Poprzednio było sporo o alegoriach, tarczach i znaczeniach, ale nie było jednej ważnej a smakowitej rzeczy: pawężka malowana też ma wartość symboliczną. W oczach uczonego z XIV wieku tarcza stanowiła wyraźną deklarację ideową: symbol z tarczy miał osłaniać walczącego tyleż dosłownie co w przenośni. Ten, kto sobie na tarczy namalował św. Jerzego – symbolicznie chronił się za rycerskimi cnotami świętego, ten, kto miał wieże – ufał symbolice fortyfikacji. O ile namalował siebie pobożną sentencję i postaci świętych w modlitwie – deklarował obronę poprzez pobożność i misję religijną…
I tu specyficzny smaczek Geraltowej tarczy: obok wyraźnie mistycznego charakteru rycerza walczącego ze ślimakiem na tarczę miały trafić osobiste znaki rycerza, czyli biały wilk i hasło LUPUS IN FABULA.
Wedle bestiariusza wilk jest oznaką nagłej, okrutnej i podstępnej napaści. Biały wilk w purpurowej szacie na zbroi, walczący ze ślimakiem… ma swoją wymowę symboliczną. Kto chce, niechaj zgaduje, jaką…
No, ale do rzeczy czyli tarczy.
Skoro miałem ustaloną wykładnię idei oraz zebrane wzory, przyszło się brać do roboty.
Pierwsza rzecz – położyć warstwę gruntu. W ten sposób powstała biała powierzchnia gotowa do malowania… Potem przyłożyłem do tarczy szkic na papierze i okazało się, że z żadnego kierunku obrazek nie będzie widoczny w całości ze względu na charakterystyczną ość usztywniającą tarczę.
Zacząłem od wstęgi na której miało znaleźć się hasło… Może nie wygląda ale użyłem trzech różnych metali, do tego zaprawianych czernią i brązem dla uzyskania odpowiedniego cieniowania.
Potem przyszła kolej na ciałko grzesznego ślimaka i ukochany kolor średniowiecza – czerwień.
I tu od razu pokazała się charakterystyczna cecha średniowiecznego malarstwa na tarczach. Po pierwsze – heraldyka operuje tylko kilkoma kolorami oraz dwoma tzw metalami. Koloru białego i żółtego w heraldyce nie ma, jest srebro i złoto zamiast. Wynika to stąd, że od najdawniejszych czasów głównym elementem dekoracji tarcz były metalowe okucia z polerowanego żelaza lub brązu, łączące i wzmacniające deski, zabezpieczające trochę przed cięciem miecza w płaszczyznę a przy okazji pomagające rozpoznać po wzorze, czy zza desek, macha do nas mieczem swój czy obcy.
Z jednej strony to kłopot dla wydawców, bo kolorów metalicznych nie ma w tanich wydawnictwach popularnonaukowych i w efekcie popularyzuje się fałszywe wyobrażenie o herbach, z kolorami, których nie używano… Z drugiej strony malarze wykańczający tarczę w późniejszych okresach nie zawsze przejmowali się tradycją, szczególnie wtedy, gdy nie malowali herbu a raczej dekorowali jedyną dużą i widoczną płaszczyznę „na rycerzu”.
Warto dodać, że heraldyka operuje raczej prostym podejściem do rysunku – jest on zawsze płaską plamą bez waloryzacji. Plamą często skomplikowaną w kompozycji ale bez aspiracji przestrzennych.
Inaczej rzecz się ma, gdy na tarczę trafiała dekoracja nieheraldyczna… czyli taka jaką tu wykonywałem. Zarówno płaska metaliczna wstęga jak i elementy obrazu kiepsko wyglądały. Futrzasty wilk czy pierzasty gryf może zagrać bogactwem kresek ale postać ludzka… Z tego względu zdecydowałem się wprowadzić trochę cieniowania zarówno na centralnie umieszczonej tarczy jak i na szatach rycerza-wilka.
Była to mimo wszystko zdrada wobec wzorów zaczerpniętych z XIV-wiecznych miniatur. Tam po prostu takich rzeczy nie robiono. ALE! nie robiono ich głownie dlatego, że postać o wysokości 3 cm nieco inaczej maluje się niż tę samą postać półmetrową.
Zresztą przy większych miniaturach ostrożne próby cieniowania już się pojawiają całkiem często i od najdawniejszych czasów. A zatem poczułem się usprawiedliwiony.
Zarówno ślimak jak i postać rycerza – wilka zaczerpnąłem z Psałterza z Gorleston, bezczelnie przenosząc sposób oddania faktury kolczugi… chociaż spokojnie mogłem oddać ją wedle bardziej skomplikowanych reguł późniejszego stulecia. Jednak to fakturowe uproszczenie ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną. Po ukończeniu obydwu przeciwników z wielkim drżeniem serca umieściłem na wstędze
napis LUPUS IN FABULA kopiując liternictwo z innego źródła… i dopiero po jego ukończeniu uświadomiłem sobie, że my dzisiaj czytamy teksty nawykowo raczej od góry do dołu a nie według przebiegu wstęgi… dzięki czemu większość widzów przeczyta zapewne IN FABULA LUPUS. A że w łacinie szyk zdania ma spore znaczenie, to niechcący zmieniłem wymowę hasła – z „wilka-bohatera opowieści” na „wilka, który jest tylko w opowieściach”.
Po zauważeniu swojej gafy popadłem w rozpacz tak czarną, że odstąpiłem od zamiaru wykonania tła wycieniowanego od brązów do czerni, Czerń tarczy odpowiada rozpaczy malarza…
Naniesienie tła dodało obrazkowi głębi i pokazało jeszcze jedną cechę pawężki jako podłoża malarskiego: z żadnej strony nie widać całego obrazka – albo rycerz albo ślimak.
Ostatecznie doszła jeszcze delikatna złota ramka wokół dla podkreślenia i zamknięcia kompozycji. Bardziej dekoracyjne pawęże często sięgały po ten chwyt a ta należy do dekoracyjnych i kolorowych.
Na koniec lekki ahistoryzm w postaci lakieru.
Z jednej strony konieczny, bo matowa tempera jest straszliwie podatna na ścieranie i brudzenie. Z drugiej – wówczas nie stosowano porządnych lakierów, a co najwyżej pokost.
Cóż, bez tego obrazek zniknąłby z tarczy jeszcze po drodze na bitwę…
A zatem, o mężowie waleczni i spragnieni ochronnych alegorii i metafor – przybywajcie! Mam jeszcze trochę tej farby…