Skończyłem kolejny obraz. A teraz niech już kto inny zastanawia się, o co w nim chodzi. Wymyśliłem go tak dawno, ze zdążyłem kilka razy zapomnieć, jaki był pierwotny przekaz i zmienić go sobie…
Tag: metafora
Rozstaje malowane
Jak to czasami bywa – namalować obraz łatwo a zrobić z nim coś dalej…łój, łój…
Powyższa informacja dotyczy między innymi „Rozstajów’. Namalowałem. Wyschło o własnych silach… Ale chciałem zrobić filmik z procesu powstawania. No i za ten czas namalowałbym pewnie sześć albo siedem następnych.
Filmik ten jest prawdopodobnie ostatnim filmem z malowania, chyba, że zdołam znaleźć narzędzie do robienia filmów, które będzie działało jak stare narzędzie pod Win XP albo nieboraka, który zrobi to za mnie i za darmo. Tyle, że takich nieboraków nie ma na świecie, bo wyginęli z głodu.
W każdym razie tu można zobaczyć ten minimalistyczny film – całkiem planowo pozbawiony animacji i całej otoczki specjalnych efektów. Niech prymitywna prostota tego filmu będzie moim protestem przeciwko manii dodawania wodotrysków i dodatków do wszystkiego, za cenę funkcjonalności i przyzwoitości.
Są tacy starzy ludzie, którzy zbierają rozmaite przydasie … Ja coraz częściej mam ochotę zostać takim starym maniakiem, który będzie latał i wszystko wyrzucał.
Przyjaciel zapytał mnie, o co chodzi w tym obrazie.
Psiakość, też bym chętnie kogoś zapytał.
Dwie wieże
Skończyłem „Dwie Wieże”.
To pierwszy obraz z serii, dla której jeszcze nie dorobiłem się odpowiedniej nazwy.
Prawdopodobnie będzie coś o przysłowiach ale nie wiem, co?
Najważniejsze, że mam program całej serii i kilka tematów na początek.
Ale „Dwie Wieże” to obraz specjalny.
Po pierwsze – otwiera cykl. A początki zawsze są ważne, bo nadają ton.
Po drugie – już w ciągu pierwszych kilku minut od pokazania ten obraz dorobił się wielu interpretacji – w tempie 1 interpretacji na minutę…
Z powodu mnogości odczytań dorysowałem strzały wbite w fortyfikację, ponieważ moim zamiarem było pokazanie konfliktu a nie radosnej współpracy. Zresztą te strzały były już na ołówkowym szkicu,. tylko w ferworze machania pędzlami o nich zapomniałem.
Po trzecie – „Dwie Wieże” powstawały z przygodami.
Na początku chciałem zacząć cykl od pomysłu o obiecującej nazwie „Desant”. Obudziłem się rano z gotową ideą w kolorach ciepłych, słonecznych i wpadających w czerwienie. Przed malowaniem wyprowadziłem pieska na spacer i załatwiłem kilka drobiazgów w rodzaju poczty, zakupów, codziennej biurokracji, głaskania kotów, trzymania Pumiastej na kolanach itd… i kiedy zacząłem malować – mój słoneczny, ciepły, pomarańczowo-żółty pejzaż zaczął wyglądać tak:
Jak widać, obrazek nieco się różnił od założeń początkowych ale w naszej części świata to chyba normalne, a przynajmniej często spotykane. Ponieważ jednak próbuję być pojętnym uczniem historii, już w połowie pracy zorientowałem się, co robię…
Nie każdy może to o sobie powiedzieć. Wielu ludzi nie orientuje się aż do finału a nawet grubo po finale pracy, mimo, że efekty ich wysiłków kopią ich z energią wkurzonego ogiera.
Nie pozostało mi nic innego, jak dla pamięci uwiecznić swoją pomyłkę i pokryć nieszczęsne płótno trzema warstwami gruntu. Dopiero po trzeciej ten nieszczęsny desant przestał wystawać spod spodu. Cóż, pomyłki nie poddają się łatwo.
Kiedy kolejne warstwy w końcu wyschły, mogłem zabrać się poważnie do pracy.
Tym razem udało mi się pamiętać, co właściwie chcę zrobić, częściowo dlatego, że Taro wlazł Pumie na głowę i zamiast rozleniwiającego mruczenia miałem za plecami odgłosy kociej awantury przeplatanej łomotem przewracanych książek, gdy Pumiasta uciekała po półkach.
Mimo wszystko jednak zrezygnowałem z nadmiernego kontrastowania zamków. Tylko w bajkach, westernach, propagandzie i u Tolkiena przeciwnicy są czarni i biali, obserwacja natury podpowiada, że najbardziej wojują ze sobą ci, którzy się najmniej różnią.
Mając na względzie realizm i odwieczne dążenie do naśladowania natury postarałem się, żeby obie wieże były do siebie raczej podobne. No i kto by budował sąsiadujące zamki z różnego materiału, jeśli w swojej okolicy może dostać tylko jeden rodzaj kamienia?
A jak podpowiada kolejna obserwacja: o kształcie ostatecznym budowli bardziej decyduje gust budowniczego niż materiał budowlany, zaś gust to najpoważniejsza przyczyna wojen.
I przyszedł wreszcie ten przyjemny moment, kiedy mogłem gotowy obraz powiesić na ścianie i zobaczyć jak wygląda w naturalnym środowisku.
A wtedy obraz zrobił to, co sztuka robi najlepiej: upadł nisko i z hukiem.
Pies wylazł spod kanapy, spojrzał na mnie z wyrzutem i poszedł spać do Psinorki. Koty zwabione odgłosem zjawiły się i w zadumie analizowały przydatność kolorowego płótna do Kocich Celów.
Powiesiłem go czym prędzej, zanim Taro uzna go za Idealną Osełkę Do Pazurków i poszedłem po aparat i statyw.
Naturalnie obraz spadł znowu, jak tylko ustawiłem sprzęt. Dobrze, że Wierna Kanapa czuwała i nic mu się nie stało.
I oto jest. Skończony. Pierwszy z serii. I tak dalej.
Kto wie, co będzie potem? Martwa natura? Coś z mistyki żyraf? Jakieś krakowskie klimaty?
Jedno jest pewne: mam drugie takie samo płótno, jeszcze nie wyjęte z folii. Zatem prawdopodobnie namaluję coś kwadratowego.