Miniony okres obfitował w rozmaite wrażenia i wydarzenia, jedne ważne inne – mniej, jedne się zapowiadały źle a wyszły dobrze, inne zapowiadały się dobrze a wyszły tak, jak chciały… Wśród tego całego bałaganu zdarzyło mi się między innymi namalować kilka sylwetek czołgów do popularnego czasopisma.
Czołgi te miały to do siebie, że krążyły o nich rozmaite legendy, jak zawsze, kiedy dziennikarz czuje potrzebę pisania za pieniądze a nie ma nic do powiedzenia. Szukając materiałów do zweryfikowania rysunków trafiłem między innymi na artykuł pt. „Czołg który przeraził Niemców”.
Dziennikarz piszący takie bzdury zapewne nie używał mózgu, bo o przebiegu kampanii francuskiej 1940 wie każdy, kto interesuje się czołgami.
No i faktycznie, Niemcy przerażeni tym czołgiem tak uciekali, że zatrzymali się nad Kanałem La Manche i w Paryżu przyjmując kapitulację Francji. Gdyby Francuzi spodziewali się takiego efektu, zapewne nie straszyliby Wehrmachtu aż tak mocno. Czołgi zdobyte przez przerażonych Niemców resztę wojny spędziły pomalowane w czarne krzyże – to pewnie taki egzorcyzm, żeby strach się nie powtarzał. A o francuskich czołgistach pozostały (krzywdzące) opowieści, że montowali w pojazdach skrzynie biegów z czterema wstecznymi i jednym do przodu. Pewnie, żeby gonić Niemców.
Głupota tych żartów dorównuje głupocie wspomnianego tytułu.
Ciekawe, jak daleko uciekałby dziennikarz, gdyby skonfrontowano go z ludźmi, którym przykleja łatkę? Ani Francuzi ani Niemcy nie wykazywali jakiejś nadmiernej skłonności do uciekania. Francuzi w 1940 byli w ogóle nieprzygotowani do nowoczesnej wojny, zaraz na wstępie przegrali kilka ważnych bitew i potem aż do końca próbowali zorganizować jakąś sensowną obronę, na którą brakło im czasu – co zostało w pamięci potomnych jako gigantyczny odwrót i wielka kompromitacja. Niemniej nie da się ukryć, że przegrali z przeciwnikiem mniej licznym, gorzej uzbrojonym i słabszym, za to o niebo lepiej zorganizowanym i dowodzonym, co tylko dowodzi, jak ważny jest porządek przy robocie. Ponadto Niemcy wiedzieli, co chcą osiągnąć przy pomocy wojny a Francuzi generalnie nie widzieli sensu walki.
Oczywiście my, pokolenie oglądające „Czterech pancernych i psa” zazwyczaj wyobrażamy sobie, że każdy niemiecki czołg to Tygrys… co jest „lekkim” (ledwie 700-procentowym) przekłamaniem, nawet na froncie wschodnim.
Prawda czołgowa była trochę inna – niemiecki sprzęt początków wojny był naprawdę słaby. Największą wartość bojową miały wówczas w niemieckich wojskach pancernych czołgi… czeskie. Jednak nawet i one miały pancerz słabszy niż ich francuskie odpowiedniki.
W czasie kampanii francuskiej 1940 jedno z niemieckich działek przeciwpancernych dostało nazwę kołatki. Dlaczego? Bo kiedy strzelano z niego do takiego czołgu jak powyżej, załoga w środku słyszała pukanie w pancerz i obracała swoje własne, dwukrotnie mocniejsze działo w kierunku, z którego pukano… ze skutkiem przykrym dla pukających. Po tym doświadczeniu Wehrmacht szybko zmienił typ broni ppanc.
Swoją drogą uwielbiam patrzeć na formy broni pancernej. Jak się porówna współczesny sprzęt z tym dawnym – niesamowite są zmiany i meandry, jakie wojskowa wyobraźnia wykręcała w XX wieku.