Kategorie
Zwierzaki

Depumizacja


Ściśle związane z tą historią

Rozejrzałem się ostrożnie. Pumiasta spała w pracowni. Taro wyciągnął się na kaloryferze w saloniku, co oznaczało, że nie zlezie przez godzinę. Nana nie stanowiła żadnego zagrożenia, bo zasnęła pod kanapą a to gwarantuje spokój do obiadu.

Mówiąc krótko: w domu panowały idealne warunki, żeby sobie przeczytać na fotelu niezbędną literaturę wstępną a potem wziąć się do pracy. Cichutko zrobiłem sobie herbatkę. Nie wywołało to żadnej reakcji zwierzątkowej. Ciasteczko zawsze stanowi najbardziej ryzykowną część planu, bo budzi Nanę a Nana nigdy nie otarła się o pojęcie dyskrecji. Ale nawet ciasteczko nie obudziło nikogo. Usiadłem sobie wygodnie, dosunąłem fotel z przeciwka, wyciągnąłem na nim nogi. Rozłożyłem koc na kolanach, bo nie lubię okruchów w spodniach, złapałem za uczoną księgę mnicha Teofila o sztukach i rzemiosłach wszelkich… i poczułem pazurki na udzie. Puma stała oparta o fotel i skrobnęła mnie lekko. Nawet nie chodziło o pretensje, że siadałem bez jej udziału. Ot, takie zwykłe zaznaczenie, że jest – pazurkami, bo pazurków nie sposób lekceważyć.

– Zastanawiałam się, kiedy wreszcie się domyślisz…. – zamruczała namiętnie i wlazła na moje kolana tak, żeby jednocześnie opierać się o obie ręce i zasłaniać książkę. Uziemiła mnie niczym fachowy elektryk i nie było dyskusji. Zresztą dyskusja z kotami nie ma większego sensu, chyba, że ktoś nie wie, że Kot ma Rację i Kot jest Racją. Wówczas próba sporu z kotem rozszerza horyzonty. Ale ja musiałem przeczytać co trzeba w ciągu godziny albo pracować bez przeczytania, co nie miało za grosz sensu, ponieważ mnich Teofil stanowił jak raz podstawę mojej dzisiejszej pracy.

Spróbowałem ostrożnie wydostać dłoń spod rozmruczanej kocicy. Spojrzała z wyrzutem i powiedziała:

– Histeryk. Pięciu godzin bez ruchu nie może wytrzymać. – Wstała, z niesmakiem odwróciła się do mnie ogonem i przeniosła się z książki na kolana. OK, to było do przyjęcia. Poczytam a jak skończę – pomyślę, jak wstać. A jak wstanę i zrobię, co mam do zrobienia, to zastanowię się nad przebłaganiem Pumy… co nie będzie łatwe.

Czytałem ale czułem coraz mocniejszy wpływ kociej drzemki. Mruczała sobie dywersyjnie rozluźniając wszystko wokół… prawdę mówiąc, książka co chwilę wysuwała mi się z rąk. Walczyłem, ale właściwie powinienem był od razu zasnąć i nie ruszać się, skoro Pumiasta chciała mnie zarazić sennością. I już miałem się poddać, kiedy spod kanapy wylazła Nanusia. Szurała pazurkami albowiem w domu preferuje bamboszowo-posuwisty styl poruszania się, zwłaszcza na parkiecie. Spojrzała na mnie wzrokiem równie nieuporządkowanym jak jej grzywka i uszy po czym nagle nabrała energii i celu w życiu.

– Puma! Co robisz? Chodź się bawić kotem! – polizała kocie ucho.

Puma przekręciła się tak, by leżeć między moimi kolanami. W tej pozycji nie dało się jej lizać po uszach za to nie była już tak rozkosznie zwinięta w kłębek. Dodatkowo musiałem trzymać koc oburącz, bo leżała na nim, jak w hamaku i w ogóle nie obierała się na moich nogach. To mnie trochę wyzwoliło spod jej mruczącego zaklęcia. Przypomniałem sobie o pracy… ale przede wszystkim nie mogłem pozwolić, żeby kicia spadła mi między nogami na podłogę.

Nana jeszcze raz zajrzała do kociego dołka od góry. Liznęła ale najwyraźniej efekt jej nie zadowolił, bo szybko obwąchała kicię wzdłuż. Usiadła. Spojrzała na mnie i na moje zakocone kolana. Zrobiła gest, jakby chciała szczeknąć ale nie śmiała tego robić w moją stronę.

Po czym wlazła pod moje wyciągnięte nogi, powąchała, zlokalizowała i mocno dziobnęła nosem w wybrzuszenie pełne kota.

Puma poderwała się tak ostro, że koc wysunął mi się z rąk i spadł na podłogę razem z zaskoczoną kocią zawartością prosto pod psi nos.

– Pumcia! Tęskniłam za tobą aż dwie minuty! – zawołała entuzjastycznie Nana i rzuciła się na kumpelkę z wyrazami radości.

Kocica złapana między łapy i nos zipnęła. Obróciła się na plecy ale osiągnęła tylko tyle, że została gruntownie wylizana po brzuszku. Gdzieś pod moim fotelem załomotał pies jadący na kocie do przedpokoju.

Byłem wolny od kici-nastroju i mogłem wziąć się do pracy.

Kategorie
Wierszyki i Owsiki

Owsik optymistyczny

Owsik chciał awansować.
Odniósł sukces czysty,
kiedy wreszcie się dostał do himalaisty.

Dumnie twierdził, gdy razem krążyli po górach:
„Niby wciąż jestem w dupie – ale za to w chmurach!”

 

Alternatywa: kliknij

Kategorie
Parada Opornych i inne komiksy

Konkurs z głupkiem

Postanowiłem przeprowadzić konkurs z Bipermanem.

Osoba, która najtrafniej określi, do czego pasuje ten obrazek – dostanie Bipermana narysowanego na własne życzenie.

Jak Wam się podoba taka formułą konkursu – weźcie udział. Jak nie – podeślijcie znajomych.

Kategorie
Wierszyki i Owsiki

Owsik Pesymistyczny

Owsikowi na sukces nadeszła ochota
zatem zmienił swój adres: zasiedlił pilota.

Nie był jednak szczęśliwy, marudził:
„To głupie – niby wzleciałem w chmury
a wciąż jestem w dupie!”

 

Alternatywa: kliknij

Kategorie
Fotografia

Sztuka tropienia czegoś

Ostatnio lało, więc postanowiłem powspominać odległe czasy, czyli ostatni spacer z Naną.

Lód i słońce dają sporo okazji do zabawy, zwłaszcza za miastem. Na dobrą sprawę zwykłe ustawienie się pod światło daje nam połowę szans na ciekawe zdjęcie (dla niewtajemniczonych: połowa szans oznacza WYJDZIE ALBO NIE WYJDZIE).

Oczywiście dobrze jest mieć jakiś egzotyczny temat. Ideałem byłoby złapanie Aliena na łysym niedźwiedziu pożerającego jakąś celebrytkę, ale trudno wychodzić na spacer z psem tylko dla takich spotkań.

Pozostają nam rzeczy zwykłe:  strumyk, trzciny, drzewa i inne śmieci. Kupa śmieci lub drewna po bliższym zbadaniu może się okazać żeremiem bobrowym ale to też nie jest zbyt częste zjawisko – mimo wszystko na spacerze łatwiej trafić na  żeremie czy tamę niż Kim Kardashian.

O ile zaprzyjaźniony strumyk ma brzegi zryte jak mózg polityka a jego nurt od czasu do czasu przegradza sterta obgryzionego drewna to mam szansę na znalezienie śladów bobra.

Jak się do tego zabrać?
Przedstawiam plan postępowania sprawdzony w praktyce:

Po pierwsze włazimy na lód i idziemy środkiem obserwując brzegi.
Po drugie – ignorujemy trzaski i chrupnięcia pod nogami. Możemy tupać, jeśli mamy ochotę.
Po trzecie – wpadamy do wody akurat na środku strumienia, tam, gdzie woda spiętrzona przez bobry jest głęboka. Jeśli nasza twarz znajdzie się pod wodą – to właśnie wtedy jest czas na obserwację bobrów w naturalnym środowisku.

Po czwarte – wyłazimy na brzeg chlapiąc rozpaczliwie na wszystkie strony. Nie należy się poddawać – za piątym albo szóstym razem na pewno się uda a długie przebywanie w lodowatej wodzie może być nie zdrowe. Kto nie wierzy, niech zapyta pasażerów Titanica.
Po piąte – gnamy biegiem do domu lub samochodu (na jedno wychodzi, bo samochód służy do szybkiego powrotu do domu).

Po szóste
– klniemy na czym świat stoi (pomocny będzie tu słownik wulgaryzmów, który każdy Polak powinien mieć pod ręką)
Po siódme – w domu przebieramy się w suche rzeczy i pijemy gorącą herbatę, rum, coś z większą ilością procentów (nie będę nic proponował, bo nie płacą mi za product placement). Czy wypijemy kolejno czy na raz – to bez znaczenia, byle rozgrzewało.

Po ósme – stanowczo porzucamy myśl o fotografowaniu dzikiej przyrody, a jeśli wciąż o tym marzymy – skupmy się lepiej na śledzeniu dzikich płyt chodnikowych pod naszym blokiem oraz kaczek dziennikarskich.

Kategorie
Parada Opornych i inne komiksy

Uczmy się uczyć samemu…

Rozmawiałem z kolegą na temat różnic między wiarą i nauką. I tak sobie myślę, że dla większości ludzi wygodniej jest  zastąpić naukę i prace wiarą, że już potrafią i dlatego nic nie muszą. A że nie działa? A kogo to obchodzi?

Kategorie
Historia i kultura

Star Wars i technika wojskowa lat 80-tych XX wieku

Ludzki umysł działa zabawnie – możemy mieć w głowie całą masę faktów ale żeby od razu je kojarzyć i zinterpretować?
Od dziecka interesowałem się samolotami a pierwszy obejrzany przeze mnie film z uniwersum Gwiezdnych Wojen bardzo mocno wpłynął na moją wyobraźnię. Mimo to przez długie lata nie zastanawiałem się nad oczywistym pytaniem: jak się miała technika pokazana w „Star Wars” do techniki latającej w tym czasie nad naszymi głowami?
Porównajmy.
Oto SR-71 – samolot szpiegowski zaprojektowany na przełomie lat 50-tych i 60-tych XX wieku, który do służby wszedł w 1964 roku.

A oto znany wszystkim X-Wing czyli koncept z 1977 roku.

Oczywiście możemy powiedzieć, że opływowość kształtów to kwestia stylu…
zatem porównajmy SR-71  z pokazanym pod nim pojazdem z drugiej serii Star Wars, konceptem Douga Chianga.

Dla mnie koncepcja Chianga wydaje się raczej nieco wtórną wariancją na temat starego ale szybkiego samolotu szpiegowskiego…

Skoro jednak mówimy o kształtach kanciastych – porównajmy sobie coś kanciastego:

Po prawej Snowspeeder z roku 1982 – po lewej i niżej Have Blue – demonstrator technologii stealth latający już w roku 1977.

Have Blue doczekał się potomka – F-117 pierwszy lot wykonał wtedy, gdy kończono prace nad „Imperium Strikes Back” a gotowość operacyjną w jednostkach bojowych osiągnął w 1983 – gdy film wchodził na ekrany w krajach demoludowych… Potem było kilka wojen, w których F-117 już bombardował a my wciąż myśleliśmy, że Snowspeeder to Science-fiction.

Warto też porównać na filmie manewrowość X-Winga czy Snowspeedera ze Spitfire’m z II wojny światowej.
Warto dodać, że efektownie rozkładane skrzydła X-Wingów w momencie wejścia filmu do kin porzucono dla bardziej perspektywicznych rozwiązań: F-16 czy Mig-29 z końca lat 70-tych już ich nie mają.
O zastosowaniu laserów w walce lepiej nie mówić – już w początku lat 70-tych armie zdawały sobie sprawę, że laser jako broń nie przebije się łatwo przez dym czy lusterko w przeciwieństwie do kuli karabinowej a do tego jeszcze zdradzi pozycję strzelca. Dlatego też zamiast efektownie błyskać z działek stosowano lasery raczej do namierzania celu niszczonego następnie konwencjonalną bombą.
Co ciekawe w krajach Układu Warszawskiego na kilka lat przez filmem Lucasa pojawiły się myśliwce bombardujące Suchoj Su-22 z takim uzbrojeniem – zatem Luke Skywalker dysponował sprzętem gorszym niż piloci PRL! Pewnie dlatego swoją torpedę ładował w cel „na czuja” używając mistycznej Mocy…

Co więcej można powiedzieć?
W sumie Gwiezdne Wojny reprezentują raczej technikę wychodzącą z użycia w 1978 roku a nie najnowszą czy przyszłościową.
Dlaczego zatem robiły tak oszałamiające wrażenie?
Cóż, to chyba na tym polega magia Gwiezdnych Wojen…