Kategorie
Zwierzaki

Nana i ptaki krukowate.

Nanusia ostatnio wykazuje skłonności do ptaków krukowatych. Może dlatego, że ma mniej spotkań z psimi kolegami a może tak ją nastraja jesień. Oczywiście nie udało mi się jeszcze złapać tego w obiektyw ale postaram się rzecz całą opisać w miarę możności sensownie.

Zdarzenie nr 1.

Nanusia spaceruje sobie wśród drzew. To samo robi grupa srok i kawek. Łażą po trawniku, szukają czegoś w liściach i zachowują wzajemny dystans. Do psiny dociera, że taka ilość drobiu snującego się po trawniku, to zwykłe marnotrawstwo. Rzuca się z szczeknięciem w stronę kilku ptaków. Uciekają a Nana zadowolona z dowcipu goni je przez chwilę, po czym zajmuje się wtykaniem nosa w trawę.

W tym momencie na scenę wchodzą trzy młode sroki. Zlatują z ogrodzenia i na piechotę podkradają się do psa z trzech stron. Kiedy są o pół metra od ogona – Nana odwraca się nagle i goni je trzema susami. Sroki uciekają na płot. Pies się zatrzymuje, po czym idzie swoją drogą. Sroki zeskakują i oskrzydlają swój obiekt pożądania: puchaty ogonek. Jedna z nich skacze i już ma skubnąć, kiedy Nana odwraca się i odpiera atak. I tak jeszcze trzy razy. Za każdym razem do ogonka był tylko jeden ptasi skok. Wyglądało na to, że pies i ptaki bawią się równie dobrze. Nanka poszczekiwała za każdym razem. Ostatecznie nadciągnęły posiłki w postaci trzech psów z właścicielami i nieco rozczarowane sroczki przeniosły się na plac zabaw. Ale dalej tęsknie patrzyły w stronę odchodzącej Nany. Zresztą ona też chętnie skubałaby ich ogonki.

Zdarzenie nr 2.

Poszliśmy na Błonia. Pierwszy raz po dłuższej przerwie wywołanej deszczami, więc wyposzczony spacerowo psiak biegał po trawie i udawał, że jest wyścigówką. Na wykoszonym fragmencie zobaczyła stado krukowatych, więc postanowiła je spłoszyć. Na moment zrobiło się czarno tuż nad trawą, kiedy kilkadziesiąt ptaszydeł wystartowało równocześnie. Nanusia aż podskoczyła ale kłapnęła tylko zębami w powietrzu. Cóż, psy nie są stworzone do akrobacji lotniczych. Pobiegała sobie pod wirującym stadem ale ptaki rozproszyły się i poleciały grupami w różnych kierunkach – tam, gdzie można znaleźć robala a pies jeszcze nie dotarł. Nana też uznała, że nie jedna jeszcze wrona na nią w życiu czeka i poleciała przed siebie… ale nie podejrzewała, że Wrona Przeznaczenia jest tuż-tuż. Ona tymczasem zatoczyła koło i zajęła pozycję za psem. A potem przypikowała zgodnie z wszelkimi regułami sztuki określonymi przez asów I wojny światowej. Zanim jednak trafiła psi ogon, Nanusia odwróciła się i skoczyła do nadlatującego siwego ptaszyska. Tylko gwałtowny manewr metr nad ziemią uratował wronę przez oskubaniem. Pognała w górę jak Niemiec na messerschmitcie i zatoczyła duży okrąg. Najwyraźniej uznała, że podchodzenie do psa pod słońce było błędem, bo spróbowała ponownie z innego kierunku. Ale pies najwyraźniej miał wbudowane lusterko wsteczne, bo zareagował szybkim zwrotem i szczeknięciem. A potem pobiegł za przeciwnikiem. Takie przejęcie inicjatywy wrona uznała za niedopuszczalne. Skręciła ostro i przeleciała nisko nad Naną. Szybkie szczeknięcie, zwrot i psi atak – starcie pozostało nierozstrzygnięte. Wrona obserwowała Nanę z powietrza przez chwilę, spróbowała jeszcze jednego podejścia. W tym celu wylądowała w trawie i zaczęła iść piechotą wzdłuż ścieżki udając, że szuka czegoś wśród zieleni. Zdołała podejść na metr do ogonka, ale pies czuwał mimo wszystko. Jak poprzednio skończyło się to szczekaniem i pogonią, tym razem bez dalszego ciągu.

I niech mi ktoś powie, że zabawa nie łączy ponad podziałami.