Kategorie
Fotografia Zwierzaki

Kuchnia pod Psem – sarnina na słodko

Przedstawiam kolejny przepis na sarninę – tym razem na słodko.

To typowe danie sezonowe, delektować się nim możemy tylko na przełomie kwietnia i maja – należy jednak robić to z wielką ostrożnością, o czym poniżej.

Składniki:

1 łąka blisko zarośli i lasu, za to niezbyt blisko domów
my i aparat – dowolny, byle poręczny
1 pies – ale do potrawy nadaje się tylko pies dobroduszny i słabo biegający a przy tym posłuszny.
odrobina szczęścia
dużo siły woli
reszta składników sama wylezie przy dodaniu odrobiny szczęścia

Sposób przyrządzania:
Idziemy na spacer. Rozglądamy się uważnie i pilnujemy psa. Jeśli pies zacznie wskazywać coś w krzakach, trzymamy go blisko siebie. Idziemy w tamtą stronę ostrożnie. W razie natrafienia na sarninę na słodko robimy zdjęcia i wycofujemy się sprawnie – maluch do tej pory spotkał w życiu tylko mamę i nie wie, co jest niebezpieczne, może przyjść do nas lub do psa a nie wiadomo, co zrobi pies. Nie dotykamy go – tu potrzebna jest siła woli, bo to słodziak, jakich mało – ponieważ sarenka nie ma własnego zapachu a jeśli ją pogłaszczemy, to zostawimy jej własny zapach, po którym znajdą ją drapieżniki. I tyle.

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Znaki czasu i nie tylko

Od czasu do czasu otrzymujemy znak. 

To ważne i czasami kłopotliwe, np. wtedy, gdy otrzymamy znak drogowy od człowieka, który nie pracuje w inspektoracie ruchu drogowego. Przyjęcie takiego znaku może zaowocować mandatem.

Możemy też otrzymać znak od dróżnika na przejściu przez tory kolejowe. Tego znaku lepiej nie lekceważyć. Z pociągiem jeszcze nikt nie wygrał, chociaż niejeden próbował.

Z drugiej strony ludzie mają pociąg do różnych rzeczy: do kobiet, do złego, do Warszawy, z powrotem, do śmiechu i do słodyczy. 

Cóż, pociągi są ważne.

Wracajmy do znaków. Jeśli otrzymujemy całą masę rozmaitych znaków, które lekceważymy, lub z których nie nie zamierzamy korzystać albo których zwyczajnie nie rozumiemy, to najwyraźniej jest to znak czasu.

Kategorie
Zwierzaki

Psie portrety – cz.4 Piesosobowość

Pies ma swoją siłę wyrazu, a do tego zazwyczaj jest osobowością wielowymiarową. Wymiary psa oznaczamy zazwyczaj wielkością psi3D.

Co znaczy psi3D – wyjaśnię na przykładzie Nanusi.

Wszystkie wymiary psa są wielkościami względnymi. Byłoby okrucieństwem poniżać pieska np. z powodu krótkich łapek, dlatego przy pomiarach zawsze stosujemy odpowiednie poprawki.

1. Długość psa to odległość od nosa do tego psiego elementu, który akurat jest najdalej. Na załączonym zdjęciu długość mierzymy do końca najdłuższego włosa w ogonku. Czasami możemy do długości psa włączyć rozwiniętą smycz  – takie podejście ma sens zwłaszcza wtedy, gdy na końcu smyczy zaczepił się zdyszany właściciel pieska.

2. Wysokość psa to odległość od skrajnego punktu psiny do poziomu odniesienia.

Dzięki takiej metodzie pomiaru Nanusia miewa prawie dwa metry, jeśli punktem odniesienia jest kot, którego trzeba zdjąć z drabiny.

Czasami ma około 70 cm wysokości – gdy sięga po przysmaczek.

Dopuszczalne bywa mierzenie bezwzględnej wysokości psa – pod warunkiem, że mierzymy ją od poziomu morza do nastroszonego ucha.

Dla uzyskania zadowalającego wyniku możemy wejść z pieskiem na Skrzyczne albo na Kasprowy.

3. Szerokość (mylona czasem z grubością, szczególnie przez niektórych weterynarzy). Psy mają do niej całkiem inne podejście niż ludzie – i bardzo słusznie.

Szerokość psa to prestiż. Mierzymy ją na wiele sposobów ale najpopularniejsze są dwa:
Pierwsza szerokość jest po prostu średnicą okręgu, po którym omijamy psa z daleka, jeśli jest to np. drzemiący amstaff lub zagniewany yorkshire terrier.

Druga szerokość to odległość od najbardziej nastroszonych kudełków na boczkach. Przy odpowiednim treningu piesek potrafi ten wymiar dosłownie podwoić bez przybierania na wadze.

4. Głębia – zasadniczo pies jest zbyt praktycznym stworzeniem, by bawić się w mistykę. Niemniej posiada bardzo głęboki wymiar duchowy. Tę głębię widać za każdym razem, gdy  czeka na napełnienie michy.

Ale głębokość psa polega nie tylko na oddaniu kwestiom ducha albowiem pies potrafi całkowicie dosłownie podążyć w głąb. I tylko kompletny głąb nie zgodzi się z tą obserwacją.

5. Czas – bez wątpienia jest to jeden z najbardziej niezwykłych wymiarów: trudny do kontrolowania i mierzenia,  wymykający się próbom utrzymania go w garści… Wie o tym każdy, kto spróbuje zdążyć na pociąg pakując się w ostatniej chwili albo przygotować do egzaminu po ciężkiej sesji imprezowej.

Czas jest niezwykłym wymiarem – a pies ma go mnóstwo.

Ponadto pies powinien mieć nosa. Przede wszystkim do wściubiania nosa i nie wystawiania go w razie potrzeby.

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Katowice – zakamarki

Dawno temu dla żartu pisałem serię felietoników o tym, że spacerowanie boso pozwala zobaczyć więcej, bo zmusza do uważnego patrzenia pod nogi.

Pozwala również na kontrolowane włażenie w kałuże i inne letnie przyjemności ale w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby patrzeć, gdzie się włazi, co się widzi i po co to wszystko? A dla tak szczytnego celu warto sięgnąć po rozmaite środki, takie jak włażenie w dziury, węszenie po podwórkach i plątanie się bez celu po niepoznanym mieście.

 Mam niejasne wrażenie, że nasz światek podzielony chodnikami i kolorowymi krawężnikami na regularne poletka jest znacznie bardziej chaotyczny, niż chcielibyśmy przyznać. Dawniej na podwórkach mieszkały wielopokoleniowe rodziny, które się znały i nie zmieniały adresu zbyt często. Co prawda żyli krótko – przeciętny robotnik z Kongresówki w początku XX wieku miał małe szanse na przekroczenie czterdziestki, w innych zaborach było raz lepiej raz gorzej pod tym względem, zależnie od  miejsca i środowiska… niemniej oznaczało to tyle, że dziesięć lat to był wielki kawał życia a nie czas sześciu przeprowadzek w różne dzielnice. Ciekawi mnie, czy na fotografowanych przeze mnie podwórkach ludzie się znają?

Nie zauważyłem zbyt wielu dzieci. One są, ale nie tam.

Dawniej ludzie się znali, wiedzieli wszystko o wszystkich a kumoszki potrafiły bezbłędnie określić, która pani domu często przypala zupę oraz czyj małżonek ile razy wróci ululany jak nieboskie stworzenie.

Pod wieloma względami takie życie przypominało atmosferę z wnętrza używanej skarpetki: swojsko, ciepło i znajomo, a że śmierdzi? Cóż, mieszkańcy przywykli, taka jest cena poczucia wspólnoty.

Nie tęsknię za takim stylem życia – zauważyłem jednak, że tamto poczucie swojskości w naszych czasach zastąpione zostało czymś znacznie gorszym: dla poczucia wspólnoty tzw. porządni obywatele (czyli uważani przez znajomych i siebie za dobrze zakorzenionych w grupie) wspólnie napadają na jakąś mniejszość.

Ta zbiorowa agresja zastąpiła niegdysiejsze wspólne życie – zamiast wtykania nosa w sprawy sąsiada spod dwunastki czy osiemnastki zbieramy się do kupy i wspólnie atakujemy imigrantów, ekologów i każdego, kogo uznamy za obcego.

Ludzi łączy dzisiaj nie wspólne życie i rozwiązywanie problemów tylko wspólna nienawiść do czegoś, czego nie rozumieją. I stąd też bierze się coraz powszechniejsza niechęć do nauki i rozumienia. Bo jakby zrozumieli, dlaczego ktoś nie zgadza się na wycinanie drzew bez ładu i składu – to kto by im został do nienawiści?

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Katowice – różności

Moja wycieczka po Katowicach wydaje się nie mieć końca a w sumie kręciłem się tylko
po niewielkim kwartale wokół dworca.

Ot, złożyłem wyrazy uszanowania żabie na fontannie, pogapiłem się na geometryczne wzorki nowej zabudowy starych kątów. Od lat robię zdjęcia kawałków starych kamienic – im bardziej niebieskie niebo a kamienica szara, tym mocniej widać, że horyzont człowieka żyjącego w mieście pokrojono na mniej lub bardziej urozmaicone rytmiczne czworoboki.

Ciekawe, na ile takie ograniczenie wpływa na wyobraźnię.  Mam podejrzenie, że dosyć mocno ale za to podświadomie.

Zresztą u współczesnych ludzi w ogóle jest kiepsko z samoświadomością – zdumiewająco często spotykam się z bardzo gwałtownymi reakcjami w obronie rozmaitych całkiem drugorzędnych spraw – motywowanymi sloganem: „Bo tak trzeba!” „bo to cywilizacja!” „Bo jak inaczej? Nie da się!”.

Te zachowania w jakiś sposób bronią grupowej tożsamości: niszczymy lasy i krajobraz, bo to nasze i nikt nam nie zabroni wyrżnąć. ostawimy po sobie ruinę dla wnuków – ale niech wiedzą, ze to osiągnięcie dziadziusia, z którego mogą być dumni. Jakże nie być dumnym z dziadziusia? Toż to zdrada!
Pozwolimy na zalanie betonem trawnika, bo takie czasy, że się zalewa betonem. I nic się nie da zrobić!

I całkiem często ktoś, kto udowodni, że się da – określany jest mianem lewaka albo komunisty. Nie dlatego, żeby miał coś wspólnego z politycznym ugrupowaniem, tylko dlatego, że burzy spokój.

Poukładany leniwy i błogi spokój zbudowany na braku odpowiedzialności za własny los.