywanie i czekała, aż ludzie zdejmą jej obrożę i dadzą coś na zamknięcie spaceru. A to oznaczało, że czas na serwis informacyjny.
Puma podeszła powoli, żeby nie spłoszyć psa, wsadziła nos w futro i pogrążyła się w lekturze.
Wiadomości tylko pozornie nie maiły większego znaczenia – jednak dla Kota układały się w sensowną całość.
Boni nadal lizała jak popadnie i biegała bardzo szybko. Co oznacza, że nie należy schodzić z półki, jeśli ją słychać na schodach. Na terenie Wielkiej Pumowej Wyprawy wciąż jest mokro, zimno z mnóstwem trawy i wrażeń – czyli wszystkie powody do nieodbywania wypraw pozostają w mocy. Miśka śmierdzi weterynarzem – po co ona w ogóle bywa w takich miejscach? Psy są dziwaczne…

Pogoda w normie – wiatr, sucho a czasami mokro, trochę słońca – co i dobrze, bo czas już wystawić futerko przez okno. Poza tym Miśka i Nana spotkały się z Roksą, której Miśka nie lubi a Nana jeszcze nie wie… ta wiadomość zasługuje na rozważenie podczas którejś drzemki.
Nana dostała smaczka a Puma zamyśliła się nad natłokiem newsów.
Taaaak… nie ma co liczyć na porządny serwis prasowy ze świata. Czasy mamy takie, że wierzyć można tylko psu, bo tylko pies przynosi wartościowe informacje!

Kategorie
Zwierzaki

Depumizacja


Ściśle związane z tą historią

Rozejrzałem się ostrożnie. Pumiasta spała w pracowni. Taro wyciągnął się na kaloryferze w saloniku, co oznaczało, że nie zlezie przez godzinę. Nana nie stanowiła żadnego zagrożenia, bo zasnęła pod kanapą a to gwarantuje spokój do obiadu.

Mówiąc krótko: w domu panowały idealne warunki, żeby sobie przeczytać na fotelu niezbędną literaturę wstępną a potem wziąć się do pracy. Cichutko zrobiłem sobie herbatkę. Nie wywołało to żadnej reakcji zwierzątkowej. Ciasteczko zawsze stanowi najbardziej ryzykowną część planu, bo budzi Nanę a Nana nigdy nie otarła się o pojęcie dyskrecji. Ale nawet ciasteczko nie obudziło nikogo. Usiadłem sobie wygodnie, dosunąłem fotel z przeciwka, wyciągnąłem na nim nogi. Rozłożyłem koc na kolanach, bo nie lubię okruchów w spodniach, złapałem za uczoną księgę mnicha Teofila o sztukach i rzemiosłach wszelkich… i poczułem pazurki na udzie. Puma stała oparta o fotel i skrobnęła mnie lekko. Nawet nie chodziło o pretensje, że siadałem bez jej udziału. Ot, takie zwykłe zaznaczenie, że jest – pazurkami, bo pazurków nie sposób lekceważyć.

– Zastanawiałam się, kiedy wreszcie się domyślisz…. – zamruczała namiętnie i wlazła na moje kolana tak, żeby jednocześnie opierać się o obie ręce i zasłaniać książkę. Uziemiła mnie niczym fachowy elektryk i nie było dyskusji. Zresztą dyskusja z kotami nie ma większego sensu, chyba, że ktoś nie wie, że Kot ma Rację i Kot jest Racją. Wówczas próba sporu z kotem rozszerza horyzonty. Ale ja musiałem przeczytać co trzeba w ciągu godziny albo pracować bez przeczytania, co nie miało za grosz sensu, ponieważ mnich Teofil stanowił jak raz podstawę mojej dzisiejszej pracy.

Spróbowałem ostrożnie wydostać dłoń spod rozmruczanej kocicy. Spojrzała z wyrzutem i powiedziała:

– Histeryk. Pięciu godzin bez ruchu nie może wytrzymać. – Wstała, z niesmakiem odwróciła się do mnie ogonem i przeniosła się z książki na kolana. OK, to było do przyjęcia. Poczytam a jak skończę – pomyślę, jak wstać. A jak wstanę i zrobię, co mam do zrobienia, to zastanowię się nad przebłaganiem Pumy… co nie będzie łatwe.

Czytałem ale czułem coraz mocniejszy wpływ kociej drzemki. Mruczała sobie dywersyjnie rozluźniając wszystko wokół… prawdę mówiąc, książka co chwilę wysuwała mi się z rąk. Walczyłem, ale właściwie powinienem był od razu zasnąć i nie ruszać się, skoro Pumiasta chciała mnie zarazić sennością. I już miałem się poddać, kiedy spod kanapy wylazła Nanusia. Szurała pazurkami albowiem w domu preferuje bamboszowo-posuwisty styl poruszania się, zwłaszcza na parkiecie. Spojrzała na mnie wzrokiem równie nieuporządkowanym jak jej grzywka i uszy po czym nagle nabrała energii i celu w życiu.

– Puma! Co robisz? Chodź się bawić kotem! – polizała kocie ucho.

Puma przekręciła się tak, by leżeć między moimi kolanami. W tej pozycji nie dało się jej lizać po uszach za to nie była już tak rozkosznie zwinięta w kłębek. Dodatkowo musiałem trzymać koc oburącz, bo leżała na nim, jak w hamaku i w ogóle nie obierała się na moich nogach. To mnie trochę wyzwoliło spod jej mruczącego zaklęcia. Przypomniałem sobie o pracy… ale przede wszystkim nie mogłem pozwolić, żeby kicia spadła mi między nogami na podłogę.

Nana jeszcze raz zajrzała do kociego dołka od góry. Liznęła ale najwyraźniej efekt jej nie zadowolił, bo szybko obwąchała kicię wzdłuż. Usiadła. Spojrzała na mnie i na moje zakocone kolana. Zrobiła gest, jakby chciała szczeknąć ale nie śmiała tego robić w moją stronę.

Po czym wlazła pod moje wyciągnięte nogi, powąchała, zlokalizowała i mocno dziobnęła nosem w wybrzuszenie pełne kota.

Puma poderwała się tak ostro, że koc wysunął mi się z rąk i spadł na podłogę razem z zaskoczoną kocią zawartością prosto pod psi nos.

– Pumcia! Tęskniłam za tobą aż dwie minuty! – zawołała entuzjastycznie Nana i rzuciła się na kumpelkę z wyrazami radości.

Kocica złapana między łapy i nos zipnęła. Obróciła się na plecy ale osiągnęła tylko tyle, że została gruntownie wylizana po brzuszku. Gdzieś pod moim fotelem załomotał pies jadący na kocie do przedpokoju.

Byłem wolny od kici-nastroju i mogłem wziąć się do pracy.

Kategorie
Zwierzaki

Pumizacja

Pozwalam sobie na powtórkę tej historii ponieważ za tydzień zamieszczę jej świeżo napisany ciąg dalszy:

Wróciłem do domu i doznałem olśnienia. Są takie chwile, kiedy człowiek dokładnie wie, co chciałby zrobić, co może i co powinien. Jeśli ma pecha – są to trzy różne rzeczy, ale ja miałem szczęście. Przygotowałem się odpowiednio i poszedłem do saloniku. Kilka miesięcy wcześniej skończyliśmy remont. Plan zakładał, że z zabudowy wokół okna powstanie wnęka, w której będzie można wygodnie siedzieć na drewnianym podeście. Okazało się jednak, że trzeba coś tam dodać, bo sam podest nie jest zbyt komfortowy. Po długim poszukiwaniu kupiliśmy sobie dwa worko-pufy… i to było to! Od dwóch tygodni w środku każdego dnia słyszałem ich zew: CHODŹ SIE ZDRZEMNĄĆ… NO, CHODŹ TU… JEST SŁOŃCE, JEST WYGODNIE… ale niestety – ciągle coś mnie odwoływało do pilniejszych zadań… a wieczorem – to już nie to samo, co w południe.
Tym razem miało być inaczej. Szczęśliwie wyrobiłem się ze wszystkim i do jutra miałem spokój, a zatem mała przyjemna drzemeczka mogła się udać. Do tego ogarniała mnie senność, Nana wlazła pod kanapę i niczego nie chciała, po dwugodzinnym spacerze po krzakach, dziurach i pagórach byłem dosłoneczniony, dotleniony, rozleniwiony i zadowolony… mówiąc krótko: trudno o lepsze warunki.
Uformowałem pufa do spania, owinąłem się kocem i przybrałem wygodną pozycję embrionalną. Parę manewrów ustabilizowało moją pozycję we właściwej odległości od kaloryfera, granulat wypełniający worko-pufa chrzęścił obiecująco… Zmrużyłem oczy z rozkoszą i w tym samym momencie spadło na mnie coś jakby puszysty czterokilogramowy młotek. Dostałem tuż pod żebrami, wypuściłem powietrze z płuc nosem i ustami – mało brakowało a tą samą drogą poszłoby śniadanie.

Nie mogłem się ruszyć.

W moją twarz przez moment wbijało się spojrzenie szmaragdowych oczu w złotych obwódkach. Pod ich wpływem znieruchomiałem.
– No właśnie… – powiedziała Puma i otarła się policzkiem o mój nos – Można było się tego spodziewać.
– Dokładnie tak jak myślałam. – dodała po chwili. Z miną skupioną odwróciła się, przejechała ogonkiem pod moim nosem, wycelowała mi zadek prosto w oczy i ruszyła powoli wzdłuż mojego boku metodycznie udeptując.
– Co robisz? – odważyłem się zapytać, kiedy przestała balansować na moim ramieniu.

– Nie przeszkadzać podczas badania! – odpowiedziała nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Udeptała mi ramię, łokieć, bok, biodro i udo zanim przy kolanie odważyłem się zapytać cichutko:
– Co badasz?

– Ciebie. Nie widać? A teraz nie przeszkadzaj, to ważne. – Dreptała w miejscu przez chwilę, potem wypuściła pazurki i zmieniła metodę: tylne łapy stały w miejscu, przednie wydłużyły i zwolniły krok. Kocica zaczęła się wyciągać w kierunku mojego brzucha. Przez koc i ubranie czułem ostre igły wbijające mi się w skórę co kilka centymetrów. Trwało to długo, bardzo długo. Bałem się ruszyć – nie wiedziałem, co się dzieje a w takiej sytuacji lepiej nie przeszkadzać zawodowcom, zwłaszcza tym w bardzo chwiejnej pozycji.

Po dłuższym dreptaniu wzdłuż Pumiasta dała wyraźne dwa kroki, zeszła mi na brzuch i zwinęła się w kółko.

Podparła się brodą na moim łokciu i tak została. Nie było to zbyt wygodne… ale Puma wie, co robi.
Po kilku minutach odważyłem się zapytać:
– Skończyłaś?
Spojrzała na mnie z góry, co było sztuką zważywszy, że leżała mi na brzuchu.
– Badanie… tak. Ale nie zakłócaj terapii. – po czym z powrotem położyła brodę na mnie.

– Terapia? – aż coś mnie skręciło. Dobrze wiem, że koty potrafią wykrywać schorzenia niczym tomograf, reagują na stany zapalne i w niektórych wypadkach potrafią je złagodzić dotykiem… a Puma znalazła coś w moim brzuchu!
– Co mi jest? – ledwie wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
Znowu spojrzała mi w oczy z miną najwyższego sędziego:
– Brakuje ci pumu w organizmie. – wyjaśniła i wróciła do poprzedniej pozycji.
Zatkało mnie. Przeleciałem pamięcią tablicę Mendelejewa. Byłem w klasie matematyczno-fizycznej ale trzydzieści lat temu. Niemniej… zapamiętałbym taki pierwiastek. A może to jakiś związek organiczny? Sprawdzenie nie wchodziło w grę dopóki Pumiasta leżała na mnie i prowadziła terapię. Ale stres może zniszczyć efekt każdego leczenia! Stres zabija skuteczniej niż czy papierosy czy reforma opieki zdrowotnej! Nie wytrzymam niewiedzy… Rany Boskie, zachciało mi się spokojnej drzemki po południu… Nie mogłem dłużej.

Już miałem przerwać milczenie, kiedy usłyszałem i poczułem w brzuchu narastające wibracje i dźwięk:
– PUMMMRRRR…. CHRRRRRR…..PUUUMMMMMRRRRRCHRRRR… PUMMMMRRR…
Poczułem obezwładniające ciepło… zrozumiałem, że faktycznie czegoś mi brakowało… i oto to coś napływało w dużej ilości…
– Koty zawsze wiedzą… – pomyślałem zanim zamknąłem oczy.

Kategorie
Zwierzaki

Pisane psem – PPPOiW

Siadłem sobie wygodnie przy oknie – herbatka na kaloryferze, książka w łapie… i w tym momencie przydreptała Nana, usiadła dokładnie naprzeciwko i z podejrzaną inteligencją w spojrzeniu zaczęła się na mnie gapić. Nachalność u psa zawsze jest jakąś formą walki o władzę w domowym stadzie, dlatego na wszelki wypadek spojrzałem na nią groźnie i zapytałem surowo:
– A co pies tu robi?
Zamiast odsunąć się gdzieś dalej ze spuszczonym nosem odpowiedziała z żarem niewinności i inteligencji w orzechowych oczkach:
– Instaluję PPPOiW.
Brzęk mojej opadającej szczęki słychać było pewnie u sąsiadów.
– Co proszę?
– Psi Punkt Poboru Opłat i Wynagrodzeń.
Zabrzmiało to tak, jakby koty podsunęły Nanusi swoje własne pomysły. Co zresztą było całkiem możliwe, jako, że pod ich wpływem zaczęła różne rzeczy łapać przednią łapą zamiast zębami. 
– A za co niby te opłaty?
Najwyraźniej nie zastanawiała się zbyt długo nad tą kwestią, bo opuściła uszy i nieco straciła pewność siebie.
– Za urodę? – zaryzykowała
– Uroda nie jest na sprzedaż, więc nie należy za nią płacić. Mogłabyś zbrzydnąc od tego.
– Naprawdę? – oblizała nerwowo nos.
– Oczywiście. Kupione dziewczyny są o wiele brzydsze niż te, których nie da się kupić – wygłosiłem pouczenie ze śmiertelną powagą.
Przez chwilę ruszała uszami próbując szybko wymyślić jakiś tytuł do wypłaty.
– Za bycie pieskiem tutaj?
– Za to masz wyżywienie i dom. – zrobiłem stosownie surową minę – Chyba, że chcesz rozliczać się osobno za takie rzeczy… za ogrzewanie, wodę, udostępnienie kotów, czynsz za sześć łóżeczek w najlepszych lokalizacjach, opłaty przewodnickie za spacery poza miastem, obstawa na wypadek spotkania Wielkich Kudłatych Psów, ochrona przed widokiem konia na pastwisku… wątpię, żeby Ci się opłaciło.
– Za głaskanie?
– A czy ja cę w tej chwili głaszczę?
– No tak, ale zawsze możesz. – przybrała wybitnie głaskalniczy wygląd.
– To wtedy pogadamy. – Opanowałem chęć sięgnięcia do jej aksamitnych uszek.
– A za inteligencję?
– Rozum sam w sobie jest nagrodą a nie powodem do nagród – pożyczyłem tok rozumowania od któregoś ministra obcinającego wydatki na szkolnictwo.
Nana najwyraźniej nie spodziewała się aż tylu problemów na drodze do uzyskania nadprogramowych przysmaczków, bo przez chwilę myślała z opuszczonymi uszami.
– A jak cię poliżę?
– Nigdy nie handluj objawami uczuć. Kupowane uczucia nie są wiele warte.
– Za wierność?
– Próbujesz powiedzieć, że mogłabyś być niewierna? – zmarszczyłem groźnie brwi. Pomerdala ogonem, żeby rozwiać tak niebezpieczne podejrzenia.
– A jak zrobię „siad”? – zademonstrowała najlepsze wykonanie komendy w ciągu ostatnich dwóch lat.
– Nie prosiłem cię o to, więc siadaj sobie za darmo. – „Siad” i „waruj” zazwyczaj każemy jej robić, żeby nie dawać przysmaczków za darmo. Wszelką darmochę Nana interpretuje jako daninę dla wodza stada i zaraz potem zaczyna sprawiać kłopoty. Tym razem jej wystąpienie było zwyczajną próba wyłudzenia, gdyby się powiodło – psina uznalaby, że jest w domu szefem. A to szybko prowadzi do nieprzyjemnych starć. Nie mogłem jej ustąpić biorąc pod uwagę fakt, że to ona zaczęła całą sprawę.
– A „waruj”? – wykonała popis, który był nie tyle warowaniem, co majstersztykiem komandoskiej energii. Niemal zapadła się w parkiet.
– Patrz poprzednia odpowiedź.
– A za posłuszeństwo?
– A od kiedy samowolne instalowanie czegokolwiek jest objawem posłuszeństwa?
– A tak po prostu bez powodu? Zobacz, jaki mam pusty brzuszek!
Pogłaskałem. Brzuszek był raczej okrągly, podobnie jak reszta psiny. Skubnąlem fałdkę na boku.

– To wygląda raczej jak powód do diety niż do dokarmiania. Przy każdym spotkaniu doktor mówi, że powinnaś schudnąć o dwa kilo.
Przerażona dwiema grozami swojego życia – doktorem i dietą – zwinęła PPPOiW i pomaszerowała pod kredens, żeby mi te straszne pomysły wylecialy z głowy.

Mogłem wrócić do książki… ale zamiast tego zauważyłem jakąś dziwną akcję psio-kocią.
Na kredensie siedziała Pumiasta i przesuwała łapką kocie ciasteczko, które wyciągnęła sobie z pudełka ukradzionego i wyniesionego wcześniej z kuchni. Sądząc po ruchach skóry na psiej głowie wydawało ono jakąś niebiańską muzykę niedostępną dla ludzkich uszu. Cała Nana wyglądała jak saper patrzący na dyndającą nad nim bombę: spadnie? Nie spadnie?

Tymczasem Puma przesuwała przysmaczek tak, jakby na świecie nie istniały żadne psy a szczególnie ten konkretny, który wbijał łakomy wzrok w ruchy jej łapki.
Wreszcie ciasteczko spadło… ale nie dotknęło parkietu. Nanusia wciągnęła je w locie.
Zachęcona nieoczekiwanym sukcesem ustawiła się na spodziewanej trasie następnego ciasteczka.
Tyle, ze następne ciasteczko nie nadlatywało. Puma patrzyła z fascynacją na pudełko i ignorowała kolejno: wbity w siebie wzrok, nadzieję, wiarę oraz modlitwę o kolejne dary. Najwyraźniej dobrze się bawiła władzą, jaką zyskała nad swoim psem.
Nana nie wytrzymała napięcia.
– Zrzuć coś – pisnęła.
Puma powoli położyła łapkę na pudełku. Musiało smakowicie zaszeleścić, bo psina drgnęła.
Na następny szelest czekała jak posąg w napięciu prawie pięć minut. Pumiasta rozkoszowała się swoją potęgą.
W końcu wydłubała kolejne ciasteczko i zaczęła przesuwać je po kredensie.
Tego już było za wiele na ograniczoną psią cierpliwość.
– Puma, patrz, ja zarabiam na to ciasteczko! – powiedziała Nana i zaczęła na zmianę wykonywać „siad” i „waruj” – No! wypłacaj mi coś wreszcie!