Kategorie
Bez kategorii Fotografia Zwierzaki

Bostoński ból teriera

Bostonki to taki fajny rodzaj teriera, który wcale nie wygląda jak terier tylko jak miniatura innego psa. Do tego ma sporo energii i skłonność do uśmiechu.
Ogólnie rzecz biorąc – bostoń się kto może… a jak kto nie może to niech się naciesza przy okazji.
Zarówno Gama jak i Zori są trudne do fotografowania. Po prostu aparat nie nadąża.

Kategorie
Fotografia Zwierzaki

Wszelki pies sobie Błonia chwali

Jak to zwykle bywa – Nanusia schodziła na psy na błoniach. Co jest może nieprecyzyjnym określeniem, bo ostatnio zajmuje się myszami i nornicami w norach (próbuje je namówić, żeby dały się zjeść. Nie wiadomo, dlaczego nie chcą skorzystać z jej oferty.)

W każdym razie jej relacje towarzyskie z psami stały się nieco jednostronne: pies podchodzi w lansadach i reklamuje swoje walory a Nanusia biegnie do nas i ukrywa ogonek, żeby nikt jej przypadkiem nie powąchał. Daje się też zauważyć  jej wyraźny brak akceptacji dla jegopsimościów o nadmiernym temperamencie lub kudłatości.

Nanusię przeraża pies, u którego futro na głowie dorównuje rozmiarami  temu na ogonie.  I nie ma to najmniejszego związku z jego osobowością. Podobnie zresztą traktuje szczeniaki z temperamentem, szczeniaczki, które są kilka razy większe od niej (jak np. pewnego młodego berneńczyka) itd.

Daje się zauważyć, że z wiekiem Nana ogranicza swoje potrzeby towarzyskie.

Ale jak już się trafi facet w jej typie –  robi się bardzo wylewna.

A mnie od czasu do czasu ludzie pytają, czy zdjęcia psom robię zawodowo.

Może to i dobry pomysł. Ale jak wyobrażę sobie prowadzenie jednoosobowej firmy… Nie. Nigdy więcej.

Ostatnio jednak Nana zaczyna mieć własne ciągotki w tym kierunku, o czym już wkrótce…

Kategorie
Zwierzaki

Wielki Ptak

Poszliśmy z Nanusią na spacer za miasto – po raz pierwszy od dawna i jeden z niewielu razów tego lata. Po prostu praca nie pozwalała na wycieczki a potem zepsuł mi się samochód, co dość skutecznie utrudnia wyjazdy z pieskiem, który nigdy dotąd nie jeździł autobusem. W każdym razie było dokładnie tak przyjemnie, jak moglismy się spodziewać ale nie to jest dzisiaj tematem.

Podczas tego spacerku coś latało wysoko. Na oko o połowę większy od myszołowa, który zresztą pokazał się w pobliżu i szybko uciekł. Sądząc po rozmiarze kształcie – jakiś orzeł. Na pewno nie przedni, bo nie ma charakterystycznych pierzastych portek… ani żaden bielik – zero białych znaczeń. W grę wchodzi jeszcze kilka orlików, więc może to orlik krzykliwy, który czasami pokrzykuje w tamtej okolicy… ale nie jestem pewien. Może przeczyta to ktoś, kto umie rozpoznać? Ale jednego jestem pewien: to nie jest Wielki Ptak z Ulicy Sezamkowej.

Kategorie
Zwierzaki

Jesienny Pies

Usłyszałem charakterystyczne szuranie pazurami po parkiecie… Do pracowni wtoczyła się Nana. Potrafi ona wpaść, wejść, wbiec, wskoczyć, wjechać (na dywanie, z Pumą pod brzuchem), wkroczyć, wparować, wleźć… a tym razem się wtoczyła. Klapnęła ciężko na dywanik, oparła melancholijną mordę na łapach i zerknęła na mnie, czy zwracam uwagę na swojego pieska.
Udałem, że nie zwracam.
– Yyyypfffźźźśśśśffff… – westchnęła i podparła się policzkiem na obydwu łapach. Machnęła ogonkiem z boku na bok tak ciężko, jakby był co najmniej z ołowiu.
Nie mogłem dłużej pozostawać obojętny… O tej porze dnia Nanusia śpi w ciemnościach pod kanapą albo leży na plecach na swoim oficjalnym posłaniu. Jeśli w ogóle się ruszyła, to powód był piesko poważny.
– Co się stało, Nanusiu? – odwróciłem się w jej stronę.
W orzechowych oczkach zabłysło coś jakby łza (co nie oznacza smutku ale bardzo uczuciowo wygląda). Opuściła uszy na boki, nabrała nostalgicznego wyglądu i westchnęła znowu:
– Jesień….
– Ano jesień. To źle?
– Tak smutno…
Znałem te objawy. Od czasu do czasu nostalgia jesienna napada i ludzi.

– Mogę w tym pokoju pokazać przynajmniej jedną osobę, która godzinę temu biegała jak glupia i skakała na łeb w każdą kupę suchych liści na alejce.
– Kogo? – Nana obejrzała się na boki…
– Ciebie. Godzinę temu machałaś ogonkiem jak samolot śmigłem. Dziwne, że nie pofrunęłaś. A teraz ci tak strasznie smutno?
Nastawiła uszy w sposób wskazujący na intensywne myślenie.
– Jakoś tak mi się teraz zrobiło smutno. Bo drzewa łysieją… i liście się robią jak amstaffy… – znowu zrobiła minę nostalgiczną a do tego użyła porównania… Psy nie bawią się poezją, sprawa wyglądała poważnie. Ale musiałem coś wyjaśnić.
– Liście jak amstaffy? Takie brązowe i w paski?
– Nie. Takie ciężkie, że spadają z drzew. – sprecyzowała.
Wyglądało to jeszcze poważniej niż na początku. Nana kocha od kilku lat pewnego starszego amstaffa, na jego widok biegnie z daleka piszcząc, tuli uszy, biega wokół na tylnych łapkach i liże go z wielkim zaangażowaniem. Demon mógłby grać w horrorach. Wygląda jak uosobienie mitu o psie-mordercy, sądząc po bliznach sam wywołał trzecią wojnę światową i sam ją wygrał – ale przy Nanusi zaczyna skomleć i rozkrochmalać się w bardzo wyrazisty sposób. To dowód potęgi miłości, który zauważają nawet osoby postronne i niezbyt zainteresowane psami. Uczucie Nanusia rozszerzyła na buldogi wszelkich kolorów i rozmiarów, boston-teriery oraz połowę bokserów. Może nie aż tak wylewnie ale wyraźnie woli je od innego towarzystwa.
Musiałem wyjaśnić, czy ten napad poetyckości u Nany wywołała jakaś rewolucja w uczuciach i czy wszystko z nią w porządku.
– Co do amstaffów…. jak tam z twoim ukochanym?
– Słabiej pachnie… – powiedziała tak rozdzierająco, że udzieliła mi odrobiny swojego smutku. Chyba właśnie w tym tkwiła przyczyna jej nastroju… Drążenie tematu mogło pogorszyć sprawę, na szczęście wiedziałem jak zareagować. Skoro ludzkim kobietom zakupy poprawiają nastrój – nie ma powodu, żeby nie pomogły psiej pannie.
– Za godzinę pójdę do sklepu, możemy razem odwiedzić panią Bogusię.
Nana usiadła jak wystrzelona sprężyną. Uwielbia sklepik dla zwierząt i jego właścicielkę. Początkowo podejrzewaliśmy, że to zamiłowanie do artykułów żywnościowych ale od dawna już wiemy, że mamy do czynienia z uczuciem bezinteresownym i głębokim. Nie raz dostawała przysmaczek, który zostawiała na podłodze i pędziła za ladę, żeby się poprzytulać.
– Chodźmy teraz!
– Nie. Najpierw muszę skończyć kilka rzeczy. A potem pójdziemy po owoce i odwiedzimy przy okazji panią Bogusię.
Znowu nastawiła uszy w pozycję MYŚLENIE TWÓRCZE. A potem nagle złożyła uszy, opuściła brwi, pomerdała ogonkiem i przybrała wygląd zaokrąglony i niewinny.
– A mogę dostać to ciasteczko ze stołu? Będzie mi łatwiej poczekać…
– Nie mam ciasteczka. To winogrona. Takie zielone owoce. Nie lubisz ich.
– Skąd wiesz, skoro nie próbowałam?
– Bo próbowałaś. Wczoraj i przedwczoraj. Nie smakowały ci.
– Nie pamiętam. Muszę sprawdzić. – jak zwykle, kiedy w grę wchodziło jedzenie, Nana przybierała coraz inteligentniejszy wyraz. Obecnie wyglądała równie sprytnie jak Lis Witalis. Uznałem, że nie zbiednieję od jednego winogronka polizanego i wyplutego na podłogę, przynajmniej dopóki będę pamiętał, żeby je podnieść i wyrzucić zamiast wdeptać w dywan.
– Siadaj. Masz.
Wzięła owoc w zęby delikatnie… ale już widziałem, że przypomniała sobie wszystkie poprzednie próby zjedzenia winogron.
– Błe. Niedobre. A tobie smakują?
– Ja je lubię. I mają mnóstwo witamin.
– Nie mają. Nie widzę ich.
Już kilka razy poruszaliśmy temat witamin, psina nijak nie może zrozumieć, o co z nimi chodzi.
– Witamin nie widać. Ale są w każdym owocu.
– Wcale nie w każdym. A jak są, to ja je widzę. I jest tylko jedna albo dwie w jednym owocu.
Acha, rozmowa zaczyna być konkretna.
– Nanusiu, a jak wyglądają te witaminy?
– Są takie małe, zielonkawe z dwiema czarnymi kropkami na końcu, wyłażą z dziurki w jabłku i tak się śmiesznie ruszają.
– To są robaczki.
Zmarszczyła czoło.
– A co to za różnica?
– Witaminy to takie coś w rodzaju soku w owocach. Dobre dla zdrowia. Są bardzo różne. Nawet jest taka, która się robi na kocim futerku od słońca.
Zastrzygła uszami. Zamyśliła się i wstała.
– Słabo się czuję od tej jesieni. Chyba potrzebuję witamin. – oświadczyła i energicznie ruszyła do drzwi.
– A ty dokąd? nie wolno ci grzebać w lodówce.
– Wiem. Nie idę do lodówki, bo ona nie zawiera witamin.
– To dokąd?
– Wylizać kota.

Kategorie
Ilustracja Zwierzaki

Rysuję.

 Rysuję. I w zasadzie do tego ogranicza się ostatnio moja życiowa aktywność, szczególnie przy panujących upałach. Poza tym nie chce mi się nic, nawet czytać. Oczywiście koty i pies mają swoje prawa i wysysają ze mnie resztę chęci na cokolwiek…

Niemniej – rysowanie tych wszystkich misiów,  dzieci i zabawek ma w sumie zbawienny wpływ – przywraca mi chęć do opowiadania czegoś obrazkami.

Z planowanego pół tysiąca obrazków zostało mi jeszcze kilkadziesiąt… i gdyby tak zrobić na jednej fali jakąś opowieść rysowaną? Zreaktywować dawno utraconych wikingów Żłopsena i Antensena oraz ich wielką wyprawę?  Kto wie?

 

Kategorie
Fotografia Zwierzaki

Dziennik Taro. Kto jest kim?

To jest ciocia Puma. W domu jest też ciocia Nana, jeszcze większa.

Ciocia Puma jest duża i miękka, chyba, że pazuruje. Wtedy jest dość ostra na końcach.

Jak widzę Ciocię Pumę, to zaraz muszę ją objąć za szyję.

Ale jak ją obejmę, to muszę ją trochę ugryźć, bo to jest takie milutkie. A wtedy ona mnie przerzuca i zaczynamy sparring.

Ciotka Puma jest mistrzynią neko-jitsu. Nie wiem jak ona to robi ale codziennie biorę lekcje.
Tradycyjna Kocia Sztuka Wojenna bardzo rozwija i zmienia spojrzenie na świat.

Dzięki niej oglądam świat w nowy sposób. Człowieki tak nie potrafią.

Ale nie oglądam go zbyt długo, bo Ciocia się wierci.

Czasem tak sobie myślę, że może Ciocia ma wiertarkę?

Ale jeśli chodzi o mnie to ona może mieć wszystko. 

I tak sobie pożyczę.

Kategorie
Fotografia Zwierzaki

Dziennik Taro – oblężenie fotela. Wspomnienia wojenne.

Nasze wojska goniły prze-koci-wnika aż do jego fortecy w górach.

To był trudny pościg… tym trudniejszy, że wróg kontratakował wiejąc, jak na skrzydłach.

Mimo naszej bojowej postawy zdołał okopać się na szczycie i stawił zawzięty opór.

Najdzielniejsi z dzielnych nie obawiali się jego broni i atakowali zacięcie. Zacięli nas niejeden raz,

Straty były poważne. Mimo to po każdym szturmie przegrupowywaliśmy się.

Ponowne ataki napotykały zawziętą kontrę.

Gdyby nie niezłomny duch bojowy naszych szturmujących pod ogniem wroga, można by to nazwać klęską.

Właściwie to była klęska ale nie zupełna…

Takie klęski wzmacniają ducha. A duch w nas aż bucha.

Z tego powodu zanotujemy ten epizod  w kronikach jako moralne zwycięstwo.

Albowiem jeśli nam skroją to i owo, to cóż pozostaje, jeśli nie poczucie wyższości moralnej?

No powiedzmy, że można próbować walczyć dalej.

Taka walka z cała mocą i dynamiką ma swój specyficzny urok…

… ale trudno się nim cieszyć, gdy przekociwnik nas zpacnie na samo dno… Wobec przekociwnika dysponującego bronią pazurową dużego kalibru czasami trzeba ustąpić.

Naturalnie nie wypada ustąpić tak po prostu… trzeba próbować!

Tylko wynik tych prób jest… można powiedzieć taki jak zwykle…

Wzorem ludziowego wielkiego kronikarza (mistrza dosładzania takich wydarzeń) Wincentego Kadłubka nie uznajemy się za zwyciężonych. Nasza sprawa jest słuszna… ale chwilowo jesteśmy zmęczeni tym zwyciężaniem. Jak przekociwnikowi zależy na jego pozycji, to niech sobie je weźmie. 

 


Ostatecznie potrafimy uszanować wiek sędziwy…

Ale kiedyś urośniemy i nasze będzie zwycięstwo!

Kategorie
Fotografia Zwierzaki

Psifotografia

Badania nad psem prowadzą nas do wniosku, że pies jest bardzo skomplikowany. Może być długowłosy.

 

Pies może mieć kłapciate uszka i zasłonięte oczy.

Może występować w odmianach pośrednich, np mieć długi ogonek ale krótkie łapy.

Poza tym pies porusza się po bardzo różnych terenach w różnym tempie. A na niektórych psach widać wyraźnie linię zanurzenia, która informuje o zdolności do pływania i rozszerzonych możliwościach latania po polu.

A jak się rozpędzi to lata nie tylko po polu… ale w ogóle sobie lata.

Niekoniecznie bardzo wysoko. 

Ale zawsze ładnie!

Kategorie
Zwierzaki

Być Kimś, być Kotem…

Życie Kota zdecydowanie nie jest łatwe. Łóżka zazwyczaj mają tylko jedną istotną cechę… jeśli kształt jest wygodny to na tym koniec. Naturalnie łóżeczko może być twarde (ma się przecież to futro!) ale nie powinno kapać do łóżka wtedy, kiedy świat potrzebuje naszej Drzemki. 

Albo problem psiego ogona: Zawsze są kłopoty z jego używaniem. Nie może się zatrzymać i dlatego trudno porządnie przeanalizować jego zawartość i budowę. Nie, żeby Kot mógł się od psa czegoś nauczyć… ale może jakaś inspiracja? A tu ogon ucieka i trzeba trzymać pazurami, żeby założyć go sobie na głowę… A o spokojnym wylizaniu szkoda gadać. 

Po prostu życie Kota jest bardzo trudne. Na szczęście są na świecie pudełka.

Kategorie
Zwierzaki

Jak zostałem Mirmiłem…

Siedzę sobie przy stoliczku i komputerku, pracuję… obok kubeczek z herbatką, dwa słodkie kotki śpią w łóżeczkach i mruczą… jednym słowem sielanka.

Ale w pewnym momencie z łóżeczka wylazł jeden kotek i usiadł przed monitorem… dziwnym trafem na klawiaturce i zrobił „kscnkauybgfuhfhfhwkrg”. A potem przyszedł drugi kotek i przemaszerował przez klawiaturkę kasując niezapisany scenariusz do komiksu i zastępując własnym dziełem literackim, nieporównanie lepszym. 

Obydwa Kotki wymieniły zwyczajowe uprzejmości i konwencjonalne uwagi, przez chwilę zajmowały się krytyką literacką tekstu na ekranie, po czym przeszły do badania przedmiotów z biurka. 

Gruntowne testy wykazały, że nic z tych rzeczy nie plami łapek ani nie spada na podłogę. Znaczy: same nieciekawe rupiecie tam leżały. Pojawiły się jednak różnice w ocenie co do strugaczki elektrycznej oraz prawa do używania pędzla. 

Ten drobny spór zaowocował fundamentalną dyskusją na temat praw młodzieży we współczesnym świecie. 

Konserwatywne starsze pokolenie przybrało nader protekcjonalny ton wyrażający się w stwierdzeniu: uszy po sobie.

Takie stawianie sprawy nie mogło się  spodobać młodym, którzy rownież odpowiedzieli nieco protekcjonalnie. Jednak pokolenie starsze nie lubi być poklepywane po plecach. Różnica wieku i długości wąsów oraz ogonka zobowiązuje do czegoś. 

Kwestia: do czego? pozostała otwarta, natomiast w wyniku argumentacji pokolenie młodsze uległo a następnie leżało przez jakiś czas. 

Jednak czas ten szybko minął i młodzież pokazała, że dysponuje równie poważnymi argumentami. Zaskoczenie było zupełne, ponieważ do tej pory konserwatywne społeczeństwo na biurku nie przejmowało się głosem dzieci. 

Dzieci jednak szybko rosną i nabierają wagi, powagi a w skrajnych wypadkach przewagi. 

Kluczem do problemu okazało się znalezienie właściwego momentu dla zauważenia przejścia od dziecka do dużego dziecka. 

Obydwie Wysokie Układające się Strony doszły do wniosku, że nie będą się okładać ani układać w miejscach niewygodnych i przybiły piątkę na zgodę. 

A do mnie przez cały czas docierało, jak czuł się kasztelan Mirmił, kiedy w środku nocy obudził go piekielny hałas, łomot broni… i jedyne, co zdołał powiedzieć, to:

Jakieś wojska znalazły sobie w moim grodzie dogodne miejsce do boju…