Jak już wspomniałem – coś mnie ścisnęło za gardło i trzyma na tyle skutecznie, że niewiele mogę robić. Mimo to coś jednak postanowiłem zrobić. A mianowicie zachciało mi się namalować Su-27. To takie latające monstrum o rozmiarach bombowca strategicznego z czasów II wojny światowej i manewrowości porównywalnej z ważką.
Uważam, że jest to jeden z najbardziej drapieżnie wyglądających samolotów współczesnych a jego kształt od dawna mi chodzi po głowie.
No i wziąłem się do rysowania a efekt widać z boku.
Słowo daję – jeszcze na etapie ołówka był samolotem ale mnie trochę poniosło jak wziąłem piórko.
Nie jest to na szczęście duży obraz i nie grozi mi powieszenie go w Muzeum Narodowym z podpisem „Su-27”, więc jakoś to zniosę.
Niemniej, kiedy skończyłem, zastanowiłem się, co to właściwie jest. Gdzieś po głowie plątał mi się żar-ptak z ruskich baśni, chociaż on nie był aż tak wyliniały. Feniks? Być może ale pod koniec życia. Wreszcie znalazłem.
Otóż parę dni temu zastanawiałem się nad dziejową niesprawiedliwością mowy polskiej, w której jest pokrowiec ale nie ma pokońca. Wraz z grupką chętnych postanowiliśmy pochylić się nad tą palącą kwestią i wówczas Leszek Zinkow zwrócił mi uwagę na to, że w języku polskim (dzięki, Leszku!) jest wprawdzie PROKURATOR ale nie ma PROKOGUTORA. To poważne zaniedbanie naprowadziło mnie na myśl, że jest też INDYKATOR.
A zatem chyba udało mi się sportretować indykatora w locie.
ps. Dla ciekawych: ja nic nie biorę. Ja tylko rysuję.