Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Zamek Pilcza w Smoleniu

 Zamek Pilcza w Smoleniu, związany między innymi z Elżbietą Granowską, żoną Władysława Jagiełły, odwiedzamy co kilka lat. Poprzednio – przed remontem, kiedy groził zawaleniem. Na szczęście znalazły się pieniądze, żeby go zabezpieczyć…

Pozbierałem zdjęcia nowe i stare, wymieszałem – kto chce, niech się bawi porównaniami.

Ten zamek należał do Orlich Gniazd. Do tego stopnia był „orli”, że zamiast studni miał zbiornik na wodę – wznosi się ponad okolicą i chyba budowniczowie nie znaleźli sposobu, żeby dokopać się do jakiegokolwiek źródła.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kategorie
Ilustracja

Dziwny Zamek nr 1

Zawsze podobały mi się scenerie do gier i filmów animowanych ale nie myślałem o tworzeniu czegoś w tym stylu. Ostatnio jednak nachodzą mnie dziwne wizje. Coś jakby zamki z plasteliny wykręcane przez dziecko a następnie potraktowane jako wzór dla budowniczych.

W średniowieczu zamiast rysować wizualizacje wykonywano model budowli, oczywiście wtedy, gdy budowla była kosztowna i prestiżowa. Nikt wówczas nie umiał wykreślić perspektywy, dopiero odkrywano jej zasady, poza tym papier w dużych arkuszach pozostawał nieznany  a pergamin nie osiąga takich formatów jakich potrzeba do efektownego rysunku… zatem pozostawał model 3d medieval level czyli wystrugany z drewna, wosku i różnych innych materiałów.
Taki model pokazywano fundatorowi niejako symbolicznie. Jeśli przyjął to  zlecał budowę. 

Miałem  kiedyś obrazoburczą myśl, która przychodzi do głowy tylko wtedy, gdy człowiek przesadnie objedzony leży z kotem na brzuchu… mianowicie wyobraziłem sobie, że taki wymuskany woskowy model przeznaczony dla króla wyjęło dziecko architekta ze skrzynki i zaczęło się bawić. A potem schowało słysząc nadchodzącego ojca ze służbą. Ojciec nie zaglądał do skrzyni, bo wiedział co tam schował wczoraj a spieszył się do króla. Kazał pachołkowi wziąć i zanieść na zamek przed sobą. Doczekał do audiencji, kazał otworzyć, ale sam stał z boku i patrzył z niepokojem na królewskie oblicze. A król się zachwycił i powiedział: TEGO JESZCZE NIE BYŁO, CHCĘ TAKI ZAMEK! BUDUJCIE! Dopiero wówczas architekt spojrzał… ale już było za późno. Trzeba było realizować model, który tak urzekł Jego Wysokość.

I zacząłem to rysować.

Tak narodził się pierwszy z Dziwnych Zamków. A rysunek obok to jego wstępny koncept, który zrealizuję w nieco innej wersji, bo tu narysowałem go z boku zapaćkanej kartki w zeszycie.

Kategorie
Ilustracja

Dwie wieże

Skończyłem „Dwie Wieże”.

To pierwszy obraz z serii, dla której jeszcze nie dorobiłem się odpowiedniej nazwy.
Prawdopodobnie będzie coś o przysłowiach ale nie wiem, co?

Najważniejsze, że mam program całej serii i kilka tematów na początek.

Ale „Dwie Wieże” to obraz specjalny.

Po pierwsze – otwiera cykl. A początki zawsze są ważne, bo nadają ton.

Po drugie – już w ciągu pierwszych kilku minut od pokazania ten obraz dorobił się wielu interpretacji – w tempie 1 interpretacji na minutę…
Z powodu mnogości odczytań dorysowałem strzały wbite w fortyfikację, ponieważ moim zamiarem było pokazanie konfliktu a nie radosnej współpracy. Zresztą te strzały były już na ołówkowym szkicu,. tylko w ferworze machania pędzlami o nich zapomniałem.

Po trzecie – „Dwie Wieże” powstawały z przygodami.

Na początku chciałem zacząć cykl od pomysłu o obiecującej nazwie „Desant”. Obudziłem się rano z gotową ideą w kolorach ciepłych, słonecznych i wpadających w czerwienie. Przed malowaniem wyprowadziłem pieska na spacer i załatwiłem kilka drobiazgów w rodzaju poczty, zakupów, codziennej biurokracji, głaskania kotów, trzymania Pumiastej na kolanach itd… i kiedy zacząłem malować – mój słoneczny, ciepły, pomarańczowo-żółty pejzaż zaczął wyglądać tak:

Jak widać, obrazek nieco się różnił od założeń początkowych ale w naszej części świata to chyba normalne, a przynajmniej często spotykane. Ponieważ jednak próbuję być pojętnym uczniem historii, już w połowie pracy zorientowałem się, co robię…
Nie każdy może to o sobie powiedzieć. Wielu ludzi nie orientuje się aż do finału a nawet grubo po finale pracy, mimo, że efekty ich wysiłków kopią ich z energią wkurzonego ogiera.

Nie pozostało mi nic innego, jak dla pamięci uwiecznić swoją pomyłkę i pokryć nieszczęsne płótno trzema warstwami gruntu. Dopiero po trzeciej ten nieszczęsny desant przestał wystawać spod spodu. Cóż, pomyłki nie poddają się łatwo.

Kiedy kolejne warstwy w końcu wyschły, mogłem zabrać się poważnie do pracy.

Tym razem udało mi się pamiętać, co właściwie chcę zrobić, częściowo dlatego, że Taro wlazł Pumie na głowę i zamiast rozleniwiającego mruczenia miałem za plecami odgłosy kociej awantury przeplatanej łomotem przewracanych książek, gdy Pumiasta uciekała po półkach.

Mimo wszystko jednak zrezygnowałem z nadmiernego kontrastowania zamków. Tylko w bajkach, westernach, propagandzie i u Tolkiena przeciwnicy są czarni i biali, obserwacja natury podpowiada, że najbardziej wojują  ze sobą ci, którzy się  najmniej różnią.

Mając na względzie realizm i odwieczne dążenie do naśladowania natury postarałem się, żeby obie wieże były do siebie raczej podobne. No i kto by budował sąsiadujące zamki z różnego materiału, jeśli w swojej okolicy może dostać tylko jeden rodzaj kamienia?  

A jak podpowiada kolejna obserwacja: o kształcie ostatecznym budowli bardziej decyduje gust budowniczego niż materiał budowlany, zaś gust to najpoważniejsza przyczyna wojen.

I przyszedł wreszcie ten przyjemny moment, kiedy mogłem gotowy obraz powiesić na ścianie i zobaczyć jak wygląda w naturalnym środowisku.

A wtedy obraz zrobił to, co sztuka robi najlepiej: upadł nisko i z hukiem.

Pies wylazł spod kanapy, spojrzał na mnie z wyrzutem i poszedł spać do Psinorki. Koty zwabione odgłosem zjawiły się i w zadumie analizowały przydatność kolorowego płótna do Kocich Celów.
Powiesiłem go czym prędzej, zanim Taro uzna go za Idealną Osełkę Do Pazurków i poszedłem po aparat i statyw.

Naturalnie obraz spadł znowu, jak tylko ustawiłem sprzęt. Dobrze, że Wierna Kanapa czuwała i nic mu się nie stało.

I oto jest. Skończony. Pierwszy z serii. I tak dalej.

Kto wie, co będzie potem? Martwa natura? Coś z mistyki żyraf? Jakieś krakowskie klimaty?

Jedno jest pewne: mam drugie takie samo płótno, jeszcze nie wyjęte z folii. Zatem prawdopodobnie namaluję coś kwadratowego.

 

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Zamek Smoleń

Dzisiaj byliśmy zupełnie gdzieś indziej – ale pogoda napełniła nas taką tęsknotą za wiosną, że postanowiłem wrzucić kilka zdjęć zamku Smoleń we wczesnowiosennej odsłonie.

 

 

 

 

 

Kategorie
Fotografia

Podzamcze Piekoszowskie

Wybraliśmy się z Nanusią do Podzamcza Piekoszowskiego, w nadziei, że nie będzie tam słychać petard. I tak było słychać. Ale w polu Nana już się ich nie bała. Ruiny piekoszowskiego pałacu mają swoją zabawną historię. Pewnego razu pan Tarło przebywał w nowo wzniesionej kieleckiej rezydencji biskupa krakowskiego i serdecznie namawiał go na rewizytę. Biskup, jak to biskup – uważał się za zbyt znakomitą osobę, by pojawić się w szlacheckim dworze, choćby i najbogatszym. Odmówił krótko: „Po chałupach nie jeżdżę”.
Obrażony Tarło dogadał się z architektem i wybudował sobie miniaturę biskupiego pałacu. Dotrwała w całości do połowy XIX wieku.

Nanusia bardzo sobie chwaliła te ruiny – leżą w polu i można z nich bez strachu szczekać na konia.

Kategorie
Fotografia Historia i kultura

Zamek Lipowiec – dobry sposób na rozpoczęcie lipca

Zamek, jak sama nazwa wskazuje, służy do zamykania. Lipowiec miał pod tym względem sławę szczególną – mieścił więzienie biskupie, do którego trafiali przede wszystkim duchowni z wyrokiem kryminalnym i osoby z wyrokiem na tle religijnym. Co ciekawe – to miejsce raczej nie doczekało się jakiegoś słynnego ducha, co dziwi wobec ilości ludzi, którzy tutaj rozstali się z życiem, ale nie dziwi, jeśli pamiętamy, że większość duchów w zamkach to wynalazki XIX-wiecznych przewodników, którzy chcieli jakoś dorobić do pensji opowieściami lub po prostu zareklamować ówczesnym turystom swoje miejsce pracy.

Ale po co nam duch skazańca, skoro mamy ducha czasów?